24 gru 2011

Jayne Castle - "Promień srebra"





Tytuł: Promień srebra

Autor: Jayne Castle (Jayne Ann Krentz)

Wydawnictwo: Amber

Data i miejsce wydania: Warszawa 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj





     Dawno nie czytałam żadnego romansu. Jestem co prawda przyzwyczajona do tego typu literatury, ale ostatnio pochłonęła mnie akcja i przygoda. W każdym razie, jak na pierwszą taką książkę od dłuższego czasu, uważam ją za całkiem udaną.

Ona – konsultantka matrymonialna o zdolnościach parapsychicznych.
On – nietypowy klient, który szuka nie żony, lecz tajemniczego reliktu o potężnej mocy.
Razem mają uchronić bezcenny przedmiot przed tymi, którzy zrobią wszystko, by go zdobyć. A ryzykują nie tylko życiem…
    Szczerze mówiąc, po tym opisie spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Zaznajomiłam się z postacią autorki na tyle, żeby dowiedzieć się, że nie jest to jej pierwsza książka, a jedna z wielu. Sądziłam, że ma wprawę. Książkę przeczytałam niezwykle szybko, więc pewnie miałam rację.

    David Oakes z Agencji Ochrony Oakes wraz z detektyw Martinez pojawia się w biurze Celindy. Prowadzą śledztwo, dotyczące zabójstwa i zniknięcia tajemniczego przedmiotu, który, jak się okazuje, kobieta kupiła całkiem przypadkowo. W sprawę zamieszane jest Bractwo, a ponieważ nie chce mieć z nim nic wspólnego, oddaje przedmiot. Niestety, jej futrzak, do którego należała zabawka, porywa go i ukrywa. Od tego momentu oboje muszą współpracować, aby go odszukać i wrócić do swojego życia. Niestety, nie jest to takie proste, kiedy fale parapsychiczne wyraźnie ich do siebie przyciągają.

     Autorka w powieści stworzyła całkiem nowy świat, różniący się od tego współczesnego. Osadzony jest w innym miejscu i innym czasie. Witajcie na Harmonii. Jest to planeta niebezpieczna, ale piękna. Nieliczni ludzie, żyjący na niej, posiadają zdolności parapsychiczne. Odznaczają się one różnymi talentami, na przykład odczytywaniem aury innych, a także sterowanie umysłami. Takie umiejętności zdarzają się niezwykle rzadko, ale są bardzo niebezpieczne. Miastami kierują Bractwa, organizacje, które szkolą Łowców, zajmujących się kontrolą nad duchami. Prawdziwe tajemnice Harmonii żyją jednak ukryte w jej murach.

     Nie miałam żadnego problemu z przyzwyczajeniem się do tego świata. Na początku Jayne Castle wprowadza nas w podstawowe założenia, dotyczące miejsca, w którym rozgrywa się akcja, a wraz z jej rozwinięciem dodaje nowe wątki. Nie mieszają jednak w głowie i czyta się bardzo łatwo, bez wracania do poszczególnych zdarzeń.

     Przyjemny romans na chwil odprężenia. Polecę tą książkę wszystkim fanom lekkiej literatury z domieszką pewnego zamieszania. Nie mogę powiedzieć, żeby sam tekst w sobie był bardzo ambitny, ale na pewno spodoba się tym, którzy lubią szybkie romanse. Z pewnością byłby to miły prezent na święta.

5/6
Książkę otrzymałam od serwisu Secretum. Dziękuję.

30 lis 2011

Stephen King - "Cujo"





Tytuł: Cujo

Autor: Stephen King

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Data i miejsce wydania: 1981

Strona zakupu: Tutaj





     No tak, pierwszy września, rozpoczęcie roku szkolnego, nudna gadka i chodzenie po mieście. A tam co? Na półce Cujo. Z wiele mówiącą okładką i jeszcze ciekawszym opisem. Od jakiegoś czasu nie czytałam żadnego horroru toteż Kinga z miłą chęcią zabrałam do kasy i spakowałam do torby. Niestety pożałowałam.

     Sama koncepcja książki wydawała się bardzo ciekawa. Mimo, że właściwie opowiada o fakcie dość oczywistym to jednak nie aż tak normalnym.
     Akcja dzieje się w małym miasteczku Castle Rock. Donna i Vic Trenton to z pozoru zgodne małżeństwo. Razem z synkiem Tadem prowadzą swoje spokojne życie. Pewnego dnia głowa rodziny wyjeżdża służbowo. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie feralny zepsuty samochód jego żony.
    Wyobraźmy sobie teraz miłego, przerośniętego i łagodnego Bernardyna, który jest psem właścicieli warsztatu samochodowego. Cujo jak każdy pies uwielbia gonić za zwierzyną. Niestety, mały zając doprowadził go do zguby. Ugryzł go nietoperz chory na wściekliznę.
     Pani Trenton codziennie potrzebuje samochodu. Nie ma wielkiego wyboru, więc postanawia pojechać do  warsztatu. Pech chciał, że nie z kim zostawić syna, więc zabiera go ze sobą. Na podwórku kręci się ogromny pies, z którego pyska cieknie piana. Zachowuje się agresywnie. A samochód... nie chce odpalić.

     Czytałam tą książkę długo. Nie jest specjalnie obszerna, ale za to naprawdę ciężka. Akcja rozwija się powoli, chociaż to akurat nie jest aż tak wielkim minusem. Gorzej, że ta pozycja zalicza się do literatury, na której się po prostu zasypia.
     Wiele osób mówiło mi, że King tak już pisze. Powolna, ale i tak wciągająca fabuła, usypiający i ciężki styl. Nie zgadzałam się z tymi opiniami, ale po lekturze kilku ostatnich pozycji ze zbioru tego autora muszę  chociaż w części przyznać im rację.

     Książka ma dwa duże plusy. Pierwszy to krótkie fragmenty pisane z perspektywy Cujo. Przyznam szczerze, że one podobały mi się najbardziej, bo zdecydowanie wyszły autorowi. Były dość realne. Drugi plus to zakończenie. Mimo, że King swoich książek raczej szczęśliwie nie kończy nigdy to zamknięcie tej wyjątkowo przypadło mi do gustu. Po tym jak później akcja zaczęła wciągać... zdecydowanie warto było czekać.

     Z pewnością nie mogę porównać tej książki do innych pozycji Kinga, jakie przeczytałam. Dużo brakuje jej do szybkiej i zwartej akcji Uciekiniera czy rozbudowanej fabuły Dolores Claiborne, która jednocześnie nas nie zanudza. Odpada też przystawienie jej do Gry Geralda, która może nas porządnie wystraszyć.

     Cujo nie polecę fanom typowych horrorów, bo jest to bardziej thriller czy dramat. Właściwie z gatunku, którego się spodziewałam ma w sobie naprawdę niewiele. Niecierpliwych odrzuci ona od razu i nie będzie w tym nic dziwnego. Pokusić się o jej przeczytanie mogą prawdziwi fani autora i osoby, które naprawdę lubią wolno rozwijającą się akcję. Pozostałe osoby byłyby niezadowolone.

Ach, jeszcze coś. Strzeżcie się potworów z szafy i ich czerwonych ślepi, dzieci! Mogą być groźne...

3/6

"Możecie wierzyć mi, możecie wierzyć mi, możecie wierzyć mi,
Stary Blue odszedł tam, gdzie odchodzą wszystkie dobre psy."

18 lis 2011

Izabela Szolc - "Strzeż się psa"




 Tytuł: Strzeż się psa

Autor: Izabela Szolc

Wydawnictwo: Oficynka

Data i miejsce wydania: Gdańsk 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj






      Izabela Szolc - autorka kilkunastu powieści i opowiadań. Do jej najbardziej znanych tekstów należą powieści: Ciotka małych dziewczynek, Hebanowy świat, seria o komisarz Annie Hwierut. Jest ambasadorką wegetarianizmu w Polsce. Uwielbia psy i koty. W przyszłości chce założyć azyl dla zwierząt, dziś aktywnie walczy o polepszenie ich losu. Tantiemy z książki w całości przeznaczyła na fundację Viva! Książka ta jest hołdem złożonym przez nią psiej inteligencji.

     Przyznaję, że byłam dość sceptycznie nastawiona do tej powieści. Kocham zwierzęta i mam psa (choć niezaprzeczalnie wrednego), ale książka zwyczajnie nie należy do moich klimatów. Kryminały tak, ale zwierzęce? Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. I pewnie szybko znowu nie spotkam, a muszę przyznać, szkoda.

     Na początku historii poznajemy Ala. Psa, drżącego z zimna i opowiadającego o tym, że jego pani zostawiła go na zewnątrz "żegnając się" ze swoim partnerem. Bloodhound mówi nam jak trafił w ręce Laury i przybliża swoje życie. A później jest już tylko lepiej.
     Kiedy na osiedlu zaczynają ginąć psy, Albrecht nie ma wielkiego wyboru, więc wiedząc, że wszyscy na niego liczą, rozpoczyna śledztwo w stylu Sherlocke'a Holmesa.
     Tak więc kryminaliści strzeżcie się psa, bo on nie zna litości!

