31 sie 2011

John Leake - "Pisarz, który nienawidził kobiet"



Tytuł: Pisarz, który nienawidził kobiet

Autor: John Leake

Wydawnictwo: Znak

Data i miejsce wydania: Kraków 2011 r.

Strona zakupu: Tutaj




     Idziesz ciemną uliczką, słońce dawno już zaszło i drogę oświetla Ci tylko księżyc. Przed Tobą staje młody mężczyzna o chłopięcej twarzy, ubrany w biały garnitur i aksamitny czerwony szalik, ma na sobie kowbojskie buty. Trochę śmieszny strój jak na to miejsce. Wyciąga do Ciebie dłoń z miłym uśmiechem i mówi: Podwiozę cię...

     Jest rok 1974. Jack Unterweger morduje osiemnastoletnią dziewczynę. Wyrok: dożywocie. W więzieniu zaczyna pisać autobiograficzną powieść Czyściec. W 1985r. zachwyceni książką austriaccy intelektualiści rozpoczynają walkę o warunkowe zwolnienie Jacka. Zostaje wypuszczony z więzienia w 1990r. Mieszka w Wiedniu i zaczyna pracę jako dziennikarz. Rok później zaczynają ginąć prostytutki. W mediach sprawę relacjonuje Jack Unterweger.
     Czy ktoś mógłby pomyśleć, że opisywane przez Jacka zbrodnie są jego dziełem?
     
     Na faktach autentycznych - Film, oglądany w telewizji w późnych godzinach wieczornych, wstrząsająca treść i ten napis po zacnym The end. Cóż sobie myślimy widząc go? Jak to mogło zdarzyć się naprawdę?! A przecież życie lubi pisać szokujące scenariusze.
     I tak, proszę państwa, ta książka jest autentyczną opowieścią o słynnym pisarzu - seryjnym mordercy. Mordercy, trzeba dodać, wyjątkowo niebezpiecznym, bo o twarzy niewinnego chłopca. Utalentowany autor wielu książek i mężczyzna, który nie może odpędzić się od kobiet.
     Czy naprawdę był tak wspaniałym pisarzem? Nie wiem, ale gwarantuję, że jeśli dobrze poszukacie to znajdziecie jego Czyściec. Mi się udało.
     John Leake przedstawia nam historię bardzo wiarygodną, bo opartą na aktach policyjnych. Do tego autor jest bezstronny, więc sami możemy ułożyć opinię o bohaterze.
     A mamy do czynienia z bohaterem niezwykle skomplikowanym. Oszukał elity wiedeńskie do tego stopnia, że odsiadując wyrok był ulubionym więźniem i miał tam prawie władzę! Bo Unterweger ma bardzo wpływowych obrońców.
     W każdej kobiecie, która go widziała wywoływał instynkt macierzyński, a omamione przez niego myślały tylko Jak mogą oskarżać tego uroczego młodzieńca o coś tak strasznego?!
     Nie od dziś wiadomo, że kobiety lgną do niegrzecznych chłopców, ale nawet mi, której Jack był obojętny przez całą powieść, zrobiło się go po prostu żal.
     Na początku wydaje się, że książka jest bardzo gruba i sporo czasu zajmie jej czytanie (szczególnie, że czcionka nie należy do największych), ale tak naprawdę wystarczą dwa dni, żeby dotrzeć do końca.
     Styl nie jest do końca lekki, ale świetnie komponuje się z wydarzeniami opisanymi w fabule.
     Jedyna drobna, aczkolwiek nieujmująca wiele książce wada to wiele miejsc i różnorodność w czasie. Z początku można się w tym naprawdę zagubić. Dodajmy do tego jeszcze, że przez życie Jacka przewija się naprawdę wiele kobiet. I cóż tu rzec? Z jednej strony człowiek, za którym szaleją tłumy, z drugiej psychopata i morderca.
     Pisarz, który nienawidził kobiet. Niezwykłe spojrzenie w umysł mordercy, jak powiedział John Malkovich. Powieść warta polecenia. Dla kogo? Na pewno nie dla tych, którzy mają słabe nerwy, ale odpowiednia dla miłośników dobrych kryminałów i literatury faktu. Dla mnie, znajduje się na mojej osobistej liście bestsellerów.

