31 gru 2012

Bram Stoker - "Dracula"





Tytuł: Dracula

Autor: Bram Stoker

Wydawnictwo: Zielona Sowa

Data i miejsce wydania: Kraków, 2011


Moja ocena: 4/10





My trochę ślepi byliśmy, jak to ludzie, bo kiedy my za siebie oglądamy się, widzimy to, co i wcześniej moglibyśmy zobaczyć, przed siebie spoglądając, gdybyśmy tylko umieli dojrzeć to, co ujrzeć byśmy mogli.

Historię Draculi - wampira, stworzonego przez Brama Stokera - zna każdy. Niezliczona ilość filmów, powstałych na podstawie powieści i liczne historie oparte na tej samej postaci, która była pierwowzorem króla krwiopijców, rozsławiły ją na cały świat. Słynna opowieść do tej pory budzi fascynację i przyciąga do siebie nowe grono czytelników, szukających grozy w czasach brokatowego chłopca i naznaczonych wampirów, zakrywających znak make-upem. Ja jednak doskonale potrafię zrozumieć również tych, którzy lgną do nowych, dobrych wampirów, jak ćmy do światła. W pewnym sensie, mają rację.

Młody prawnik - Jonathan Harker - w zastępstwie za swojego szefa, zostaje wysłany do Transylwanii, do zamku Dracula, aby służyć pomocą tamtejszemu Hrabiemu. Jego zamiarem jest przeniesienie się do Anglii. Mężczyzna pomaga mu szlifować język, opowiada o angielskich zwyczajach i nowej posiadłość Hrabiego. Nie wie jeszcze, że sprowadzi do Anglii potwora. Wkrótce Jonathan jest świadkiem dziwnych zdarzeń, które sprawiają, że jego życie wisi na włosku. Tymczasem, jego narzeczona - Mina - niecierpliwie czeka na powrót swego ukochanego. Towarzyszy swojej przyjaciółce - Lucy Westenra - i jej matce w zdrowotnej podróży, która jednak zsyła na dziewczynę prawdziwie straszną i okrutną chorobę.

W pierwszej kolejności, wydawnictwu należą się spore podziękowania w kwestii wydania Draculi. Książka została ładnie oprawiona graficznie, złożona w format idealnie mieszczący się w dłoni. Dużym plusem jest materiałowa zakładka, przytwierdzona do książki. Bardzo się przydaje. Osobiście jednak uważam, że lewa strona okładki jest niepotrzebnie zaśmiecona pasem, informującym o kolekcji, a biel powinna zostać zastąpiona ciemniejszymi kolorami, oddającymi teoretyczną grozę powieści.

W tym oto momencie przechodzimy do części zasadniczej. Dlaczego groza, z której słynie Dracula jest tylko grozą teoretyczną? Otóż dlatego, że dla potencjalnego, współczesnego, czytelnika w powieści tej, nie ma żadnego elementu zaskoczenia i tajemnicy, a co za tym idzie, grozy. Historia ta na pewno była wspaniała. Kiedyś. Ale jak pani Agnieszka Fulińska, w swojej oficjalnej nocie dołączonej do wydania, wspomina, sama powieść jest literacko raczej mierna i nadrabia pomysłem. A jeśli potencjalny czytelnik o wampirach wie już wszystko, to odpada ona na przedbiegach.

Pierwsza część powieści, czyli dziennik Jonathana Harkera, jest jeszcze nawet ciekawy. Kiedy mężczyzna przebywa w zamku i odkrywa jego mroczne tajemnice, wtedy czuć to napięcie i klimat. Wtedy chce się czytać. Ale już przy takich elementach, jak zaglądanie Hrabiego w lustro i brak jego odbicia ma się tą świadomość, że z tego nie da się wyciągnąć absolutnie nic nowego. A kiedy jedną z oznak choroby Lucy są dwie tajemnicze ranki na szyi, jakby ugryzienie jakiegoś owada i mały nietoperz puka w jej okna, i wszyscy głowią się nad tym, co się dzieje, robi się to po prostu nudne. Akcja ciągnie się w nieskończoność i w większości skupia się na niezrozumiałych dla nikogo rozumowaniu i zapobiegliwości profesora Van Helsinga.

W powieści pojawia się kilka postaci, istotnych dla całej historii. Między nimi są, już wspomniani, profesor Van Helsing, i Jonathan Harker, a także Mina Harker i Lucy Westenra. Jest też dr John Seward, Artur Holmwood i Quincey P. Morris. Każda z tych postaci, poza dwoma ostatnimi, została zarysowana znakomicie, zwłaszcza Van Helsing. Z perspektywy małżeństwa Harker i dr Sewarda została przedstawiona akcja, o Lucy dowiadujemy się bardzo dużo z ich opisów, a profesor jest bohaterem tak barwnym, że nawet nie trzeba go opisywać. Wnioski narzucają się same po czytaniu jego monologów. Niestety, zabrakło tu wglądu do psychiki najważniejszej postaci, a i dwójka z czołówki została pominięta. Dzienniki nie są dobrą formą na przedstawienie bohaterów, jeśli nie oni je prowadzą, ale Dracula został tu ukazany w godny pożałowania sposób.

Przechodząc przez całą fabułę, w końcu docieramy do zakończenia, które woła o pomstę do nieba. Kulminacyjne starcie bohaterów przedstawione jest na gruncie bitwy intelektualnej, która dla zwykłego szaraczka nie będzie ani w pełni zrozumiała - przynajmniej w kwestiach intuicyjnych - ani interesująca. Ostateczna rozgrywka to puste bieganie za skrzynią. Bądźmy szczerzy, miłośnicy horrorów nie oczekują unicestwiania wampirów we śnie.

Reasumując, po Draculi spodziewałam się o wiele więcej niż otrzymałam. Nie pierwszy raz zresztą zawiodłam się na dziele, które ma światową sławę. I choć o samym Vladzie Palowniku na pewno jeszcze przeczytam, to już nigdy nie sięgnę po fantastyczne wyobrażenia o jego osobie.


Egzemplarz otrzymałam od wydawnictwa Zielona Sowa. Bardzo dziękuję.

30 gru 2012

Danuta Miklaszewska - "Pieśń dla feniksa"





Tytuł: Pieśń dla feniksa

Autor: Danuta Miklaszewska

Wydawnictwo: Kotori

Data i miejsce wydania: Gołuski, 2012


Moja ocena: 10/10





Spoglądam w przyszłość, niosąc w sercu przeszłość.