     Przez pierwszą połowę książki zastanawiałam się tylko kiedy w końcu zacznie się ta prawdziwa akcja? Miał być kryminał, morderstwa i śledztwo, a ja tymczasem jestem zajmowana przez urocze opowieści Ala i zabawne historyjki.
     Nie przeczę, nie mam nic przeciwko nim, bo to zdecydowanie ogromny plus tej powieści. Pełno humoru i śmiechu. Postać psiego komisarza urzekła mnie przy pierwszym łacińskim cytacie i pierwszej rozmowe z Tofikiem. Później... później nawet już nie zastanawiałam się nad sensem, którego przecież powinnam szukać.

     Książka nie jest długa, a czyta się ją jeszcze szybciej niż na początku można by przewidywać. Właściwie da się ją skończyć w pół godziny. Taka chociażby przyjemna przerwa od nauki albo umilenie sobie podróży pociągiem.

     Pojawia się tylko jeden błąd, którego się dopatrzyłam i który jednocześnie mogę nazwać  pewną wadą. Mianowicie, zakończenie. Nie jest ono tak klarowne jak reszta powieści, nie można od razu doszukać się odpowiedzi. No i w końcu, autorka nie wykreowała go odpowiednio. Nawet, jeśli właściwie jest to już swego rodzaju epilog to mogłaby pociągnąć akcję jeszcze trochę i wyjaśnić wszystko.

     Strzeż się psa polecam przede wszystkim fanom komedii i tym, którzy są zmęczeni ciężką literaturą. Przy tej książce bez wątpienia odpoczną i nabiorą energii. Na pewno spodoba się także miłośnikom zwierząt. Nie tylko psów, choć to one odgrywają tu najważniejszą rolę.
     A skoro jesteśmy blisko świąt to uważam, że byłby to idealny prezent.


5/6

"Po prostu jesteś zazdrosny o to, że trawa pieści moje jądra."
Za książkę serdecznie dziękuję serwisowi Secretum.

2 lis 2011

Bradley P. Beaulieu - "Wichry archipelagu"





Tytuł: Wichry archipelagu

Autor: Bradley P. Beaulieu

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Data i miejsce wydania: Warszawa 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj





     Bradley P. Beaulieu - amerykański pisarz, z wykształcenia inżynier komputerowy, laureat nagrody L. Ron Hubbard Writers of the Future Award przyznawanej najlepiej zapowiadającym się młodym twórcom. Publikował opowiadania m.in. na łamach "Realms of Fantasy", "Orson Scott Card's Intergalactic Medicine Show" i w różnych antologiach tematycznych.

     Szczerze mówiąc, do tej książki zachęciły mnie statki. Widząc jeden na okładce nie mogłam stracić szansy na zdobycie jej. Wszystko to przez powieść Scotta Lyncha, która zdecydowanie bardzo przybliżyła mnie do przygód morskich.
     Zawiodłam się trochę pod tym względem, bo nie dostrzegłam w tej historii elementów, na które czekałam, a i życia na żaglowcach niezmiernie tu mało, ale... w Wichrach Archipelagu znalazłam o wiele więcej.

     Wiatr niesie śmierć. Tajemnicza zaraza dziesiątkuje ludność, osłabiając targane wewnętrznymi konfliktami księstwo Kałakowa. Nawet wznoszące się pośród wzburzonych mórz niedostępne mury nie chronią przed wszystkim, a fanatyczni Maharraci tylko czekają na okazję, by przejąć władzę.
     Atak żywiołaka na zmierzający do wyspy powietrzny statek zaprzepaścił szansę na pokój. Śmierć, podróżującego nim Wielkiego Księcia pogorszyła i tak złą sytuację archipelagu. Los wysp spoczywa teraz  w rękach młodego księcia Nikandra i autystycznego chłopca, który potrafi narzucić siłą natury swoją wolę.

Czy jest on jednak zbawcą, czy niszczycielem?

     Bradley P. Beaulieu stworzył nowy, wspaniały świat. Świat, w którym statki nie płyną po morzu, a wirują wśród chmur, prowadzone przez wiatr. W zadziwiający sposób ukazał więzi, łączące bohaterów i pokazał, że determinacja, a także siła woli, połączona z odwagą, potrafi czynić cuda. Bo walczyć trzeba do samego końca.

     Połowę książki przeczytałam w trzy godziny. Sądzę, że ogromną zasługę w tym miała wciągająca fabuła. Było późno, ale za każdym razem, kiedy docierałam do końca rozdziału, mówiłam sobie jeszcze jeden i czytałam dalej. Nie sposób oderwać się od lektury, kiedy kusi nas tak wyrafinowaną przygodą.

     Nie mogę zaprzeczyć, że polubiłam dwóch głównych bohaterów - Nikandra i Nasima. Oboje wzbudzają we mnie współczucie, a jednocześnie podziw i ciepło na samą myśl o tym, jacy są. Nie sprzeciwię się też, jeśli ktoś powie, że zafascynował mnie wątek dwójki przyjaciół z dzieciństwa, skłóconych ze sobą przez swoje pochodzenie. Nie powiem też, że Rehada była mi całkiem obojętna.

     Dla mnie powieść ma jednak trzy wady. Pierwszą z nich jest zakończenie. Nie twierdzę, że jest przewidywalne, bo kłamać nie zamierzam, ale wydaje się być zbyt suche. Mam wrażenie, że autor nieco ułatwił sobie zadanie lub też pomyślał, że może w tym miejscu skrócić historię, ale to wyszło zdecydowanie na minus. W jednej chwili akcja trwa, a w drugiej już mamy przed sobą jej nagły koniec i nie wiemy za bardzo dlaczego. Czasem warto przedstawić coś, jako opis, ale nie zawsze.
     Drugą wadą jest przeszłość i przeplatająca się z nią teraźniejszość. Brakuje mi tu wspomnień (przede wszystkim) o tej przyjaźni, pojawiającej się w książce i większego rozwinięcia tego wątku. Zawsze pozostaje mi mieć nadzieję, że znajdę to w kolejnych częściach.
     Trzecia i ostatnia to sceny erotyczne, które autor próbował wpleść w treść. Niestety, nie powiodło mu się to. Nawet te nikłe elementy, które się pojawiają, nie pasują do całości i psują efekt. Nie są czymś koniecznym, a znacznie lepiej byłoby bez nich.

     Wichry archipelagu są zdecydowanie przeznaczone dla fanów fantastyki i przygody. Miłośnicy mocnych wrażeń raczej nie mają czego w niej szukać, ale dla tych pierwszych będzie to wspaniała chwila przyjemności. Czarujący styl autora z pewnością przeniesie ciekawych do świata pełnego magii i tajemnic. I nie pozwoli wyrwać im się aż do samego końca.


5.5/6
  Książkę otrzymałam od serwisu nakanapie. Bardzo dziękuję.

Tomasz Drogokupiec - "36"




Tytuł: 36

Autor: Tomasz Drogokupiec

Wydawnictwo: Radwan

Data i miejsce wydania: Tolkmicko 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj

Strona autora: Tutaj





     Nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybym nie przeczytała tej książki. Wciąż pamiętam moment, w którym szukając jakiegoś ciekawego opowiadania natrafiłam na adres "36-horror-td". Historia, która była tam zamieszczona zachwyciła mnie już na samym początku i nigdy nie mogłam wytrzymać aż autor doda kolejny rozdział. A tu nagle... Wydanie książki! No i jak sobie odmówić, skoro nawet nie zna się zakończenia?
     
     Sam autor można powiedzieć jest ewenementem (w dobrym tego słowa znaczeniu), bo rzadko zdarza się, żeby ktoś w tak młodym wieku napisał powieść. Ale to się tylko chwali! W końcu nikt nie powiedział, że swoich marzeń nie można spełniać jeszcze przed wejściem w dorosłość.

     "Gdy ciernie zła i bólu oplotą Twe serce, przygotuj się na koszmar... Na żywej polanie..."

     Kończy się trzytygodniowy obóz we Włoszech. Grupa młodzieży wraca autokarem do swoich rodzinnych domów w Anglii, jednak na włoskiej granicy niespodziewanie zastaje ich korek. Autokar zawraca i skręca w nieznaną drogę, brnąc przez burzę, kiedy w drzewo uderza piorun. W jego blasku pojazd stacza się w przepaść. Z rozbitego wraku wydostają się tylko osoby, którym wcześniej ukazała się tajemnicza liczba 36.
     Zmęczeni i okaleczeni decydują się ruszyć w stronę miasta, jednak zastaje ich noc. Znajdują polanę i stojący na niej dom. W nim postanawiają przeczekać. Jednak wraz z rankiem zaczyna się prawdziwy koszmar.

     Co trzeba zaznaczyć od razu, książka nie nadaje się dla osób o słabych nerwach. Dla tych, cierpiących na arachnofobię też raczej nie. Polecam ją za to czytać nocą, w ciszy i samotności. Oczywiście, jeśli ktoś lubi się bać przy horrorach.

     Sam pomysł na fabułę jest świetny, pomijając może fragmenty, w których rzeczywiście dało się aż nazbyt wyczuć zamiłowanie autora do Ruin Scotta Smitha. Z wykonaniem jest trochę gorzej, ale sądzę, że z czasem nastąpi poprawa, bo nad stylem trzeba jedynie troszeczkę popracować.