     Idziesz ciemną uliczką, słońce dawno już zaszło i drogę oświetla Ci tylko księżyc. Przed Tobą staje młody mężczyzna o chłopięcej twarzy, ubrany w biały garnitur i aksamitny czerwony szalik, ma na sobie kowbojskie buty. Trochę śmieszny strój jak na to miejsce. Wyciąga do Ciebie dłoń z miłym uśmiechem i mówi: Podwiozę Cię. Jestem pisarzem, wiesz?

Więc jak? Zgadzasz się?


6/6

Ciekawostka: Postać Jacka Unterwegera do tego stopnia zainspirowała Johna Malkovicha, że wcielił się w nią w sztuce The Infernal Comedy.

27 sie 2011

Lisa See - "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz"






 Tytuł: Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz

Autor: Lisa See

Wydawnictwo: Świat Książki

Data i miejsce wydania: Warszawa 2005 r.

Strona zakupu: Tutaj






     Lisa See urodziła się w Paryżu, ale wychowała w chińskiej dzielnicy Los Angeles. Jest autorką czterech bestsellerowych powieści, które otrzymały liczne nagrody i wyróżnienia.
     Z tą autorką spotkałam się dwa razy. Obie książki zamówiłam z magazynu Świat Książki, kiedy to jeszcze nie połączył się z Weltbildem. Jednak pierwsza, która do mnie przyszła to właśnie ta, którą postanowiłam dzisiaj zrecenzować.
     Akcja powieści rozgrywa się w Chinach, gdzie wszelkie uczucia skrywa się pod maską obojętności i nawet matki zadają córką niewyobrażalny ból. kobiety nazywa się bezużytecznymi gałązkami , ale w ich wewnętrznych izbach powstaje więź między nimi, silniejsza niż przyjaźń. Zbyt krucha, żeby przeciwstawić się twardym regułom, ale jednocześnie tak głęboka, żeby przetrwała wszystko.
     Główną bohaterką jest Lilia. Dziewczynka (później kobieta), której życie zmienia się z chwilą, w której zbliża się krępowanie stóp. Niezwykle bolesny zabieg, któremu poddawane są dziewczęta, aby miały jak najmniejsze stopy. Bo to właśnie one są świadectwem kobiety.
     Okazuje się, że Lilia ma nieprzeciętną urodę, dzięki której może zapewnić lepsze życie swojej niezbyt majętnej rodzinie poprzez dobre małżeństwo. Mimo, że w jej rodzinie wszystkie kobiety miały Zaprzysiężone Siostry, ona ma szansę na własną Laotong. Ważniejszą niż siostra, kochaną najbardziej ze wszystkich.
     Lilia dostaje wachlarz. Wachlarz, na którym wraz ze swą Laotong będą przekazywały sobie wiadomości przy pomocy sekretnego pisma kobiet - nu-shu - do końca swojego życia.
     Powieść dzieli się na cztery części - Dni Córki, czyli czas, w którym Lilia jest dzieckiem; Dni Upinania Włosów, gdzie staje się mężatką; Dni Ryżu i Soli, podczas których zmaga się z codziennością dorosłej kobiety i w końcu Siedząc Spokojnie, czyli czas, w którym jest "tą, która jeszcze nie umarła".
     Każda z tych części ma swój własny unikatowy charakter i pokazuje inną stronę Chin. W każdej jednak wyeksponowane są tradycje tego państwa.
     To, co obecne jest w całej powieści i co jest zarazem jej ogromną zaletą to wzruszenie. Wzruszenie, które towarzyszy nam do ostatniej strony, ostatniego słowa.
     Mimo, że zabrałam się za pisanie tej recenzji już jakiś czas temu to kończę ją dopiero teraz. Dlaczego? Bo przeczytałam to po raz kolejny. Szukałam tylko jednego fragmentu, ale nawet podczas kartkowania książki miałam łzy w oczach, kiedy przypominałam sobie co ona ukazuje.
    Charakterystyczny styl autorki jest niezwykle lekki, dzięki czemu czyta się szybko i wbrew temu, że poznajemy masę rzeczy, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia to wszystko jest zrozumiałe.
     Dla mnie ta książka nie ma minusów. Można ją czytać i czytać, ale i tak się nie znudzi. Opowiada piękną historię, która potrafiłaby poruszyć nawet najtwardsze serce.
     Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz to książka dla tych, którzy chcą przekonać się co znaczy prawdziwa przyjaźń i ile może przetrwać. Jest skierowana przede wszystkim do kobiet, ale sądzę, że panowie, którzy mają w sobie coś z romantyka nie będą narzekać.
     Ta powieść bez wątpienia zasługuje na miano bestselleru.