W antologii opowiadań Omikami najbardziej zachwyciła mnie Chryzantema. Nawet teraz, wracam do niej niesłychanie często. Opowiadanie to stało się dla mnie historią, której zakończenie bardzo chciałabym poznać i do którego ciąg dalszy wymyśliłam już z milion razy. Dlatego, kiedy dowiedziałam się, że Kotori wzięło się za wydanie powieści w realiach Chryzantemy, nie mogłam po nią nie sięgnąć.

Książę Shen Li zostaje cesarzem - symbolem, którego potrzebują rosnące w siłę Chiny. Czerwony Cesarz władał państwem silną ręką i tego samego doradcy oczekują od jego syna, który jednak ma zupełnie inny charakter. Nie może ufać ludziom, którzy powinni pomóc mu w rządzeniu państwem, a jakby to nie wystarczało, jest pogrążony w depresji po rozstaniu ze swoim ukochanym. Młodego cesarza, który w dniu koronacji został nazwany Niebiańskim Feniksem, martwi przede wszystkim zachowanie HuanYina - doradcy, który wydaje się mieć obsesję na punkcie swojego pana. Sytuacja staje się jeszcze gorsza po ujawnieniu wiadomości z Japonii. W całym tym chaosie Xiah Changmin - największy rywal Li - wyciąga do niego pomocną dłoń. Ale czy na pewno okaże się ona pomocna?

Należy zacząć, niestety, od tego, że nieco zawiodłam się na książce. Zawiodłam się dlatego, że moje wyobrażenia były nieco inne - brakowało mi Dmitrija, który jednak w Chryzantemie wzbudził we mnie większe uczucie sympatii, i odniosłam wrażenie, że charakter Li był również nieco inny. Jednakże, ani trochę nie zmniejszyło to przyjemności, którą dała mi Pieśń dla feniksa.

Z tego miejsca muszę zaznaczyć, że cała akcja, pomimo jej rozwinięcia, krąży wokół głównego wątku powieści - romansu, więc zdecydowanie nie jest to pozycja dla tych, którzy nie tolerują związków między mężczyznami. A dla tych, którzy nie mają przeciw nim większych zastrzeżeń, ale nie interesuje ich czytanie o tym, powiem, że powieść prezentuje nam naprawdę sporo tradycji, związanych z państwem chińskim. Zwłaszcza, jeśli chodzi o zakazane miasto.

Danuta Miklaszewska zadebiutowała we, wspomnianej wcześniej, Antologii Opowiadań Omikami. Z wykształcenia jest germanistką, z zamiłowania amatorką sinologii. Swoją przygodę z kulturą Chin rozpoczęła cztery lata temu, lecz nadal uważa, że wie na ten temat za mało. Pieśń dla feniksa jest jej debiutanckim, wydanym dziełem. Wcześniej pisała do szuflady i na blogi.

Głównymi postaciami historii są cesarz Shen Li i doradcy HuanYin oraz Xiah Changmin. Moim zdaniem, najbardziej interesujący z nich jest właśnie ostatni bohater. Autorka zarysowała jego charakter i historię już od podstaw, kiedy to książę był jeszcze dzieckiem. Relacje między Niebiańskim Feniksem, a jego dawnym wrogiem to, zaraz obok akcji właściwej, główny wątek powieści.

Dzięki prostemu, ale barwnemu stylowi autorki, książkę czyta się bardzo przyjemnie. Akcja pnie się do przodu w odpowiednim tempie, ani zbyt wolno, ani zbyt szybko. Dodatkowo, w treści przewijają się wspomnienia Li, które wyjaśniają zdarzenia opisane w Chryzantemie, więc nie osoby, które nie czytały opowiadania, nie będą miały żadnego problemu ze zrozumieniem tekstu.

Ogromnym plusem książki jest przepiękna okładka. Od razu zachęca do tego, żeby sięgnąć po tom, a i później można się w nią długo wpatrywać, dlatego od strony graficznej, lektura prezentuje się doskonale.

Podsumowując, Pieśń dla feniksa to powieść znakomita, zarówno pod względem romansu, jak i intrygi państwowej. Odpowiednia dla osób, które lubią zagłębiać się w tradycje Chin. Polecam wszystkim fanom slashu, którzy na pewno nie będą zawiedzeni.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Kotori.

18 gru 2012

Barbara Baraldi - "Scarlett" [Tom 1]






Autor: Barbara Baraldi

Wydawnictwo: Zielona Sowa

Data i miejsce wydania: Warszawa, 2012


Moja ocena: 6/10





Nie piję, nie palę. I oczywiście nigdy nie brałem narkotyków. Aż do momentu, gdy pojawiłaś się ty... mój prywatny narkotyk. Chciałbym przestać, ale nie mogę.

Szesnastoletnia Scarlett zostaje zmuszona przeprowadzić się do Sieny i zostawić swoich przyjaciół w Cremonie. Wraz z rodziną rozpoczyna nowe życie. W domu mają miejsce częste kłótnie, których musi słuchać razem z bratem, w szkole zmaga się z akceptacją i wrogością. Na dodatek, kiedy do tej pory nie interesował się nią żaden chłopak, teraz jest ich aż nadto. Scarlett musi odmówić Umberto, pierwszemu nowemu koledze, który jest dla niej miły, ponieważ odkrywa, że jej przyjaciółka darzy go uczuciem. Staje się to jednak łatwiejsze, kiedy na horyzoncie pojawia się szkolna gwiazda, basista zespołu Dead Stones - Mikael Lancieri. Z czasem okazuje się, że ukrywa on bardzo tajemniczy sekret.

Skusiłam się na tę powieść przez wzgląd na pewną przeczytaną recenzję. Zainteresowała mnie na tyle, że postanowiłam po nią sięgnąć. Chęć tą spotęgował dodatkowo fakt, że Barbara Baraldi jest cenioną włoską pisarką, chciałam więc sprawdzić czy jej książki są rzeczywiście tak dobre, jak mówię. Niestety, jak to często bywa, coś co zostaje nazwane bestsellerem przez krytyków literackich, niekoniecznie nim jest.