     Cała książka składa się z powoli dojrzewającego początku, wciągającego rozwinięcia i zaskakującego zakończenia. Powieść nie pozwala się od siebie oderwać, a czyta się szybko, choć trzeba stopniować wrażenia.

     Brakuje mi jedynie jednej rzeczy. Czuję niedosyt, bo mimo, że przeczytałam również alternatywne zakończenia, znajdujące się na blogu, nie wiem nic o dalszych losach rodzin zaginionych, które to przecież są czymś więcej niż tylko drugim planem.
     Jeszcze jednym minusem, aczkolwiek takim, który można wybaczyć, są błędy, pojawiające się w tekście. Nie ma ich dużo, za to niektóre są wprost przezabawne i psują cały klimat.

     36 polecam fanom survivalowych horrorów, mocnej grozy i pewnej nuty makabrycznych obrazów, bo przed takimi nie da się ustrzec, czytając powieść Tomasza Drogokupca. Od siebie dodam jeszcze, że niesawicie zagnieżdża się ona w pamięci, bo do tej pory wszędzie widzę trzydziestki szóstki, a jadąc i wracając z Włoch, nie myślałam o niczym innym.
     W tej chwili pozostaje mi tylko czekać na kolejny, jeszcze lepszy popis autora.


4/6

Łukaszowi z serwisu Secretum jeszcze raz niezmiernie dziękuję za tą pozycję.

22 paź 2011

"Jak zostać pisarzem" - Praca zbiorowa





Tytuł: Jak zostać pisarzem

Autor: Praca zbiorowa

Wydawnictwo: Bukowy las

Data i miejsce wydania: Wrocław 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj





     Kocham pisać. Moim największym marzeniem jest wydanie książki. Dlatego, widząc ten tytuł, pomyślałam sobie "Dlaczego nie?" i miałam naprawdę wielką ochotę przeczytać poradnik. Jednak tak naprawdę, zawiodłam się na nim. Ale po kolei.

     Zacznijmy od tego, że tej książki absolutnie nie da się przeczytać w dwa tygodnie. Ja, z braku innej możliwości, sprężyłam się i mi się udało, ale przystawałabym bardziej w granicy sześciu miesięcy. Owszem, można na początek przejrzeć ją po raz pierwszy, ale sądzę, że najlepiej czytałoby się ją, pisząc jednocześnie. Wskazówki i ćwiczenia zawarte w tym podręczniku są idealne na czas pracy nad książką.
Dlatego dla mnie tytuł równie dobrze mógłby brzmieć "Pisarstwo od A do Z".

     Mam wrażenie, że autorzy zapomnieli o jednej ważnej rzeczy. Postawmy sprawę jasno. Ten, kto świetnie zna się na literaturze i pisać potrafi, nie zajrzy nawet do tej książki. Ale lektura zdecydowanie nie nadaje się dla początkujących, bo żółtodziób sobie z nią nie poradzi. A jak tu pisać, jeśli nie potrafimy zrozumieć porad?
     Druga sprawa. Trzeba być bardzo oczytanym, żeby poświęcić czas na przejrzenie tego poradnika, ale sądzę, że to akurat problemem nie będzie. Co innego z samą treścią. Dobrze radzę zajrzeć najpierw do źródeł, z których wiedzę czerpali autorzy, bo nie chcielibyśmy poznać zakończenia lektury, którą mamy w planach, prawda?

     No dobrze, poza tymi drobnymi błędami książka reprezentuje sobą naprawdę wysoki poziom. Przede wszystkim, nie przedstawia tylko samej pracy autora, ale zaczyna od natchnienia, a na innych sposobach wykorzystania umiejętności pisarskich kończy. Poza wskazówki zawiera dodatkowo ćwiczenia, które z pewnością pomogą potencjalnemu czytelnikowi zapoznać się dokładnie z przekazywaną wiedzą.
     Kolejnym elementem, który zdecydowanie daje książce wielkiego plusa jest jej nowoczesność. Autorzy skupili się raczej na tej młodszej grupie przyszłych pisarzy i dzięki temu lektura nie jest tak drętwa, przez co staje się nam bliższa. "Pamiętam, że użyłem słowa <<jebać>>" - Sami przyznacie, że raczej rzadko spotyka się w poradnikach tego typu urozmaicenia języka, prawda?
     Podręcznik przedstawia nam historie autorów, tworzących przed nami i ich doświadczenia, co niewątpliwie jest pomocne. Oprócz tego możemy dowiedzieć się jak tworzyć świat przedstawiony, fabułę, bohatera i w końcu dialogi. Wiemy jak kunsztownie zmienić zasady, rządzące językiem polskim i w pewien sposób użyć własnych, w sposób niezbyt przesadny.

      W większości książka jest zrozumiała i dość lekka, ale jak już mówiłam, nie dla początkujących. Trzeba umieć pisać chociaż trochę, żeby do niej zajrzeć, bo w przeciwnym razie zniechęcimy się już na samym początku. Nie polecam jej osobom, które jeszcze w ogóle nie znają się na sztuce słowa pisanego.


4/6




Książkę otrzymałam od wydawnictwa Bukowy Las. Bardzo dziękuję.

16 paź 2011

Łukasz Śmigiel - "Mordercy"





Tytuł: Mordercy

Autor: Łukasz Śmigiel

Wydawnictwo: Oficynka

Data i miejsce wydania: Gdańsk 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj





     "Drogi Autorze... Nienawidzę Cię." Taka była moja pierwsza myśl po przeczytaniu tej książki. W rzeczywistości Cię uwielbiam, ale zacznijmy od początku, a wszystko się wyjaśni.

     Łukasz Śmigiel - autor opowiadań (zbiór Demony), powieści (Decathexis, Muzykologia), słuchowisk radiowych i filmowych scenariuszy. Dziennikarz i publicysta, zajmujący się naukowo nowoczesnymi formami promocji książek i pisarzy. Redaktor naczelny czasopisma "Lśnienie - Kultura Grozy". Pracuje na Uniwersytecie Wrocławskim, w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej.

     "Morderstwo? Powiem ci coś o morderstwie. Jest łatwe, jest przyjemne i za chwilę dowiesz się o nim wszystkiego..." - The Crow

     Przed otrzymaniem tej książki zostałam ostrzeżona, więc ostrzegę również Was, czytelnicy. Uprzedzam, że Łukasz Śmigiel stosuje czasem dość, żeby nie powiedzieć 'bardzo', drastyczne opisy. Szukałam kilku słów na podsumowanie całej powieści i postanowiłam zacytować autora, z małą tylko zmianą:
"Wiem, skąd ja czerpię pomysły, ale gdzie, na Boga, szukał inspiracji twórca Morderców? Wow..."

     W książce znajdziemy dwanaście opowiadań, dotyczących tego samego. Jak to sam pan Śmigiel się wyraził: "Morderstwo jest wdzięcznym tematem dla pisarza." A jeśli zostanie jeszcze tak świetnie oprawione jak w tym zbiorze to swoim wdziękiem powali wszystkich na kolana.
     Każdą z historii czytałam z równym zafascynowaniem i z zapartym tchem śledziłam losy ich bohaterów. Bywało, że w środku tekstu lub na jego końcu przerywałam czytanie i mrugałam z niedowierzaniem, bo byłam zaskoczona jak jeszcze nigdy. A potem wybuchałam szczerym śmiechem i mówiłam sobie, że "ja nigdy bym na to nie wpadła".
     Jeśli chodzi o to przed czym ostrzegałam na samym początku... We mnie nie wywołało to może zamierzonych efektów, ale to tylko dlatego, że jestem przyzwyczajona do tego typu rzeczy. Jednakże, nie polecam tej książki ludziom o słabych nerwach. Nie wytrwaliby do końca. Szkoda ich czasu i żołądków, kiedy będą pochylać się nad toaletom.

      Fakt, przez który nienawidzę autora. Przez niego złamałam moją żelazną zasadę o nie pisaniu fanficków do wszelkiego rodzaju historii. Czy to książek, czy opowiadań. Napisałam. I przeklinam się za to wściekle, bo teraz będą mnie nękały myśli o kolejnych.
     Jest za to w tym zbiorze coś, za co autora pokochałam. Mianowicie, "Prawdziwa historia stracha na wróble". I nie przez samą treść, ale przez to gdzie ta opowieść jest osadzona. Japonia jest czymś, co niezaprzeczelnie uwielbiam i na czym się znam. Toteż dziękuję pisarzowi za chociażby te niewielkie i najprostrze słówka w tym pięknym języku i za ukazaną w opowiadaniu kulturę.

     Obawiam się, że nie mogę wybrać swojej ulubionej historii z tego zbioru. Nawet pomimo tej wymienionej powyżej, jest zdecydowanie za dużo tych, które do mnie przemawiają.
     Styl i język książki nie pozostawia żadnych złudzeń, że znajdziemy drugą taką. Jest oryginalny i pomimo gatunku, który prezentuje nam autor, zdecydowanie można zaliczyć go do tych, które czynią powieść lekką. Ale lekką nie pod względem przekazu, a pod względem szybkości czytania. Naprawdę, nawet nie zauważa się, kiedy docieramy do końca.