6/6

Nie jestem tak dobra jak ty, ale wierzę, że towarzyszą nam niebieskie duchy. Zawsze będziemy razem.

17 sie 2011

Z serii: Książkowo - Jesús Sánchez Adalid "Rycerz z Alcantary"





Tytuł: Rycerz z Alcantary

Autor: Jesús Sánchez Adalid

Wydawnictwo: Bellona

Data i miejsce wydania: Warszawa 2011 r.


Moja ocena: 5/10 [3/6]





A gdy przyszedł, gdy ujrzałem go w drzwiach, powiedziałem bezczelnie:
- Zapomniałeś dotknąć mezuzy.

Urodzony w 1962 roku Jesús Sánchez Adalid pochodzi z Villanueva de la Serena (Badajoz). Ukończył prawo na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Przez dwa lata pracował jako sędzia, następnie studiował jednocześnie filozofię i teologię. Ukończył również prawo kanoniczne na Uniwersytecie Papieskim w Salamance.

W jego dorobku znajdują się takie dzieła, jak: La fuente del Atenor, La luz del Oriente, El Mozarabe, Felix de Lusitania, La Tierra sin Mal, En compania del sol, La Sublime Puerta, El caballero de Alcantara i Los milagros del vino.

Po pierwsze, nie wiem co mnie podkusiło do tego, żeby spojrzeć na powieść historyczną. Nie lubię historii (chociaż tą, która nie jest związana z naszym krajem jestem w stanie znieść), jednak rycerz w tytule to już inna sprawa. No i nazwa zakonu. Być może to mnie do tego przekonało. A może nieszczęsna Pani na Czachticach?

Książka opowiadania o przygodach Luisa Marii Monroya, który musi zmagać się z przewrotnością losu i zadaniami, jakie ma obowiązek spełnić. Po powrocie z niewoli do upragnionego domu, w niedługim czasie znów musi się z nim pożegnać i ruszyć w pełną niebezpieczeństwa podróż.

Poza życiem głównego bohatera w lekturze znajdujemy jeszcze opowieść o epoce pełnej skrajności. Od miłości, poezji, muzyki poprzez wojnę, niewolę i śmierć.

Przede wszystkim należy zaznaczyć, że nie jest to książka dla osób, lubiących dużo świetnie opisanej akcji. Owszem, cały czas coś się dzieje, ale nie na tyle, żeby czytać z zapartym tchem i nie móc się oderwać. Właściwie, mimo rozbudowanej i wciąż biegnącej do przodu fabuły, wszystko rozkręca się dopiero pod koniec.

Lekki, niezobowiązujący styl sprawia, że tą historię można przeczytać jako opowieść, legendę o czymś, ale nie jako powieść akcji. A przecież autorowi powinno chodzić o to, żeby zamknąć czytelnika na kartach swojej wyobraźni i nie wypuścić aż do samego końca.

Tutaj tego nie ma.

Szczerze powiedziawszy, spodziewałam się czegoś lepszego po autorze, który ma na swoim koncie tak dużą liczbę dobrze przyjętych dzieł. Jeśli książka mi się podoba to zżywam się z każdym bohaterem, ale jeśli nie... Tutaj pogubiłam się między postaciami. Nie jestem nawet w stanie teraz wymienić wszystkich ich imion.

Byłam ciekawa i urzeczona do momentu, w którym zaczęła się opowieść po niewoli i od momentu tuż przy końcu. Jedyne zalety powieści, jakie mogę wymienić to właśnie ten styl i wprowadzanie w świat, zwyczaje i kulturę ludzi z innych wiary i z innego miejsca.

Polecę Rycerza z Alcantary ludziom, którzy lubią historię. Ci, którzy przepadają za słuchaniem opowieści snutych przez historyków właśnie, powinno się spodziewać. Ale nie tym, którzy chcą przeczytać coś z akcji. Oczywiście, powieść przeznaczona jest dla starszego grona czytelników. Pojawiają się w niej wątki, które ciężko byłoby sobie wyobrazić dzieciom.

Na koniec pozostaje więc zadać sobie pytanie: Czym jest bestseller dla większości osób?


Książkę otrzymałam od serwisu Nakanapie do recenzji.
Bardzo dziękuję.