Postawmy sprawę jasno, uważam, że autorka minęła się z powołaniem. Jasne, pisanie idzie jej świetnie, ale nie pisanie fantastyki. Romans? Jak najbardziej. Paranormal? Zdecydowanie nie. Opis książki brzmi interesująca, ale tylko do pewnego momentu, ponieważ od wielkiej tajemnicy zaczyna się utarty schemat wielu takich powieści. Pomijając jednak ową nieoryginalność, fantasy pojawia się w tej historii dopiero na sam koniec. Scarlett byłaby znacznie lepsza, gdyby opowiadała tylko o szkolnym, życiu i o pierwszych miłościach zagubionej nastolatki.

Co jest kolejnym błędem? W tej chwili na rynku dostępne są dwa tomy powieści. Przypuszczam, że szykuje się jeszcze trzeci. I jak na taką obszerność, akcja brnie do przodu zdecydowanie zbyt szybko. To zrozumiałe, że autorzy boją się zanudzić czytelnika, jednak miłość od pierwszego wejrzenia (i to z obu stron) jest czymś, co denerwuje ludzi bardziej niż niejedna nudna fabuła.

Powyższe wywody nie oznaczają wcale, że historia nie jest interesująca. Przeciwnie, książkę czyta się naprawdę przyjemnie, a zaciekawienie towarzyszy czytelnikowi przez cały czas, aż do jej końca, choćby dlatego, że chce on dowiedzieć się czy autorka zaskoczy go czymś jeszcze. Pomysł jest bardzo dobry, a i do stylu narracyjnego można się przyzwyczaić i w końcu go polubić.

Jednakże, zakończenie aż prosi się o napisanie go od nowa. Cała akcja została spłycona do krótkiego fragmentu, przez co, to, co miało zaskoczyć, staje się jedynie pustym elementem, a emocje, które miały wystąpić przy czytaniu, nie mogą się nawet dobrze rozwinąć. W rzeczywistości ostatnie strony są tak banalne, że zanudziłyby nawet dziecko.

Podsumowując, Scarlett czytało się przyjemnie, ale nie przywiązałam się do żadnego z bohaterów, mimo, że niektórzy zapowiadali się naprawdę interesująco. W czasie lektury nie towarzyszyły mi żadne emocje i czułam się jedynie jak bierny obserwator. Pomimo to, nie żałuję czasu spędzonego z tą książką. Polecam ją każdemu, kto życzy sobie przeczytać coś lekkiego. A kto wie? Może autorka zaskoczy nas czymś w kolejnym tomie.


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa.

16 gru 2012

Akira Norikazu, Tachibana Kaoru - "Neo Arcadia"



Tytuł: Neo Arcadia. Tęcza w ciemności

Autor: Akira Norikazu, Tachibana Kaoru

Wydawnictwo: Kotori

Data i miejsca wydania: Gołuski, 2012


Moja ocena: 6/10




Niezależnie od formy, jaką przybiera i okoliczności, w jakich się spotykacie, istota ta, za każdym razem, kradnie twe serce...

U zarania dziejów całą Ziemię osnuwał mrok. Władca Światła zapragnął stworzyć na jej powierzchni krainy tętniące życiem. Wysłał więc do siedziby Władcy Ciemności swego syna jako emisariusza. Nie przewidział jednak, że przyjdzie mu już na zawsze rozstać się z ukochanym dzieckiem.

W Neo Arcadii poznajemy Zeba i Reena. Dwie osoby, które dzieli wszystko, a które darzą się wielką miłością. Kiedy wydaje się, że wszystko dobrze się układa, Reen znika, wystawiając Władcę Ciemności na wielką próbę.

Rysunki pani Akiry Norizaku są wspaniałe. Tego nie można nie przyznać. I to, poza pomysłem jest jedynym, co ratuje tę mangę przed totalną katastrofą. Ale o tym później. Najpierw skupmy się na stronie wizualnej, która przedstawia się znakomicie. Już samą okładką można się zachwycić, a jeśli do tego przekartkuje się mangę, to ślinotok murowany.

Tachibana Kaoru napisała książkę, której zilustrowania podjęła się Akira Norikazu. Wyszłoby to świetnie, gdyby tylko nie fakt, że historia została zawarta w jednym, krótkim tomie. Fabuła mknie do przodu zbyt szybko, na zasadzie witaj-kocham-cię-więc-chodź-ze-mną-do-łóżka. I choć sam pomysł jest genialny, to manga nie pozwala mu się dobrze rozwinąć. Pewnym plusem jest wprowadzenie do akcji Tei, przy którym bohaterowie przechodzą przez motyw poznania i zakochania.

Mamy do czynienia z kilkoma bohaterami, z których jeden Mist, został przedstawiony w miarę sensownie. Chociaż nie możemy poznać w pełni charakteru żadnej postaci, to z tą epizodyczną osobowością zaznajamiamy się dzięki domysłom. Taka tajemniczość dobrze wpływa na odbiór treści.

Podsumowując, manga Neo Arcadia ma niewykorzystany potencjał, który z pewnością zachęca do przeczytania pierwowzoru. Tych kilka chwil spędzonych z Zebem i Reenem doskonale zajmuje czas, pomimo pewnych płytkich zdarzeń.


Za egzemplarz dziękuję bardzo wydawnictwu Kotori.

14 gru 2012

Madarame Hiro - "Beautiful Days"






Tytuł: Beautiful Days

Autor: Madarame Hiro

Wydawnictwo: Kotori

Data i miejsce wydania: Gołuski, 2012

Moja ocena: 9/10





Nawet jeśli utracisz jedną miłość, a zranione serce zamkniesz na cztery spusty, to przyjdzie dzień, gdy ktoś odnajdzie drogę i klucz do twojego serca.

Są różne rodzaje miłości. Miłość do brata, ojca, matki, kochanka. Jest miłość, którą społeczeństwo uznaje za poprawną. Jest też taka, za którą ludzie mogliby nawet zabić, a którą potępiają. I do tej ostatniej grupy zaliczyć można mangę Beautiful Days, która opowiada o miłości zakazanej - miłości mężczyzny do mężczyzny.