     Morderców polecam wszystkim fanom horrorów i dreszczowych thrillerów. Znajdzie się też coś dla miłośników fantastyki i podróży w czasie. Ale jak mówiłam, trzeba mieć mocne nerwy, żeby w ogóle się za ten zbiór zabrać.
Stanowczo powiem: "Nie dla dzieci!"
No i...

Nie morduj, czytaj!


6/6

"Spotkałam Wilde'a tuż przed tym, kiedy pierwszy raz zamknięto go w więzieniu za..."


 Książkę otrzymałam od serwisu Secretum i bardzo Łukaszowi za nią dziękuję.

1 paź 2011

Jeffrey Cooper - "Koszmar z Elm Street"





Tytuł: Koszmar z Elm Street

Autor: Jeffrey Cooper

Wydawnictwo: Phantom Press

Data i miejsce wydania: Gdańsk 1991 r.








     Tym razem coś ze starszego repertuaru. Pewnie niewielu pamięta (o ile w ogóle zna) ten tytuł. Pierwszy horror, jaki przeczytałam. Taki, po którym polubiłam ten gatunek. Bardzo polubiłam i taką sympatią pałam do niego do tej pory.

Raz, dwa, Freddy już cię ma.
Trzy, cztery, poszukaj siekiery.
Pięć, sześć, swój krzyżyk weź.
Siedem, osiem, nie śpij, nie.
Dziewięć, dziesięć, nie dla ciebie sen.

     Wyobraźcie sobie, że śnicie koszmar. W tym koszmarze spotykacie faceta w czerwono-zielonym swetrze. Sweter jest stary i bardzo zniszczony, a mężczyzna ma poparzoną twarz. Słyszysz szuranie czegoś ostrego po ścianach i uderzanie metalu o metal. A potem widzisz rękawice z nożami. I one zagłębiają się w Twoim ciele. Budzisz się z krzykiem.
Ale wciąż krwawisz.

     Dziesięć lat temu żył ktoś, kogo nazywano Rzeźnikiem ze Springwood. Freddy Krueger porywał i zabijał dzieci. Stworzył sobie do tego specjalną rękawicę z nożami na palcach. Przerażeni rodzice postanawiają sami wymierzyć karę mordercy. Spalają go żywcem.
     Po dziesięciu latach Freddy powraca i pragnie zemsty. Zjawia się w snach dzieci swoich oprawców i zabija je w zamian za własne krzywdy.
     Nancy, po koszmarach i śmierci swojej przyjaciółki odkrywa straszliwą prawdę. Nikt nie wierzy w opowieści dziecka, więc jest zmuszona sama stawić czoło mordercy i uratować tych, którzy jeszcze nie umarli. Czy jej się to uda?

     Mawiają, że ta książka jest kiepska. Napisana stylem, który bardziej pasuje licealiście niż profesjonalnemu pisarzowi. I owszem, jest kiepska. Ale tylko dla tych, którzy są już wprawieni w czytaniu wszlekiego rodzaju horrorów.
     Mi bardzo się podobała. A wiecie dlaczego? Bo, jak już wspominałam, to pierwszy horror, jaki przyszło mi czytać.
     Sama fabuła zła nie jest. Pomysł ciekawy i wart opisania, a jeśli chodzi o styl... No cóż, czyta się szybko i przyjemnie, bo tekst nie jest ani ciężki, ani specjalnie zastanawiający. Może rzeczywiście do tych najlepszych nie należy, ale za to jest jak najbardziej odpowiedni na kilka wieczornych godzin (dla całości serii) przy gorącej czekoladzie.

     Koszmar z Elm Street poleciłabym każdemu, kto chce rozpocząć swoją przygodę z Horrorami w literaturze. Raczej nie sądzę, żeby ta książka spodobała się stałym czytelnikom gatunku, bo brakuje jej grozy i tego czegoś, ale i tak jest warta przeczytania. Może komuś przypadnie do gustu.

4/6

J. O. Jankowska, M. Sztarbowski - "Poszukiwacz Luster"




 
Tytuł: Poszukiwacz luster

Autor: Joanna Oxyvia Jankowska i Marek Sztarbowski

Wydawnictwo: Radwan

Data i miejsce wydania: Tolkmicko 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj




     
     Baśń dla dorosłych. Przede wszystkim TO poza okładką zachęciło mnie do przeczytania tej książki. Póki co znam dwie powieści tego rodzaju. Pierwsza - Mechanizm Serca - wzruszyła mnie do tego stopnia, że przeczytałam ją dwa razy za jednym zamachem. Druga - Oczy Smoka - zyskała już za sam fakt, że napisał ją Stephen King. Sama treść była niezaprzeczalnie wspaniała i książka zyskała miejsce na liście moich ulubionych. Dlatego właśnie tak polubiłam baśnie i dlatego zabrałam się za Poszukiwacza luster.
     Należy zaznaczyć, że powieść ta nie jest zwykłą powieścią. Tekst nie składa się w większości z prozy, bo jest w nim bardzo dużo wierszy, które mają swój związek z fabułą. Wierszy, które, muszę dodać, niekiedy są bardzo zaskakujące.

     Wchodzisz do baru. Przyciągnęły Cię jego światła i muzyka. W środku lasu to dość tajemnicze miejsce. Pamiętasz, że niedaleko znajdują się bagna. Czy pijaczkowie nie wpadają do nich po kolejnych kuflach piwa? W kącie, przy starym stoliku siedzi niski mężczyzna. Kiwa na Ciebie dłonią. Podchodzisz, nie wiedząc, czego się spodziewać.
     - Chodź, usiądź przy mnie i napij się piwa. Opowiem Ci pewną historię. O człowieku, który poszukiwał luster.
     - Luster? - pytasz.
     - Tak, luster. Luster, w których odnajdzie swoje prawdziwe oblicze.

     Milo odkrywa pewnego dnia, że puszcza, w której się urodził i dorastał, została zaatakowana i zniszczona przez ludzi cywilizowanych. Wysiedlony z naturalnego środowiska, wyrusza w świat, aby między ludźmi odnaleźć swoje miejsce i własną tożsamość.

     Baśń opowiada o poszukiwaniu samego siebie. O przeglądaniu się w oczach innych i uświadamianiu sobie własnych wad. Całość, jak i poszczególne przypowieści mogą być traktowane jako przestrogę, ponieważ podobne doświadczenia zdarzają się ludziom w każdym miejscu i czasie.
     Książka została napisana przez dwoje autorów, co szczerze mówiąc, spotykam dopiero drugi raz. Na pewno musiało to być trudne, bo współpraca dwójki różnych poetów jest ciężka. Wierzcie mi, widać tą inność. Do tego zarówno Oxyvia, jak i Marek zastrzegają sobie prawo do własnych tekstów i podpisują je.
     Poza tym, że tekst jest bardzo lekki (dotarcie do całości to naprawdę chwila) czytanie urozmaica nam oglądanie szkiców, adekwatnych do treści.
     Przyznam szczerze, że mnie najbardziej skusiła okładka. Oddaje całą tajemniczość i magię zawartą w tej książce.
     Poszukiwacz luster jest zdecydowanie lekturą dla osób, które lubią czytać wiersze. Przeczytałabym ją nieco starszym dzieciom, choć ostrożnie. Może one dostrzegłyby coś więcej? Z pewnością przydałoby się ją pokazać niektórym dorosłym albo zbyt próżnym osobom. Można mieć nadzieję, że coś by im uświadomiła.

     - I co było dalej? - pytasz, pochylając się bardziej w stronę towarzysza. - Co się z nim stało?
     - Cóż... kto wie? Może skończył jak my, siedzący w tej tawernie. Oddaleni od świata i rodziny. A może zupełnie inaczej. Dam ci podpowiedź. Mówią, że to Poszukiwacz Luster. Znajdziesz go.

6/6

"Aż Zdziwiok, zapatrzony, wdepnął nogą w różę
I powiedział... powiedział... a co tam - powtórzę:

K u r w a !"



Książkę dostałam od wydawnictwa Radwan i szczerze za nią dziękuję.

31 sie 2011

John Leake - "Pisarz, który nienawidził kobiet"



Tytuł: Pisarz, który nienawidził kobiet

Autor: John Leake

Wydawnictwo: Znak

Data i miejsce wydania: Kraków 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj




     Idziesz ciemną uliczką, słońce dawno już zaszło i drogę oświetla Ci tylko księżyc. Przed Tobą staje młody mężczyzna o chłopięcej twarzy, ubrany w biały garnitur i aksamitny czerwony szalik, ma na sobie kowbojskie buty. Trochę śmieszny strój jak na to miejsce. Wyciąga do Ciebie dłoń z miłym uśmiechem i mówi: Podwiozę cię...

     Jest rok 1974. Jack Unterweger morduje osiemnastoletnią dziewczynę. Wyrok: dożywocie. W więzieniu zaczyna pisać autobiograficzną powieść Czyściec. W 1985r. zachwyceni książką austriaccy intelektualiści rozpoczynają walkę o warunkowe zwolnienie Jacka. Zostaje wypuszczony z więzienia w 1990r. Mieszka w Wiedniu i zaczyna pracę jako dziennikarz. Rok później zaczynają ginąć prostytutki. W mediach sprawę relacjonuje Jack Unterweger.
     Czy ktoś mógłby pomyśleć, że opisywane przez Jacka zbrodnie są jego dziełem?
     