6 sie 2011

Z serii: Zabawy - One Lovely Blog Award


 Zasady:
- napisz u siebie podziękowania i wklej link blogera, który cię nominował,
- napisz o sobie siedem rzeczy,
- nominuj szesnaście innych, cudownych blogerów (nie można nominować osoby, która cię nominowała),
- napisz im komentarz, by dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji. 
     Choć się nie spodziewałam to zostałam nominowana do tej zabawy przez dwie osoby - Wiedźmę (czyt. Lilien), która powinna za to solidnie oberwać, bo i tak wie o mnie sporo oraz Gosiarellę. Za to wyróżnienie bardzo Wam dziękuję.
     Siedem rzeczy, których o mnie nie wiecie (ostrzegam tych nieprzygotowanych na mocne wrażenia, żeby nie czytali):

     1) Moje imię to Andżelika (tak, pisane przez "dż", a nie przez "g") choć zdecydowanie wolę gdy nazywa się mnie Himitsu (zwykle Himi tudzież Mitsu), bo bardziej do mnie pasuje (oznacza Tajemnicę, a ja nią właśnie jestem). Niektórzy zwracają się też do mnie Zołza (coś w tym musi być skoro nawet mój młodszy brat krzyczy tak za mną po mieście) lub Młoda/Mała (zarezerwowane tylko dla dwóch osób, biada innemu, który tak mnie nazwie!). Nie toleruję, kiedy ktoś zdrabnia moje imię, ewentualnie można wymyślić własną ksywkę, na którą przystanę (albo nie).

     2) Nie wierzę w Boga. Podstawowa prawda o mnie, którą wciąż neguje moja rodzina (kiedyś będą musieli się w końcu przełamać i przyjąć to do wiadomości). Zdecydowanie bardziej przemawia do mnie nauka (co nie przeszkadza mi chodzić do szkoły salezjańskiej [i nie, to nie był mój wymysł]), ale nie znaczy to, że odmawianie modlitwy czy chodzenia do kościoła w jakiś sposób mnie odstręcza, po prostu nie widzę w tym głębszego sensu. Obchodzę gwiazdkę i Wielkanoc (chodzę wtedy nawet na mszę), ale nie traktuję tego religijnie. Raczej jak czas spędzony z rodziną.
Nie twierdzę, że siły nadnaturalne nie istnieją (jestem nawet w stanie dopuścić do siebie myśl o aniołach [ale tylko tych z książki Doroty Terakowskiej, czyli nie tych związanych z Bogiem]), ale nie wierzę w Boga, który stworzył świat i nas sądzi.
Jestem ateistką.

     3) Yaoi - moja pasja, moja miłość, moje hobby. Nieważne jak to nazwać, Slash, Związek homoseksualny, gej czy właśnie yaoi. Nigdy nie miałam nic do homoseksualistów, w końcu miłość to miłość (i nie, osobiście nie mam nic wspólnego z tego typu związkami), ale czytanie o tym czy oglądanie (w formie anime) mnie odpychało. Dopiero, kiedy moja przyjaciółka postanowiła mnie do tego zmusić (a druga przekonywać) coś się zmieniło. Nie ciągnie mnie jednak do yuri (czyli związków lesbijskich). Tyle.

     4) Anime i Manga. Tak, notorycznie oglądam japońskie bajki, jakby to ktoś powiedział. Uwielbiam je i uważam, że niektóre są bardzo pouczające. Bo przecież anime są nie tylko dla dzieci. Zaczęło się od obejrzenia Bleacha na Hyperze. Później to już samo poszło.
Mangi raczej nie czytam. Jedynie yaoi, bo do komiksów tak naprawdę nigdy też mnie nie ciągnęło.

     5) Japonia. Uwielbiam ten kraj, jego tradycje, język, historię, zwyczaje. O kuchni nie mogę wiele powiedzieć, bo nigdy nie miałam okazji spróbować sushi, ale ryż gości często na moim stole. Uczę się języka japońskiego, a jednym z moich największych marzeń jest wyjazd do kraju kwitnącej wiśni (tudzież wschodzącego słońca, jak kto woli).

     6) Londyn. Od niedawna mam małą obsesję na punkcie tego miasta. Szczególnie (a właściwie głównie) dziewiętnastowiecznego. Tam również chciałabym pojechać. Przyznam też, że to w znacznej części sprawka pewnego anime.