W tomiku autorka prezentuje nam dwie historie. Bohaterem pierwszej jest Asahi - mieszka on ze swoim przybranym "wujkiem" Natsume, przez którego został przygarnięty jeszcze w dzieciństwie. Opiekuje się niezdarnym Natsume i obserwuje jak zmieniają się jego tymczasowi faceci. Wszystko zmienia się, kiedy Asahi zasmakuje pocałunku ze swoim opiekunem, a ten sprowadzi do domu swojego dawnego chłopaka - Hiromiego.
Druga część mangi przedstawia nam historię trzech osób o tym samym imieniu - Sato. Misato, Satomi, Satoshi. Na nieszczęście, każda z tych osób pokochała tego samego mężczyznę. To z kolei miało swoje konsekwencje.

Nie można zaprzeczyć, że Madarame Hiro to mistrzyni rysunku. Kreska tej pani jest zniewalająca i porywa już od okładki, co jest dużym atutem mangi. Nie najważniejszym, ale dużym. Co prawda, w niektórych momentach było zbyt dużo niepotrzebnych dopisków, ale nie przeszkadzało to wczuć się w przeżycia bohaterów. Minusem jest komedia. Na początku pojawiło się jej za dużo i choć była tylko na początku, to i tak nie rozumiem autorów, którzy na siłę chcą zrobić z dramatu coś, co będzie dramatem mniejszym.

Pomysł robi niesamowite wrażenie. Zwłaszcza jego druga część. Najpierw poznajemy Asahi'ego i Natsume, co wprowadza nas w odpowiedni klimat, a potem autorka serwuje nam historię, której nie da się zapomnieć! Złączenie losów trójki bohaterów i ich relacji między sobą, wspaniale wpłynęło na przebieg akcji. Prawdę mówiąc, motyw trzech Sato - w tym dwójki bliźniąt - nadaje uroku całej mandze.

Madarame Hiro przeprowadza czytelnika przez całą gamę uczuć, wydarzeń, które nigdy nie powinny mieć miejsca i problemów, z jakimi zmagają się bohaterowie, a także ukazuje nam psychikę postaci, nie zawsze z tej dobrej strony. Krótko mówiąc, przedstawia normalne życie. Życie, podczas którego mogą nadejść też i słoneczne, piękne dni.

Beautiful Days poleciłabym wszystkim fanom gatunku, ale także tym, którzy mają ochotę wejść w świat boys love, bo ta manga idealnie się do tego nadaje.


Za możliwość zrecenzowania mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Kotori.

7 gru 2012

Stosik!


Witajcie kochani! Jak tam, Mikołaj przyniósł prezenty? :)
U mnie też był, ale książek nie zostawił, niedobry.
W każdym razie, dzisiaj mam dla Was stosik.
W tym miesiącu nie jest zbyt duży, ale za to zawiera same perełki =)
Przepraszam za jakość zdjęć, ale mój aparat odmówił współpracy i musiałam użyć telefonu.


Od góry:

Madarame Hiro "Beautiful Days" - Cudowna manga do mojego kochanego zbioru yaoi! Dzięki uprzejmości wydawnictwa Kotori. Recenzja już dziś. [Recenzja]

Bram Stoker "Dracula" - Już dawno chciałam to przeczytać. Co prawda jestem w trakcie, ale już stwierdzam, że byłaby zdecydowanie lepsza, gdybym nie wiedziała wszystkiego o wampirach. [Recenzja]

Barbara Baraldi "Scarlett" - Zainteresowała mnie, kiedy dojrzałam recenzję na jednym z blogów. Tak jak poprzednia pozycja, otrzymana dzięki wydawnictwu Zielona Sowa. [Recenzja]

Joe Hill "Pudełko w kształcie serca" - "Genialny syn genialnego ojca" Oczywiście mowa tu o synu Stephena Kinga, którego uwielbiam. A tę książkę od dawna chciałam mieć w swojej kolekcji! Wygrana w losowaniu na facebooku u All You Need Is Book. Jeszcze raz dziękuję!


Sherlock Holmes zakupiony już jakiś czas temu, na zdjęciu tylko, żeby się pochwalić =)
Natomiast na kubeczku mój cudowny Lelouch! Dla zainteresowanych: anime - Code Geass



A tutaj moja manga pokazana od okładki. I z drugą w kolekcji od Kotori:



Jestem bardzo zadowolona z tego miesiąca :)

2 gru 2012

Nicole Krauss - "Historia miłości"





Tytuł: Historia miłości

Autor: Nicole Krauss

Wydawnictwo: Świat Książki

Data i miejsce wydania: 2011, Warszawa


Moja ocena: 10/10





Umarł sam, bo za bardzo się wstydził, by do kogoś zadzwonić. Albo umarł, myśląc o Almie. Albo kiedy nie chciał. Naprawdę niewiele jest do powiedzenia. Był wielkim pisarzem. Zakochał się. To było jego życiem.

Tak kończy się nieoficjalny nekrolog Leo Gurskyego - mężczyzny, który osiemdziesiąt lat temu urodził się w niewielkim miasteczku w Polsce. Tam się zakochał i napisał książkę. Podczas gdy Żydzi byli skazani na tragiczny los, jemu udało się go uniknąć. Niestety, jego rodzina nie miała tyle szczęścia. Uciekając przed nazistami, dociera do Nowym Jorku. W jego życiu brakuje kobiety, którą kochał od zawsze, syna, któremu nikt nie powiedział, że Leo jest jego ojcem, oraz zaginionej książki. Nie wie, że książka ta przetrwała i odmieniła życie wielu ludzi.

Historia miłości to powieść wzruszająca, działająca na emocje i zostająca w sercu. Jedna z najpiękniejszych, jakie dane mi było przeczytać. Nicole Krauss zasługuje na miano niezwykłej pisarki. Opowiedziała nam losy człowieka, doświadczonego przez los. Człowieka, dla którego życie straciło już cały smak i który czeka już tylko na śmierć. Opisała charakter i uczucia bohatera, który został niesłusznie zepchnięty przez życie na bok, po to, aby nikt go nie widział.

Autorka przedstawia nam losy swoich postaci z trzech stron. Poznajemy więc Leo - zdecydowanie najważniejszego bohatera, od którego wszystko się zaczęło, Almę - która została tak nazwana na cześć każdej kobiety z książki, którą jej ojciec podarował jej matce i Zvi Litvinoffa - dzięki któremu powieść Leo Gurskyego ujrzała światło dzienne. Podczas gdy dwójka pierwszych bohaterów kreśli nam swoje losy samodzielnie, o Zvi Litvinoffie wiemy tylko tyle, ile powiedziała jego żona.