     Na faktach autentycznych - Film, oglądany w telewizji w późnych godzinach wieczornych, wstrząsająca treść i ten napis po zacnym The end. Cóż sobie myślimy widząc go? Jak to mogło zdarzyć się naprawdę?! A przecież życie lubi pisać szokujące scenariusze.
     I tak, proszę państwa, ta książka jest autentyczną opowieścią o słynnym pisarzu - seryjnym mordercy. Mordercy, trzeba dodać, wyjątkowo niebezpiecznym, bo o twarzy niewinnego chłopca. Utalentowany autor wielu książek i mężczyzna, który nie może odpędzić się od kobiet.
     Czy naprawdę był tak wspaniałym pisarzem? Nie wiem, ale gwarantuję, że jeśli dobrze poszukacie to znajdziecie jego Czyściec. Mi się udało.
     John Leake przedstawia nam historię bardzo wiarygodną, bo opartą na aktach policyjnych. Do tego autor jest bezstronny, więc sami możemy ułożyć opinię o bohaterze.
     A mamy do czynienia z bohaterem niezwykle skomplikowanym. Oszukał elity wiedeńskie do tego stopnia, że odsiadując wyrok był ulubionym więźniem i miał tam prawie władzę! Bo Unterweger ma bardzo wpływowych obrońców.
     W każdej kobiecie, która go widziała wywoływał instynkt macierzyński, a omamione przez niego myślały tylko Jak mogą oskarżać tego uroczego młodzieńca o coś tak strasznego?!
     Nie od dziś wiadomo, że kobiety lgną do niegrzecznych chłopców, ale nawet mi, której Jack był obojętny przez całą powieść, zrobiło się go po prostu żal.
     Na początku wydaje się, że książka jest bardzo gruba i sporo czasu zajmie jej czytanie (szczególnie, że czcionka nie należy do największych), ale tak naprawdę wystarczą dwa dni, żeby dotrzeć do końca.
     Styl nie jest do końca lekki, ale świetnie komponuje się z wydarzeniami opisanymi w fabule.
     Jedyna drobna, aczkolwiek nieujmująca wiele książce wada to wiele miejsc i różnorodność w czasie. Z początku można się w tym naprawdę zagubić. Dodajmy do tego jeszcze, że przez życie Jacka przewija się naprawdę wiele kobiet. I cóż tu rzec? Z jednej strony człowiek, za którym szaleją tłumy, z drugiej psychopata i morderca.
     Pisarz, który nienawidził kobiet. Niezwykłe spojrzenie w umysł mordercy, jak powiedział John Malkovich. Powieść warta polecenia. Dla kogo? Na pewno nie dla tych, którzy mają słabe nerwy, ale odpowiednia dla miłośników dobrych kryminałów i literatury faktu. Dla mnie, znajduje się na mojej osobistej liście bestsellerów.

     Idziesz ciemną uliczką, słońce dawno już zaszło i drogę oświetla Ci tylko księżyc. Przed Tobą staje młody mężczyzna o chłopięcej twarzy, ubrany w biały garnitur i aksamitny czerwony szalik, ma na sobie kowbojskie buty. Trochę śmieszny strój jak na to miejsce. Wyciąga do Ciebie dłoń z miłym uśmiechem i mówi: Podwiozę Cię. Jestem pisarzem, wiesz?

Więc jak? Zgadzasz się?


6/6

Ciekawostka: Postać Jacka Unterwegera do tego stopnia zainspirowała Johna Malkovicha, że wcielił się w nią w sztuce The Infernal Comedy.

27 sie 2011

Lisa See - "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz"






 Tytuł: Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz

Autor: Lisa See

Wydawnictwo: Świat Książki

Data i miejsce wydania: Warszawa 2005 r.

Strona zakupu: Tutaj






     Lisa See urodziła się w Paryżu, ale wychowała w chińskiej dzielnicy Los Angeles. Jest autorką czterech bestsellerowych powieści, które otrzymały liczne nagrody i wyróżnienia.
     Z tą autorką spotkałam się dwa razy. Obie książki zamówiłam z magazynu Świat Książki, kiedy to jeszcze nie połączył się z Weltbildem. Jednak pierwsza, która do mnie przyszła to właśnie ta, którą postanowiłam dzisiaj zrecenzować.
     Akcja powieści rozgrywa się w Chinach, gdzie wszelkie uczucia skrywa się pod maską obojętności i nawet matki zadają córką niewyobrażalny ból. kobiety nazywa się bezużytecznymi gałązkami , ale w ich wewnętrznych izbach powstaje więź między nimi, silniejsza niż przyjaźń. Zbyt krucha, żeby przeciwstawić się twardym regułom, ale jednocześnie tak głęboka, żeby przetrwała wszystko.
     Główną bohaterką jest Lilia. Dziewczynka (później kobieta), której życie zmienia się z chwilą, w której zbliża się krępowanie stóp. Niezwykle bolesny zabieg, któremu poddawane są dziewczęta, aby miały jak najmniejsze stopy. Bo to właśnie one są świadectwem kobiety.
     Okazuje się, że Lilia ma nieprzeciętną urodę, dzięki której może zapewnić lepsze życie swojej niezbyt majętnej rodzinie poprzez dobre małżeństwo. Mimo, że w jej rodzinie wszystkie kobiety miały Zaprzysiężone Siostry, ona ma szansę na własną Laotong. Ważniejszą niż siostra, kochaną najbardziej ze wszystkich.
     Lilia dostaje wachlarz. Wachlarz, na którym wraz ze swą Laotong będą przekazywały sobie wiadomości przy pomocy sekretnego pisma kobiet - nu-shu - do końca swojego życia.
     Powieść dzieli się na cztery części - Dni Córki, czyli czas, w którym Lilia jest dzieckiem; Dni Upinania Włosów, gdzie staje się mężatką; Dni Ryżu i Soli, podczas których zmaga się z codziennością dorosłej kobiety i w końcu Siedząc Spokojnie, czyli czas, w którym jest "tą, która jeszcze nie umarła".
     Każda z tych części ma swój własny unikatowy charakter i pokazuje inną stronę Chin. W każdej jednak wyeksponowane są tradycje tego państwa.
     To, co obecne jest w całej powieści i co jest zarazem jej ogromną zaletą to wzruszenie. Wzruszenie, które towarzyszy nam do ostatniej strony, ostatniego słowa.
     Mimo, że zabrałam się za pisanie tej recenzji już jakiś czas temu to kończę ją dopiero teraz. Dlaczego? Bo przeczytałam to po raz kolejny. Szukałam tylko jednego fragmentu, ale nawet podczas kartkowania książki miałam łzy w oczach, kiedy przypominałam sobie co ona ukazuje.
    Charakterystyczny styl autorki jest niezwykle lekki, dzięki czemu czyta się szybko i wbrew temu, że poznajemy masę rzeczy, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia to wszystko jest zrozumiałe.
     Dla mnie ta książka nie ma minusów. Można ją czytać i czytać, ale i tak się nie znudzi. Opowiada piękną historię, która potrafiłaby poruszyć nawet najtwardsze serce.
     Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz to książka dla tych, którzy chcą przekonać się co znaczy prawdziwa przyjaźń i ile może przetrwać. Jest skierowana przede wszystkim do kobiet, ale sądzę, że panowie, którzy mają w sobie coś z romantyka nie będą narzekać.
     Ta powieść bez wątpienia zasługuje na miano bestselleru.

6/6

Nie jestem tak dobra jak ty, ale wierzę, że towarzyszą nam niebieskie duchy. Zawsze będziemy razem.

17 sie 2011

Z serii: Książkowo - Jesús Sánchez Adalid "Rycerz z Alcantary"





Tytuł: Rycerz z Alcantary

Autor: Jesús Sánchez Adalid

Wydawnictwo: Bellona

Data i miejsce wydania: Warszawa 2011 r.


Moja ocena: 5/10 [3/6]





A gdy przyszedł, gdy ujrzałem go w drzwiach, powiedziałem bezczelnie:
- Zapomniałeś dotknąć mezuzy.

Urodzony w 1962 roku Jesús Sánchez Adalid pochodzi z Villanueva de la Serena (Badajoz). Ukończył prawo na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Przez dwa lata pracował jako sędzia, następnie studiował jednocześnie filozofię i teologię. Ukończył również prawo kanoniczne na Uniwersytecie Papieskim w Salamance.

W jego dorobku znajdują się takie dzieła, jak: La fuente del Atenor, La luz del Oriente, El Mozarabe, Felix de Lusitania, La Tierra sin Mal, En compania del sol, La Sublime Puerta, El caballero de Alcantara i Los milagros del vino.

Po pierwsze, nie wiem co mnie podkusiło do tego, żeby spojrzeć na powieść historyczną. Nie lubię historii (chociaż tą, która nie jest związana z naszym krajem jestem w stanie znieść), jednak rycerz w tytule to już inna sprawa. No i nazwa zakonu. Być może to mnie do tego przekonało. A może nieszczęsna Pani na Czachticach?