     7) I ostatnie, najważniejsze. Kocham pisać. Szczególnie fantasy, ale nie tylko. Nieważne, gdzie bym była, nieważne co bym robiła, zawsze muszę coś napisać. To jest moja największa pasja (ważniejsza chyba nawet od czytania). Moim największym marzeniem jest kiedyś wydać powieść. Może się uda, trzymajcie kciuki.

(Uznałam, że o książkach nie muszę wspominać)

Nominuję
(Tak, wiem, jest tego mało, ale staram się wybrać blogi, które jeszcze nie brały w tym udziału. Jeśli znajdę kolejne to dopiszę)

5 sie 2011

Z serii: Książkowo - Marek Ścieszek "Wehrwolf"





Tytuł: Wehrwolf

Autor: Marek Ścieszek

Wydawnictwo: Radwan

Data i miejsce wydania: Tolkmicko 2011 r.


Moja ocena: 9/10 [5.5/6]



Chciałby sięgnąć i podnieść ją, aby nie leżała tak (...), ale nie może. Nie może, bo jego obydwie małe, dziecięce rączki są zajęte.

Marek Ścieszek. Wielbiciel książek Stephena Kinga i Jacka Komudy oraz filmów Quentina Tarantino i Sergio Leone. Amator grozy, tak czytanej, jak i oglądanej. Grozy dobrej, należy zaznaczyć, ściskającej za gardło lękiem, czyli nie każdej. Autor kilkudziesięciu opowiadań fantastycznych, skazanych na wieczne potępienie w Sieci.
Rok 2011 był to dla niego zwykły rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi nie zwiastowały nijakich klęsk. Co zaś do nadzwyczajnych wydarzeń - dwa opowiadania doczekały się zaistnienia na papierze, przyjmując status debiutu.

Autor, o którym słyszę pierwszy raz, jednak coś mnie z nim łączy. Oboje uwielbiamy Kinga. Po zobaczeniu tej notki z miłą chęcią zabrałam się za lekturę. I nie zawiodłam się.

Sama również przepadam za horrorami, więc wielką przyjemnością było czytanie tych kilku opowiadań. Trzynaście historii, z których każda wywołuje w czytelniku jakieś emocje.

Gdzie może czaić się groza? Na progu plebani, w chłopskiej zagrodzie, przyczepie kempingowej. Obok miejsc, które z zasady wywołują ciarki, jak cmentarz czy lochy średniowiecznego szpitala dla obłąkanych, lęk może wywołać również karuzela, a nawet zwykły edytor tekstów. W ponurym kondukcie kroczą ramię przy ramieniu istoty nie z tego świata: nocne zmory, krwiożercze niemowlęta, diabły i dusze umarłych.
Ich celem jest przerazić.

Tytułowe opowiadanie - Wehrwolf - nie wywołało we mnie emocji, jakie powinno wywołać. Było czytane raczej na siłę, bo zupełnie nie pasuje do klimatów, jakie preferuję.

Natomiast najdłuższe - Karuzela - po prostu mnie zachwyciło. Na pewno nie jest to typowa (ani żadna inna) baśń pomimo znajdującego się w nim elementu fantastycznego. Nie jest to też historia, którą mogłyby przeczytać dzieci. Jednak emocje zawarte w tym tytule wywołują niezapomniane wrażenie.

Styl całej powieści jest lekki do czytania, co sprawia, że książka (która dodatkowo obszerna nie jest) szybko dobiega końca. Jednocześnie dzięki niemu możemy wczuć się w tekst i w pewien sposób połączyć z bohaterami oraz ich problemami.

Czy książka ma wady? Być może na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie. Ja tak z początku pomyślałam. Jest jednak coś, co mi przeszkadzało.

Co prawda, wiem, że to tylko krótkie opowiadania, ale i tak wolę takie, które są zakończone. A w tym przypadku, większość tego zakończenia nie ma. Moim zdaniem niektóre z nich (niektóre, bo nie wszystkie), na przykład Piekło znajduje się w Peralvillo czy W miasteczku poszukiwaczy złota powinny być nieco bardziej rozbudowane i zaspokajać ciekawość do końca.

Książka dla czytelników, którzy mogliby ją zrozumieć, czyli dla tych starszych. Lektura dla fanów grozy i powieści, które wywołują miły dreszcz strachu, biegnący po plecach. Coś, dzięki czemu (miejmy nadzieję) autor pokusi się o napisanie czegoś większego.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Radwan i bardzo za nią dziękuję.