Styl pani Krauss to zdecydowany majstersztyk. Odpowiednio dawkowała w swojej historii powagę i smutek. Naturalnie, Historia miłości to dramat. Nie można doszukiwać się w nim komedii czy zabawnych sytuacji. Nie o to tutaj chodzi. Jednak, są powieści, w których autorzy budzą w czytelniku taką melancholię, że nie mają już nawet ochoty czytać ich dalej. Tutaj wręcz przeciwnie. Z zapartym tchem czytałam aż do samego końca, coraz bardziej zżyta z głównym bohaterem i z każdą chwilą jeszcze bardziej przepełniona jego uczuciami. W momencie przewrócenia ostatniej strony, czułam pustkę po zakończeniu tak wspaniałej lektury.

Jak już wspomniałam wcześniej, największą zaletą tej książki są bohaterowie. Nie tylko ci, z których strony zostaje przedstawiona nam akcja, ale również ci poboczni. Każdy z nich jest żywy i czytelnik to czuje. Są postaci, które wzbudzają współczucie, są takie, które uwielbiamy już od pierwszej styczności z nimi, a są też takie, z którymi się utożsamiamy i razem z nimi przeżywamy ich historie. Nicole Krauss przedstawia nam właśnie te ostatnie.

Jeśli chodzi o akcję, to nie stoi ona w miejscu. Nie gna do przodu, tylko powoli pokazuje nam kolejne fakty. Jednocześnie jest tak urozmaicona przez uczucia, że nie można jasno określić czy ważna jest fabuła czy emocje. Jednak, w tym przypadku, nie jest to zły zabieg.

Historię miłości powinien przeczytać każdy, kto chce się zagłębić w psychikę bohaterów i wzruszyć się ich historią. Zdecydowanie powieść godna uznania i poświęconego na nią czasu, którego i tak jest za mało. Światowe arcydzieło.

29 lis 2012

Claire - "Magia wiedźm"





Tytuł: Magia wiedźm

Autor: Claire


Data i miejsce wydania: 2011, Białystok


Moja ocena: 10/10





Była sobie Baba-Jaga, miała chatkę z masła. A w tej chatce same dziwy...

Wiedźmy swą popularność zawdzięczają średniowieczu. Był to czas, kiedy kobiety, posądzone o czary palono na stosie lub torturowano, aby przyznały się do swoich win. Wyobrażamy je sobie jako przygarbione staruszki z długim, zakrzywionym nosem i w towarzystwie czarnego kota. Nawet we współczesnych czasach, ludzie uważają, że wiedźmy są czymś złym. A przecież jedynym, co z tego opisu może być prawdą, jest czarny kot. Wiedźma to osoba wiedząca. Ta, która wie.

Pomimo błędnego przekonania czarownicach wszelkiej maści, która kobieta nie chciała nią kiedyś byś? Napoić kogoś eliksirem miłosnym albo uwarzyć wywar szczęścia. Jasne, każda z nas chciała kiedyś czarować. Jeśli nie w sposób dosłowny, to chociaż powierzchownie. Dzięki Magii wiedźm jest to możliwe.

Claire, uznająca się z prawdziwą wiedźmę, opisała w książce tej w sposób bardzo dokładny różnego rodzaju zaklęcia. Mamy więc do czynienia z tymi "potężnymi" rytuałami, zaklęciami i specyfikami, ale także z tą "lekką" magią, która objawia się w zapachach, ozdobach czy kolorach. Spragnieni mogą odnaleźć w niej również sposoby na czytania kart tarota.

Czy czarny kot przynosi pecha czy nie, zależy od tego, czy jest się człowiekiem czy myszą!

Nie jest to typowy poradnik. Autorka postawiła na prosty styl, bez żadnych zwrotów naukowych, udziwnień i typowych zwrotów do "czytelnika" albo "użytkownika", dzięki czemu wszystko naprawdę bardzo prosto zrozumieć. Myślę, że nikt nie miałby z tym problemów, niezależnie od tego jak bardzo byłby oczytany.

Należy zwrócić uwagę na okładkę, która już od pierwszego rzutu okiem, zniewala. To właśnie ona sprawiła, że książka mnie zainteresowała. Oczywiście zaraz po niej najważniejsza była treść, ale gdyby nie grafika, mogłabym przejść obok niej obojętnie. Zdecydowanie pasuje do tematyki poradnika.

Podsumowując, Magię wiedźm oceniam bardzo dobrze. Urzekła mnie interesująca treść, przedstawiona w ciekawy sposób i ozdobiona piękną ilustracją. Polecam każdemu zainteresowanemu tematem, a nawet tym, którzy po prostu chcą się nauczyć czegoś nowego albo przekonać, że magia nie jest taka zła.


Za książkę bardzo dziękuję Studiu Astropsychologii.

26 lis 2012

Edward Lee - "Pokój 415"





Tytuł: Pokój 415

Autor: Edward Lee

Wydawnictwo: Dobre Historie

Data i miejsce wydania: 2012, Wrocław


Moja ocena: 7/10






Ta krótka nowelka jest wydaniem ekskluzywnym zarówno w wersji anglojęzycznej, jak i polskiej. Pokój 415 został napisany na zlecenie Necro Publications, które połączyło siły z Tampa's Camelot Books, gdy rozpoczęło produkcję Damned Anthology, aby wydać edycję deluxe, w której owa nowela miała się znaleźć.

Edward Lee swoim dziełem szokuje niczym znany wszystkim Graham Masterton własnymi opowieściami. W zaledwie dwie noce wraz z głównym bohaterem przemierzamy granicę ludzkiej natury, czytając z najgłębszych zakamarków umysłu człowieka, żądnego zemsty.

Jack Flood jest bogatym biznesmenem, odnoszącym sukcesy w sferze zawodowej. Praca zmusza go do wyjazdu na Florydę, gdzie niemal na każdym kroku może cieszyć oczy bardzo skąpo ubranymi kobietami, z których niejedna ma ochotę na coś więcej niż same spojrzenia. Wydawałoby się, że mężczyzna trafia do raju. I tak w rzeczywistości byłoby, gdyby nie pewien problem. Jack, zostawiony przez żonę cierpi na pewną dysfunkcję seksualną - tematyczno-erotyczną inwersję, która nie pozwala mu na zaspokojenie swoich potrzeb seksualnych. Sytuacja zmienia się, kiedy mężczyzna staje się świadkiem brutalnego gwałtu i pobicia atrakcyjnej prostytutki.