Książka opowiadania o przygodach Luisa Marii Monroya, który musi zmagać się z przewrotnością losu i zadaniami, jakie ma obowiązek spełnić. Po powrocie z niewoli do upragnionego domu, w niedługim czasie znów musi się z nim pożegnać i ruszyć w pełną niebezpieczeństwa podróż.

Poza życiem głównego bohatera w lekturze znajdujemy jeszcze opowieść o epoce pełnej skrajności. Od miłości, poezji, muzyki poprzez wojnę, niewolę i śmierć.

Przede wszystkim należy zaznaczyć, że nie jest to książka dla osób, lubiących dużo świetnie opisanej akcji. Owszem, cały czas coś się dzieje, ale nie na tyle, żeby czytać z zapartym tchem i nie móc się oderwać. Właściwie, mimo rozbudowanej i wciąż biegnącej do przodu fabuły, wszystko rozkręca się dopiero pod koniec.

Lekki, niezobowiązujący styl sprawia, że tą historię można przeczytać jako opowieść, legendę o czymś, ale nie jako powieść akcji. A przecież autorowi powinno chodzić o to, żeby zamknąć czytelnika na kartach swojej wyobraźni i nie wypuścić aż do samego końca.

Tutaj tego nie ma.

Szczerze powiedziawszy, spodziewałam się czegoś lepszego po autorze, który ma na swoim koncie tak dużą liczbę dobrze przyjętych dzieł. Jeśli książka mi się podoba to zżywam się z każdym bohaterem, ale jeśli nie... Tutaj pogubiłam się między postaciami. Nie jestem nawet w stanie teraz wymienić wszystkich ich imion.

Byłam ciekawa i urzeczona do momentu, w którym zaczęła się opowieść po niewoli i od momentu tuż przy końcu. Jedyne zalety powieści, jakie mogę wymienić to właśnie ten styl i wprowadzanie w świat, zwyczaje i kulturę ludzi z innych wiary i z innego miejsca.

Polecę Rycerza z Alcantary ludziom, którzy lubią historię. Ci, którzy przepadają za słuchaniem opowieści snutych przez historyków właśnie, powinno się spodziewać. Ale nie tym, którzy chcą przeczytać coś z akcji. Oczywiście, powieść przeznaczona jest dla starszego grona czytelników. Pojawiają się w niej wątki, które ciężko byłoby sobie wyobrazić dzieciom.

Na koniec pozostaje więc zadać sobie pytanie: Czym jest bestseller dla większości osób?


Książkę otrzymałam od serwisu Nakanapie do recenzji.
Bardzo dziękuję.

6 sie 2011

Z serii: Zabawy - One Lovely Blog Award


 Zasady:
- napisz u siebie podziękowania i wklej link blogera, który cię nominował,
- napisz o sobie siedem rzeczy,
- nominuj szesnaście innych, cudownych blogerów (nie można nominować osoby, która cię nominowała),
- napisz im komentarz, by dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji. 
     Choć się nie spodziewałam to zostałam nominowana do tej zabawy przez dwie osoby - Wiedźmę (czyt. Lilien), która powinna za to solidnie oberwać, bo i tak wie o mnie sporo oraz Gosiarellę. Za to wyróżnienie bardzo Wam dziękuję.
     Siedem rzeczy, których o mnie nie wiecie (ostrzegam tych nieprzygotowanych na mocne wrażenia, żeby nie czytali):

     1) Moje imię to Andżelika (tak, pisane przez "dż", a nie przez "g") choć zdecydowanie wolę gdy nazywa się mnie Himitsu (zwykle Himi tudzież Mitsu), bo bardziej do mnie pasuje (oznacza Tajemnicę, a ja nią właśnie jestem). Niektórzy zwracają się też do mnie Zołza (coś w tym musi być skoro nawet mój młodszy brat krzyczy tak za mną po mieście) lub Młoda/Mała (zarezerwowane tylko dla dwóch osób, biada innemu, który tak mnie nazwie!). Nie toleruję, kiedy ktoś zdrabnia moje imię, ewentualnie można wymyślić własną ksywkę, na którą przystanę (albo nie).

     2) Nie wierzę w Boga. Podstawowa prawda o mnie, którą wciąż neguje moja rodzina (kiedyś będą musieli się w końcu przełamać i przyjąć to do wiadomości). Zdecydowanie bardziej przemawia do mnie nauka (co nie przeszkadza mi chodzić do szkoły salezjańskiej [i nie, to nie był mój wymysł]), ale nie znaczy to, że odmawianie modlitwy czy chodzenia do kościoła w jakiś sposób mnie odstręcza, po prostu nie widzę w tym głębszego sensu. Obchodzę gwiazdkę i Wielkanoc (chodzę wtedy nawet na mszę), ale nie traktuję tego religijnie. Raczej jak czas spędzony z rodziną.
Nie twierdzę, że siły nadnaturalne nie istnieją (jestem nawet w stanie dopuścić do siebie myśl o aniołach [ale tylko tych z książki Doroty Terakowskiej, czyli nie tych związanych z Bogiem]), ale nie wierzę w Boga, który stworzył świat i nas sądzi.
Jestem ateistką.

     3) Yaoi - moja pasja, moja miłość, moje hobby. Nieważne jak to nazwać, Slash, Związek homoseksualny, gej czy właśnie yaoi. Nigdy nie miałam nic do homoseksualistów, w końcu miłość to miłość (i nie, osobiście nie mam nic wspólnego z tego typu związkami), ale czytanie o tym czy oglądanie (w formie anime) mnie odpychało. Dopiero, kiedy moja przyjaciółka postanowiła mnie do tego zmusić (a druga przekonywać) coś się zmieniło. Nie ciągnie mnie jednak do yuri (czyli związków lesbijskich). Tyle.

     4) Anime i Manga. Tak, notorycznie oglądam japońskie bajki, jakby to ktoś powiedział. Uwielbiam je i uważam, że niektóre są bardzo pouczające. Bo przecież anime są nie tylko dla dzieci. Zaczęło się od obejrzenia Bleacha na Hyperze. Później to już samo poszło.
Mangi raczej nie czytam. Jedynie yaoi, bo do komiksów tak naprawdę nigdy też mnie nie ciągnęło.

     5) Japonia. Uwielbiam ten kraj, jego tradycje, język, historię, zwyczaje. O kuchni nie mogę wiele powiedzieć, bo nigdy nie miałam okazji spróbować sushi, ale ryż gości często na moim stole. Uczę się języka japońskiego, a jednym z moich największych marzeń jest wyjazd do kraju kwitnącej wiśni (tudzież wschodzącego słońca, jak kto woli).

     6) Londyn. Od niedawna mam małą obsesję na punkcie tego miasta. Szczególnie (a właściwie głównie) dziewiętnastowiecznego. Tam również chciałabym pojechać. Przyznam też, że to w znacznej części sprawka pewnego anime.

     7) I ostatnie, najważniejsze. Kocham pisać. Szczególnie fantasy, ale nie tylko. Nieważne, gdzie bym była, nieważne co bym robiła, zawsze muszę coś napisać. To jest moja największa pasja (ważniejsza chyba nawet od czytania). Moim największym marzeniem jest kiedyś wydać powieść. Może się uda, trzymajcie kciuki.

(Uznałam, że o książkach nie muszę wspominać)

Nominuję
(Tak, wiem, jest tego mało, ale staram się wybrać blogi, które jeszcze nie brały w tym udziału. Jeśli znajdę kolejne to dopiszę)

5 sie 2011

Z serii: Książkowo - Marek Ścieszek "Wehrwolf"





Tytuł: Wehrwolf

Autor: Marek Ścieszek

Wydawnictwo: Radwan

Data i miejsce wydania: Tolkmicko 2011 r.


Moja ocena: 9/10 [5.5/6]



Chciałby sięgnąć i podnieść ją, aby nie leżała tak (...), ale nie może. Nie może, bo jego obydwie małe, dziecięce rączki są zajęte.

Marek Ścieszek. Wielbiciel książek Stephena Kinga i Jacka Komudy oraz filmów Quentina Tarantino i Sergio Leone. Amator grozy, tak czytanej, jak i oglądanej. Grozy dobrej, należy zaznaczyć, ściskającej za gardło lękiem, czyli nie każdej. Autor kilkudziesięciu opowiadań fantastycznych, skazanych na wieczne potępienie w Sieci.
Rok 2011 był to dla niego zwykły rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi nie zwiastowały nijakich klęsk. Co zaś do nadzwyczajnych wydarzeń - dwa opowiadania doczekały się zaistnienia na papierze, przyjmując status debiutu.

Autor, o którym słyszę pierwszy raz, jednak coś mnie z nim łączy. Oboje uwielbiamy Kinga. Po zobaczeniu tej notki z miłą chęcią zabrałam się za lekturę. I nie zawiodłam się.

Sama również przepadam za horrorami, więc wielką przyjemnością było czytanie tych kilku opowiadań. Trzynaście historii, z których każda wywołuje w czytelniku jakieś emocje.