3 sie 2011

Z serii: Książkowo - Andrew Peters "Kruczobór"




  
Tytuł: Kruczobór

Autor: Andrew Peters

Wydawnictwo: Bukowy Las

Data i miejsce wydania: Wrocław 2011 r.


Moja ocena: 7/10 [5/6]



Trzymaj pióro, z wiatrem uleć. Pani, ochroń mnie przed bólem!

Andrew Peters od dziecka wspinał się na drzewa i z nimi rozmawiał. Autor przeszło 60 książek (w tym tomów poetyckich), gawędziarz i performer występujący z tubą, urodził się w 1965r. w rodzinie o czeskich korzeniach, wychował się w Londynie, mieszka w zachodniej Anglii z żoną pisarką i dwójką dzieci. Wyróżnia się niezwykle wysokim wzrostem, z zapałem fotografuje i gra w squasha, kocha poezję i kąpiele na dziko - nawet w bardzo zimnej wodzie.

W końcu autor, który nie należy do grupy polskich literatów. Ma na swoim koncie dużą liczbę książek i chyba nawet spotkałam się już z jego nazwiskiem, ale pierwszy raz mam z nim do czynienia osobiście.

Przyznam, że powieść skusiła mnie swoją nazwą i okładką. Pierwszym, bo znajduje się w niej człon "Kru"; drugim, bo widnieje na niej kruk. Od pewnego czasu mam na ich punkcie małą obsesję.

Czego się spodziewałam po tej książce? Po części tego co dostałam. Baśniowego świata, nietuzinkowego humoru i pewnej dozy przygody. Czasem historia mnie bawiła, czasem wprawiała w zdumienie, a nie raz sprawiała, że po prostu załamywałam ręce.

Wyobraźcie sobie, że w lesie, na wielkich drzewach, wśród ich rozłożystych koron, ciągną się autostrady i stoją maleńkie domki. A mieszkający w nich ludzie są mniejsi od kruków, siadających na naszych parapetach.

Arborium jest jedynym miejscem, gdzie drzewa wciąż żyją i nie są wycinane w celu ich przetwarzania. Z dala od tego miejsca, w imperium Paszcz ludzie mieszkają wśród wysokich wieżowców ze szkła i jedna gałązka warta jest tam majątek.

Ark - młody kanalarz, który na co dzień naprawia zapchane toalety, zostaje wplątany w spisek, który ma pozbawić go tego, co najcenniejsze - drzew. Za wszelką cenę stara się temu zapobiec.

Świetna powieść przygodowa, łącząca w sobie elementy fantasy. Baśń dla nieco starszych czytelników, ale wciąż dzieci (szczególnie, że głównymi bohaterami są czternastoletni dendranie).

Książkę czyta się naprawdę przyjemnie, bo styl jest prosty i wciągający. Do tego przebrnięcie przez tekst ułatwia nam dość duża czcionka.

Jednakże jak każda lektura, ma ona swoje wady. Pierwszą z nich jest na pewno koniec. Przez większą część historii mamy wrażenie, że główny bohater jest taki jak my. Prosty dzieciak, bez żadnych super mocy. Problematyka podobna nieco do Herry'ego Pottera (wspominam o nim, bo ostatnio wyszła siódma część filmu), ponieważ mowa o chłopcu, który ma ocalić swój świat, ale mimo wszystko inna.
Gdyby nie pewien fragment, koniec byłby aż za bardzo naciągany.

Kolejną wadą jest fantastyka. To mój ulubiony gatunek literatury, ale połączenie z nim baśni do mnie nie trafia (przynajmniej w tym przypadku). Miejscami miałam wrażenie, że tych elementów fantastycznych jest zdecydowanie za dużo.

Zadowolona jestem natomiast z Korzenników. Autor świetnie przedstawił odmienną rasę, która ma własne zwyczaje i do tego mówi dość zabawną gwarą. Wielki plus.

Kruczobór polecam tym najmłodszym, którzy nie zdążyli jeszcze na dobre wdrożyć się w świat ksiąg, ale także tym, którzy w głębi ducha wciąż czują się dziećmi. Doskonała powieść dla tych, którzy chcą znów zaznać smaku dzieciństwa.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Bukowy Las i bardzo za nią dziękuję.