Pokój 415 nie jest lekturą dla osób o słabych nerwach. Pojawiają się w niej sceny, które budzą powszechne zgorszenie i są nad wyraz drastyczne. Pomimo tego, że sam ich opis nie jest zniewalająco realny, przemawiający do wyobraźni czytelnika, reakcja na nie może powodować szok i obrzydzenie.

Fabuła noweli nie jest specjalnie zaskakująca w swojej akcji, ale zdecydowanie pomysłowa. Właściwie niemal wszystko można w niej przewidzieć i nie zdumiewa czytelnika. Historia nadrabia jednak stylem i opisem psychiki głównego bohatera. Dogłębnie poznajemy myśli i emocje Jacka, który pokazuje nam swój własny punkt widzenia.

Opowieść czyta się szybko i przyjemnie, pomimo poważnego tematu. Styl jest prosty i zrozumiały. Nie zawiera niepotrzebnych, niejasnych zwrotów, wręcz przeciwnie. Jasność tekstu trafi w gusta wielu czytelników.

Dużym minusem noweli jest poprawność językowa. Prawdopodobnie to wina druku lub nieuwagi, ale bardzo przeszkadza w czytaniu. Są to co prawda same literówki, ale zdecydowanie jest ich za dużo. Zwłaszcza, jeśli wydanie trafi do rąk kogoś, kto jest tak przewrażliwiony na punkcie błędów.

Podsumowując, Pokój 415 to tekst przeznaczony dla ludzi, lubujących się w kryminałach i horrorach. Zdecydowanie przypadnie do gustu tym, kochającym grozę i absurd. Historia godna polecenia.

24 lis 2012

Taavi Soininvaara - "Wirus Ebola w Helsinkach"





Tytuł: Wirus Ebola w Helsinkach
Autor: Taavi Soininvaara
Wydawnictwo: Kojro
Data i miejsce wydania: 2010, Rusiec

Moja ocena: 5/10

"Nasze siły środkowe się załamują, lewe skrzydło się wycofuje, sytuacja jest znakomita, więc rozpoczynam atak"






Już od okładki czułam, że to nie będzie przyjemne spotkanie. Spojrzałam na tytuł i pomyślałam sobie: "Wracamy do Sieci kłamstw". Niestety, nie bardzo się pomyliłam.

W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, że cały świat wali mu się na głowę. W którą stronę by nie spojrzał i tak czeka go błąd. W takim położeniu znalazł się Arto Ratamo - naukowiec, który stał się najważniejszym elementem w planie generała Raimo Sirena. Znajdując się w kłopotliwej sytuacji, dowódca operacyjny fińskich sił zbrojnych postanawia zrobić użytek ze szczepionki na wirusa Eboli, wynalezionego przez Ratama. Wirusolog, na którego oczach zostaje zabita własna żona musi ustrzec przed wielkim niebezpieczeństwem siebie i swoją córką. Jego jedynym sprzymierzeńcem jest Jussi Ketonen - szef fińskiej Agencji Bezpieczeństwa.

Męczyłam tę książkę, jak na siebie, bardzo długo. Liczyłam na to, że rozkręci się z czasem, ale na moje nieszczęście, nic się nie zmieniło. Czułam monotonię i nudę. Czytając, zdawałam sobie sprawę z tego, że są ludzie, którym ta książka przypadnie do gustu. Być może mogłaby się dla nich okazać nawet znakomitą powieścią. Ale ja się do nich nie zaliczam.

Przede wszystkim, najbardziej rzucającym się w oczy minusem są bohaterowie. Autor starał się przedstawić ich jako postacie zwyczajne, zmagające się z problemami codzienności. Tak więc Arto zajmuje się pracą, której nie lubi, żyjąc z żoną, której nie kocha, Siren dla swojej partnerki jest jak worek pieniędzy, Variala obawia się utraty pieniędzy, uważając, że jego druga połówka nie może nic o tym wiedzieć, a Ketonen na starość zajmuje się jedynie psem. W wirze tych niedogodności każdy z nich ma coś, co jest dla niego najważniejsze. Raimo i Ratamo swoje córki, a Pekka i Ketonen pracę.
Niestety, problemy emocjonalne bohaterów mogą jedynie zdołować czytelnika, a zainteresowania z pewnością w nim nie wzbudzą. Jedynie Arto może zaciekawić w pewien sposób, ale reszta jest zwyczajnie denerwująca.

Styl powieści jest dobry, ale nie najlepszy. Autor nie buduje nim napięcia, a jedyna sytuacja, w której chociaż trochę się to udaje, została bardzo szybko sprowadzona do parteru. Fabuła nędznie brnie do przodu, zabarwiona zbyt dużym natężeniem negatywnych myśli bohaterów i rozwiązuje się bez żadnego elementu zaskoczenia. Czytelnik nie ma szansy na snucie domysłów, ponieważ wszystko zostało mu podstawione na srebrnej tacy.

Podsumowując, książka jest poprawna stylistycznie i ma w sobie jakiś potencjał, ale raczej nie przypadnie do gustu osobom nastawionym na suspens. Polecę jedynie fanom niezaskakujących kryminałów i intryg wśród władzy. Ktoś, kto nie lubi prostych rozwiązań, nie powinien po nią sięgać.


Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Kojro.

10 lis 2012

Caitlin Kittredge - "Żelazny cierń"





Tytuł: Żelazny cierń

Autor: Caitlin Kittredge

Wydawnictwo: Jaguar

Data i miejsce wydania: 2012, Warszawa

Moja ocena: 9/10







Liczby są solidne i spokojne. Utrzymują umysł w ryzach. A umysł trzymany w ryzach nie może poddać się obłędowi, nie da się pochłonąć snom, nie zachoruje na wizje fantastycznych, nierealnych krain, które są w stanie odwiedzać jedynie szaleńcy.

Wyobrażacie sobie świat bez fantazji? Bez snów, książek i filmów w stylu Władcy pierścieni czy Harry'ego Pottera? Ja nie. W świecie maszyn stanęłabym przed parowarem szybciej niż zdążyłabym powiedzieć Quidditch.