Gdzie może czaić się groza? Na progu plebani, w chłopskiej zagrodzie, przyczepie kempingowej. Obok miejsc, które z zasady wywołują ciarki, jak cmentarz czy lochy średniowiecznego szpitala dla obłąkanych, lęk może wywołać również karuzela, a nawet zwykły edytor tekstów. W ponurym kondukcie kroczą ramię przy ramieniu istoty nie z tego świata: nocne zmory, krwiożercze niemowlęta, diabły i dusze umarłych.
Ich celem jest przerazić.

Tytułowe opowiadanie - Wehrwolf - nie wywołało we mnie emocji, jakie powinno wywołać. Było czytane raczej na siłę, bo zupełnie nie pasuje do klimatów, jakie preferuję.

Natomiast najdłuższe - Karuzela - po prostu mnie zachwyciło. Na pewno nie jest to typowa (ani żadna inna) baśń pomimo znajdującego się w nim elementu fantastycznego. Nie jest to też historia, którą mogłyby przeczytać dzieci. Jednak emocje zawarte w tym tytule wywołują niezapomniane wrażenie.

Styl całej powieści jest lekki do czytania, co sprawia, że książka (która dodatkowo obszerna nie jest) szybko dobiega końca. Jednocześnie dzięki niemu możemy wczuć się w tekst i w pewien sposób połączyć z bohaterami oraz ich problemami.

Czy książka ma wady? Być może na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie. Ja tak z początku pomyślałam. Jest jednak coś, co mi przeszkadzało.

Co prawda, wiem, że to tylko krótkie opowiadania, ale i tak wolę takie, które są zakończone. A w tym przypadku, większość tego zakończenia nie ma. Moim zdaniem niektóre z nich (niektóre, bo nie wszystkie), na przykład Piekło znajduje się w Peralvillo czy W miasteczku poszukiwaczy złota powinny być nieco bardziej rozbudowane i zaspokajać ciekawość do końca.

Książka dla czytelników, którzy mogliby ją zrozumieć, czyli dla tych starszych. Lektura dla fanów grozy i powieści, które wywołują miły dreszcz strachu, biegnący po plecach. Coś, dzięki czemu (miejmy nadzieję) autor pokusi się o napisanie czegoś większego.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Radwan i bardzo za nią dziękuję.

3 sie 2011

Z serii: Książkowo - Andrew Peters "Kruczobór"




  
Tytuł: Kruczobór

Autor: Andrew Peters

Wydawnictwo: Bukowy Las

Data i miejsce wydania: Wrocław 2011 r.


Moja ocena: 7/10 [5/6]



Trzymaj pióro, z wiatrem uleć. Pani, ochroń mnie przed bólem!

Andrew Peters od dziecka wspinał się na drzewa i z nimi rozmawiał. Autor przeszło 60 książek (w tym tomów poetyckich), gawędziarz i performer występujący z tubą, urodził się w 1965r. w rodzinie o czeskich korzeniach, wychował się w Londynie, mieszka w zachodniej Anglii z żoną pisarką i dwójką dzieci. Wyróżnia się niezwykle wysokim wzrostem, z zapałem fotografuje i gra w squasha, kocha poezję i kąpiele na dziko - nawet w bardzo zimnej wodzie.

W końcu autor, który nie należy do grupy polskich literatów. Ma na swoim koncie dużą liczbę książek i chyba nawet spotkałam się już z jego nazwiskiem, ale pierwszy raz mam z nim do czynienia osobiście.

Przyznam, że powieść skusiła mnie swoją nazwą i okładką. Pierwszym, bo znajduje się w niej człon "Kru"; drugim, bo widnieje na niej kruk. Od pewnego czasu mam na ich punkcie małą obsesję.

Czego się spodziewałam po tej książce? Po części tego co dostałam. Baśniowego świata, nietuzinkowego humoru i pewnej dozy przygody. Czasem historia mnie bawiła, czasem wprawiała w zdumienie, a nie raz sprawiała, że po prostu załamywałam ręce.

Wyobraźcie sobie, że w lesie, na wielkich drzewach, wśród ich rozłożystych koron, ciągną się autostrady i stoją maleńkie domki. A mieszkający w nich ludzie są mniejsi od kruków, siadających na naszych parapetach.

Arborium jest jedynym miejscem, gdzie drzewa wciąż żyją i nie są wycinane w celu ich przetwarzania. Z dala od tego miejsca, w imperium Paszcz ludzie mieszkają wśród wysokich wieżowców ze szkła i jedna gałązka warta jest tam majątek.

Ark - młody kanalarz, który na co dzień naprawia zapchane toalety, zostaje wplątany w spisek, który ma pozbawić go tego, co najcenniejsze - drzew. Za wszelką cenę stara się temu zapobiec.

Świetna powieść przygodowa, łącząca w sobie elementy fantasy. Baśń dla nieco starszych czytelników, ale wciąż dzieci (szczególnie, że głównymi bohaterami są czternastoletni dendranie).

Książkę czyta się naprawdę przyjemnie, bo styl jest prosty i wciągający. Do tego przebrnięcie przez tekst ułatwia nam dość duża czcionka.

Jednakże jak każda lektura, ma ona swoje wady. Pierwszą z nich jest na pewno koniec. Przez większą część historii mamy wrażenie, że główny bohater jest taki jak my. Prosty dzieciak, bez żadnych super mocy. Problematyka podobna nieco do Herry'ego Pottera (wspominam o nim, bo ostatnio wyszła siódma część filmu), ponieważ mowa o chłopcu, który ma ocalić swój świat, ale mimo wszystko inna.
Gdyby nie pewien fragment, koniec byłby aż za bardzo naciągany.

Kolejną wadą jest fantastyka. To mój ulubiony gatunek literatury, ale połączenie z nim baśni do mnie nie trafia (przynajmniej w tym przypadku). Miejscami miałam wrażenie, że tych elementów fantastycznych jest zdecydowanie za dużo.

Zadowolona jestem natomiast z Korzenników. Autor świetnie przedstawił odmienną rasę, która ma własne zwyczaje i do tego mówi dość zabawną gwarą. Wielki plus.

Kruczobór polecam tym najmłodszym, którzy nie zdążyli jeszcze na dobre wdrożyć się w świat ksiąg, ale także tym, którzy w głębi ducha wciąż czują się dziećmi. Doskonała powieść dla tych, którzy chcą znów zaznać smaku dzieciństwa.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Bukowy Las i bardzo za nią dziękuję.

17 lip 2011

Z serii: Książkowo - Cassandra Clare "Miasto szkła" [Dary Anioła]





Tytuł: Miasto szkła [Dary Anioła] - Tom 3

Autor: Cassandra Clare

Wydawnictwo: Mag

Data i miejsce wydania: Warszawa 2010 r.


Moja ocena: 6.5/10 [4/6]





- Jesteś moją siostrą - rzekł w końcu. - Moją siostrą, moją krwią, moją rodziną. Powinienem cię chronić - zaśmiał się bez krzty wesołości - chronić przed chłopcami, którzy pragną robić z tobą to, co ja bym chciał.

Cassandra Clare (ur. 31 lipca 1973) – pisarka, urodzona w amerykańskiej rodzinie w Teheranie, mieszkała we Francji, Anglii i Szwajcarii zanim skończyła 10 lat. Od szkoły średniej mieszkała w Los Angeles i Nowym Jorku, gdzie pracowała w redakcji. W 2004 r. zaczęła pracę na powieścią Miasto Kości, jej natchnieniem był krajobraz Manhattanu. W fandomie związanym z Harrym Potterem znana dzięki opowiadaniu Draco Trilogy. Również szeroko znana z opowiadania "The Very Secret Diaries" związanego z kolei z fandomem "Władca Pierścieni" Cassandra Clare to jej pseudonim artystyczny.

Pełne zwrotów, zaskoczeń i wyczekiwań zakończenie trylogii Dary Anioła. Jak już wcześniej wspominałam, z reguły jest tak, że część pierwsza to arcydzieło, druga jest gorsza, a trzecia... no właśnie. Nie twierdzę, że zakończenie jest złe, bo nie jest, ale gdyby jeszcze trochę nad nim popracować (albo właśnie tego nie robić) to byłaby lepsza.

Osobiście twierdzę, że autorzy starają się udoskonalić swój styl, pisząc kolejne części jakiejś serii. Ale niestety, nie wychodzi im to. Przeciwnie. Przez fakt, że chcą, aby tekst był bardziej dojrzały, sprawiają, że staje się nudny (póki co, znam tylko jeden wyjątek).

Miasto szkła zajęło mi trochę czasu, bo nie wciągało aż tak jak poprzednie części. W pewnych chwilach (w nocy, kiedy było już późno) przysypiałam, bo chciałam poznać zakończenie i czytałam nawet, gdy powinnam już spać. Mimo to, pomysł na fabułę był bardzo dobry.

Cały czas coś się dzieje i akcja nie stoi w miejscu, jak bywa przy niektórych książkach (będę wypominać tego nieszczęsnego Rhezusa), ale wciąż prze do przodu.

Pośród chaosu wojny Nocni Łowcy muszą zdecydować się na walkę u boku wampirów, wilkołaków i innych Podziemnych... albo przeciwko nim. Tymczasem Jace i Clary też muszą podjąć decyzje. Czy mogą pozwolić sobie na zakazaną miłość?

Ostatnie zdanie w tym krótkim opisie doskonale oddaje moje wrażenia, dotyczące Miasta szkła. Najwięcej interesowałam się sytuacją Jece'a i Clary, a także często rozmyślałam (na przykład w szkole) jak skończą się ich losy.

Oczywiście jest to książka, którą przeczytają wszyscy fani Darów Anioła. Przypuszczam, że nie będą mogli się powstrzymać. Jednak osoby, których ta seria aż tak nie zachwyciła mogą nie chwycić po Miasto szkła. Może dlatego, że czasem lepiej nie znać rzeczywistego zakończenia, a może dlatego, że woleliby poświęcić ten czas na inną lekturę.

Ale pomimo tej opinii, sądzę, że ciekawscy nie tylko przeczytają tą część, ale również kolejną, już czwartą (której autorka nie planowała, a którą jednak napisała) pod tytułem Miasto upadłych aniołów. Ja także zamierzam po nią sięgnąć, w niedługim czasie.

5 lip 2011

Z serii: Książkowo - Cassandra Clare "Miasto popiołów" [Dary Anioła]





Tytuł: Miasto popiołów [Dary Anioła] - Tom 2

Autor: Cassandra Clare

Wydawnictwo: Mag

Data i miejsce wydania: Warszawa, 2009


Moja ocena: 8/10 [5/6]



     
- Jak to robisz, że nigdy nie masz na sobie błota? - zapytał.
[...]
- Mam czyste serce - odparła filozoficznie. - To odpycha brud.

Cassandra Clare (ur. 31 lipca 1973) – pisarka, urodzona w amerykańskiej rodzinie w Teheranie, mieszkała we Francji, Anglii i Szwajcarii zanim skończyła 10 lat. Od szkoły średniej mieszkała w Los Angeles i Nowym Jorku, gdzie pracowała w redakcji. W 2004 r. zaczęła pracę na powieścią Miasto Kości, jej natchnieniem był krajobraz Manhattanu. W fandomie związanym z Harrym Potterem znana dzięki opowiadaniu Draco Trilogy. Również szeroko znana z opowiadania "The Very Secret Diaries" związanego z kolei z fandomem "Władca Pierścieni" Cassandra Clare to jej pseudonim artystyczny.

Ta książka trafiła do mnie razem z pierwszą i trzecią częścią. Nie potrafiłam zostawić jej na półce, wiedząc, że i tak ją kupię i przeczytam. Poznałam dużo opinii na temat serii i wszystkie były pochlebne, dlatego też zabrałam się za czytanie natychmiast.

Po przeczytaniu Miasta Kości byłam wprost wniebowzięta. Nawet przez myśl nie przeszło mi, że mogłabym zawieść się na Mieście Popiołów, ale... nie mogę powiedzieć, że byłam nią do końca zachwycona.

Z reguły jest tak, że pierwsza część z trulogii jest najlepsza. Druga może być, a trzecia pozostawia wiele do życzenia, bo autor stara się poprawić swój styl, co w efekcie ani trochę mu nie wychodzi. Przeciwnie - zamiast lekkiego tekstu do czytania trafia nam się ciężki orzech do zgryzienia.

Przyznam, że czytając tą i następną część przewracałam kartki, szukając miejsca gdzie Clary i Jace byliby sami. Tak po prostu, inaczej nie umiałam. Później liczyłam strony i z niechęcią brałam się za te wcześniejsze. Jednak w końcu powiedziałam sobie dość i przeczytałam od deski do deski, ale nie robiłam tego z taką chęcią jak przy pierwszej.

Clary Fray chciałaby, żeby jej życie znowu stało się normalne. Ale czy cokolwiek może takie być, skoro dziewczyna jest Nocnym Łowcą zabijającym demony, jej matka została magicznie wprowadzona w stan śpiączki, a ona sama nagle zaczyna widzieć mieszkańców Podziemnego Świata - wilkołaki, wampiry, wróżki...

...czyli dalsze losy młodej dziewczyny, która trafia do świata, do którego nie powinna była trafić. Fabuła w porządku, dalszy pomysł rozwinięty odpowiedniego, ale już nie w tak świetnym stylu, niestety. W niektórych momentach miałam ochotę odłożyć książkę, bo zwyczajnie mnie nudziła. Ale musiałam poznać zakończenie tej historii, dlatego czytałam dalej.

Nie wyobrażam sobie, żeby książki miały nie przeczytać osoby, które czytały wcześniej Miasto Kości. To zwyczajnie niemożliwe, bo część pierwsza pozostawia taki niedosyt, że trzeba chwycić za następną. Ale czy inni? Ktoś kiedyś powiedział mi, że tomy Darów Anioła można czytać nawet, jeśli nie widziało się poprzednich. Ja uważam inaczej. Nawet gdyby fabuła rzeczywiście była tak jasna i wciągająca to Miasto popiołów nie zatrzymałoby na długo przypadkowego czytelnika. Jest dobrą kontynuacją, ale nie świetną. Pierwsza część wyszła znacznie lepiej.

Z serii: Książkowo - Cassandra Clare "Miasto kości" [Dary Anioła]




Tytuł: Miasto kości [Dary Anioła] - Tom 1

Autor: Cassandra Clary

Wydawnictwo: Mag

Data i miejsce wydania: Warszawa, 2009


Moja ocena: 10/10 [6/6]




Kochać to niszczyć, być kochanym to zostać zniszczonym.

Cassandra Clare (ur. 31 lipca 1973) – pisarka, urodzona w amerykańskiej rodzinie w Teheranie, mieszkała we Francji, Anglii i Szwajcarii zanim skończyła 10 lat. Od szkoły średniej mieszkała w Los Angeles i Nowym Jorku, gdzie pracowała w redakcji. W 2004 r. zaczęła pracę na powieścią Miasto Kości, jej natchnieniem był krajobraz Manhattanu. W fandomie związanym z Harrym Potterem znana dzięki opowiadaniu Draco Trilogy. Również szeroko znana z opowiadania "The Very Secret Diaries" związanego z kolei z fandomem "Władca Pierścieni" Cassandra Clare to jej pseudonim artystyczny.

Właściwie, moja przygoda z tą serią zaczęła się dość nietypowo i zabawnie na swój sposób. Udzielałam się na pewnym forum i tak się złożyło, że pojawiła się tam wzmianka na temat Darów Anioła. Stwierdziłam, że co by się nie stało, muszę tą książkę przeczytać. No i ją kupiłam (właściwie to jedną z części dostałam na urodziny). Za czytanie zabrałam się od razu, a książka, co tu dużo mówić, naprawdę mnie wciągnęła.

DZIEWCZYNA ze skłonnością do wpadania w tarapaty, WAMPIR, który zmaga się ze swoją mroczną naturą, PÓŁANIOŁ, pogromca demonów.

Opis niewiele mówi, ale ciężko jest też powiedzieć cokolwiek, żeby nie zdradzać zbyt wiele z fabuły.

Clary, czyli główną bohaterkę, poznajemy w chwili, kiedy razem ze swoim przyjacielem Simonem, wchodzi do klubu Pandemonium. W tym miejscu dziewczyna spotyka dziwne osoby, których nikt poza nią nie widzi. Trójka chuliganów z nożami, jak później nazywa ich jeden z bohaterów, atakuje chłopaka, który później... rozpływa się w powietrzu. I od tego momentu Clarissa coraz bardziej zaczyna wdrażać się w świat, o którym istnieniu nie miała pojęcia.

Wampiry są tematem dość częstym, chociaż ich jest tutaj naprawdę mało. Za to Nefilim... po raz pierwszy spotkałam się z nimi właśnie w tej powieści. Pół ludzie, pół aniołowie. Tak, znakomite połączenie. Książka jest dość obszerna, ale nie nudzi. Absolutnie. Kiedy już zaczęło się czytać to nie sposób się oderwać.

Wielkim plusem tej książki są bohaterowie. Każdy ma inny, unikalny charakter, a główna bohaterka nie jest płytka, jak zdarza się dość często. Moim faworytem jest Jace, czyli główna postać męska. Ironiczny, wygadany, sarkastyczny, na swój sposób przykład "niegrzecznego chłopca", ale również bardzo troskliwego.

Styl pisania bardzo przyjemny. Czyta się szybko, nie zatrzymujemy się na tych samych momentach po kilka razy i nic nas nie rozprasza. Bardzo barwny język i świetnie wykreowany świat przedstawiony. Nie ma żadnych błędów (a zdarzało się, że znalazłam takowe w kilku książkach), a dodatkowo bawią nas komizmy niektórych sytuacji.

Miasto Kości poleciłabym wszystkim fanom fantasy i romansów. Pojawia się wiele rzeczy magicznych, więc nie dałabym sobie ręki uciąć, że spodoba się tym, którzy tego gatunku nie czytają, ale dla pozostałych powinno być doskonałe. Sama kupiłam od razu trzy części, a teraz pozostaje mi wybrać się po czwartą, która wyszła całkiem niedawno. Niezapomniana lektura na bardzo długi czas.