Odwiedzając matkę w zakładzie, Aoife czeka aż i ją spotka ten sam los co ją. Nie ma ucieczki od wirusa, który krąży we krwi jej rodziny. Wychowawcy w szkole inżynierów, lekarze, a nawet najbliższy przyjaciel - Cal - nieustannie jej o tym przypominają. Dziewczyna za wszelką cenę stara się nie wpaść w kłopoty i nie zwrócić na siebie uwagi Nadzorców, jednak jej ciekawość nieustannie prowadzi ją w inną stronę. Dlatego, kiedy dostaje list od zaginionego brata, w towarzystwie heretyckiego przewodnika Deana i przyjaciela Cala rusza mu na pomoc. Podróż ta zmieni świat Aoife nie do poznania.

Nie zawiodłam się na tej powieści. Na początku obawiałam się jej rozmiaru, ale zmieniłam zdanie w trakcie czytania. Prawdę mówiąc, mogłaby być jeszcze nieco dłuższa. Wciągnęła mnie tak bardzo, że znowu otrzymałam przydomek wampira, jako, że nie spałam po nocach.

Zacznijmy od tego, że Żelazny Cierń zasadniczo różni się od innych powieści fantastycznych. W większości autorzy albo dają opis pewnych rzeczy, na przykład - Parowar jest to maszyna do parzenia różnych części ciał przestępców - albo gdzieś w książce możemy przeczytać słowniczek. Caitlin Kittredge omija oba te rozwiązania, ale i tak rozumiemy wszystko dzięki świetnie poprowadzonej akcji.

Aoife jest postacią, która może budzić sympatię, zwłaszcza, że jest ona narratorką w powieści. Z drugiej strony, pewne jej zachowania mogą odrzucać. Mnie osobiście przypadła do gustu na tyle, żeby interesować się jej losami.
Nie przepadałam za Calem, który pojawia się tu raczej jako postać antagonistyczna, pomimo jego związku z główną bohaterką. Choć na początku nie był tak denerwujący, to po przyrównaniu go do Deana, stał się nie mniej niż irytujący.

Pomimo, że nie spodziewałam się za dużo romansu, to jednak miałam cichutką nadzieję, że się pojawi. I owszem, jest, choć nie należy traktować go jako wątku głównego. Mimo to, serwuje odskocznię od poważnej problematyki książki.

Z pewnością fanów tajnych przejść i korytarzy, a także sekretnej mechaniki ucieszy fakt, że tego ciekawość Aoife serwuje nam całkiem sporo. I odkrywanie każdego kolejnego wzbudza jeszcze więcej radości.

Jedynym minusem powieści jest jej zakończenie. Na dobrą sprawę, poza pewnym bliźniakiem, którym autorka zaskarbiła sobie moją sympatię, całkowicie psuje klimat powieści. Pojawia się za dużo fantastycznych stworzeń i akcja biegnie do przodu zbyt szybko. Można było ją rozwinąć, zwłaszcza, że Żelazny Cierń jest jedynie pierwszy tomem historii.

Pomimo tej końcowej wady, powieść jest naprawdę godna polecenia. Już sama okładka przyciąga wzrok swoim mrocznym klimatem, godnym powieści grozy, wyjętych wprost z dziewiętnastego wieku. Konieczność na półce każdego fana gatunku.


Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar.

8 lis 2012

Dr Doreen Virtue - "Dar od Aniołów"




Autor: Dr Doreen Virtue
Data i miejsce wydania: 2012, Białystok

Moja ocena: 10/10









Osobiście zawsze miałam problem z wybraniem tego, co chciałabym robić w przyszłości. Było kilka wariantów, jedne utrzymywały się dłużej, inne krócej, ale nigdy nie byłam pewna na sto procent. Zakładam, że wielu ludzi ma ten sam problem. Karty Dar od Aniołów są wskazówką naszej misji życiowej. Pomagają wybrać odpowiednią ścieżkę. Czy właściwą?

Dr Doreen Virtue to jasnowidząca doktor psychologii, która kontaktuje się z aniołami. Autorka bestsellerów książkowych i talii kart. Od wielu lat prowadzi warsztaty na całym świecie.

Karty, które otrzymałam są przepiękne. Oczywiście, kiedy otworzyłam pudełeczko i zobaczyłam te wspaniałe ilustracje, a do tego złocone brzegi, musiałam wyobrazić sobie wróżenie z tarota. Chwila pełna mistere. Dołączono do nich krótką instrukcję, opisującą poszczególne karty i lepiej tłumaczącą ich znaczenia. Jednak zanim ją przeczytałam, dokładnie obejrzałam całą talię.

Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że zadziałają. Ale po kolei. Można używać ich na kilka sposobów, ale każdy prowadzi do odpowiedzi na pytania, dotyczącego naszego celu w życiu. Ja sprawdziłam dwa z nich. Byłam miło zaskoczona, kiedy okazało się, że wszystko się zgadza! Jeszcze bardziej zszokował mnie fakt, że po powtórnym tasowaniu kart wynik się powtórzył, z jedną tylko zmianą.




Artysta

Interesowanie się artystycznymi działaniami przyniesie korzyści zarówno Twojej karierze, jak i każdej innej sferze Twojego życia.


Ta karta wyszła mi przy pierwszym tasowaniu w pojedynczym wyborze.







Książki
Łączysz się ze swoim celem życiowym poprzez związek z książkami.

Doradztwo
Uzdrawiasz miłymi słowami, mądrymi radami i umiejętnością słuchania innych.

Zwierzęta
Rozumiesz zwierzęta i intuicyjnie się z nimi komunikujesz. Zaufaj swojemu wewnętrznemu przewodnictwu, ponieważ zwierzęta są częścią Twojej życiowej pracy.


W kolejnej kombinacji przy powtórnym tasowaniu zamiast karty Zwierzęta pojawiła się karta Autor.


Jestem bardzo zadowolona z talii i dziękuję za możliwość zapoznania się z nią Studiu Astropsychologii.


31 paź 2012

Kelly Creagh - "Nevermore. Kruk"





Tytuł: Nevermore. Kruk
Autor: Kelly Creagh
Wydawnictwo: Jaguar
Data i miejsce wydania: 2011, Warszawa

Moja ocena: 10/10

Darkness there and nothing more
Quoth the Raven: Nevermore







Jest środek nocy. Godzina duchów dawno już minęła. W głowie słyszę ciche bicia kurantów. Tik-tak, tik-tak. Myśli wciąż zaprząta mi świeżo przeczytana powieść. Niemal mogę wyobrazić sobie lśniące, czarne pióra i złowrogie krakanie, dobywające się z ostro zakończonego dzioba. Evermore. Zawsze już.

Edgar Allan Poe to znakomity pisarz i poeta, którego dzieła do tej pory są inspiracją wielu artystów. Wielu też zachwyca się ich pięknem i grozą. Kelly Creagh napisała książkę, która jest nie tylko hołdem oddanym wielkiemu twórcy, ale też świetną historią dla każdego odbiorcy.

Śliczna czirliderka Isobel ma niemal wszystko. Urodę, talent, najlepszego chłopaka z drużyny futbolowej i miejsce w elicie towarzyskiej szkoły Trenton. Jej życie zmienia się za sprawą projektu z literatury, kiedy to zostaje zmuszona do współpracy z tajemniczym, milczącym gotem. Dziewczyna szybko ulega fascynacji niepokojącym światem Varena i wyśnionym światem, w którym ożywają najkoszmarniejsze opowieści Edgara Allana Poego.

Uważaj, czego pragniesz... Możesz to otrzymać

W Nevermore wczuć się bardzo łatwo. Od samego początku powieść wciąga nas w swój świat i raczej ciężko wyrwać się z jej szponów. Zostajemy zatrzymani przez postać Varena, który niewątpliwie nas fascynuje, by powoli zmierzać ku równie potężnym okowom, jakimi są Reynolds i jego zagadka, związana z Dziełami zebranymi Poego. Akcja toczy się stopniowo, wprowadzając nowe wątki i wyjaśniając tajemnice.

Książka przeznaczona jest dla każdego, bo można znaleźć w niej właściwie wszystko. Poczynając od typowego, szkolnego romansu, brnąc przez magiczne, niewyjaśnione naukowo światy i zdarzenia, na walkach i krwi kończąc. Autorka połączyła wszystko w jedno, przez co powieść stała się dużo bardziej interesująca.

Każdy z bohaterów ma w sobie coś specyficznego. Z pewnością najbardziej możemy zintegrować się z Isobel, która prowadzi narrację. Mamy do czynienia z jej emocjami i problemami, których prawdopodobnie doświadcza lub doświadczył każdy z nas. Postaciami, które mają duży wpływ na fabułę są z kolei te najbardziej skryte, które ciężko nam poznać. Varen i Reynolds przedstawiają sobą zbiór różnych cech, których do końca nie możemy być pewni.

Czymś, co zachwyca i chwyta za serce jest okładka. Na zdjęciu nie da się zobaczyć jej w całej okazałości, bo tylko pod odpowiednim kątem padania światła można dostrzec to, co ukryte. Prawdę mówiąc, jest to najlepsza oprawa graficzna książki, jaką kiedykolwiek widziałam. Spędziłam kilka godzin oglądając ją z każdej strony wciąż i wciąż, powtarzając od nowa wersy na niej zapisane.

Nevermore jest powieścią mocną, zawierającą w sobie klimat grozy. Grozy, zawsze przebijającej się przez karty zapisane ręką Edgara Allana Poego. Porusza w czytelniku wiele emocji i uczuć. Kruk jest tym, czego wymaga się od naprawdę dobrej prozy.


Serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar za możliwość zrecenzowania książki.

27 paź 2012

Cassandra Clare - "Miasto upadłych aniołów" [Dary Anioła] - Tom 4





Tytuł: Miasto upadłych aniołów [Dary Anioła] - Tom IV
Autor: Cassandra Clare
Wydawnictwo: MAG
Data i miejsce wydania: 2011, Warszawa

Moja ocena: 6/10









Byłam dość sceptycznie nastawiona do czwartego tomu tego cyklu. Uważałam, że wszelka akcja została jak najbardziej zakończona w trójce i nic więcej nie trzeba dopowiadać. Zresztą, ostatnia część już nieco mnie znudziła. Ale mimo wszystko chciałam dowiedzieć się co też autorka nowego wymyśliła. Czy się zawiodłam? Nie, nie do końca. Ale nie jestem też w pełni zadowolona.

Prawdę mówiąc, uważam, że z tej historii można by zrobić odmienny cykl. Fabuła skupia się głównie na Simonie, który w poprzednich tomach był postacią drugoplanową. Tutaj dość znaczącą rolę odgrywa on i jego przeżycia wewnętrzne. Jace'a, którego z pewnością większość czytelników uznała za ulubionego bohatera, jest dużo mniej, a jego humor i ironia też zniknęły prawie całkowicie.

Książka jest dobra. Styl wydaje się być nieco lżejszy niż w trójce i dzięki temu czyta się znacznie przyjemniej. Nie miałam ochoty na omijanie żadnych fragmentów, choć nie byłam też tak zafascynowana, żeby nie móc się oderwać i czekać na to, co będzie dalej. Powiedziałabym, że jest to taki lekki "zapychacz" czasu wolnego.

W Mieście upadłych aniołów autorka zrezygnowała z zabawnych fragmentów i pozostawiła tylko kilka uszczypliwych odzywek Jace'a. W całej reszcie postawiła na powagę sytuacji, co moim zdaniem jest minusem. Porównując radość z czytania części pierwszej i czwartej, ta druga wypada raczej marnie.

Słów kilka o bohaterach. Wspomniałam już o Simonie, który odkrywa tu swoją nową naturę - wampira, ale także chodzącego za dnia. Stara się przyzwyczaić do nowego życia i sprawić, żeby było jak najbardziej normalne, ale też zajmuje się miłością, która w tym przypadku jest dość skomplikowana. Obok niego pojawia się Izzy, dająca się poznać z zupełnie innej strony i Maia, której co prawda nie ma za wiele, ale odgrywa równie istotną rolę.

Natomiast postaciami bez wątpienia interesującymi są Camille - starożytna wampirzyca, o której opowieści  krążą zarówno wśród jej własnej rasy, jak i wśród Nefilim oraz Kyle, o którym z początku nie wiemy właściwie nic.
W późniejszym czasie możemy cieszyć się krótką wzmianką o Magnusie i Alecu. Jednak mimo, że zdecydowanie zachwyciła mnie ta para, jest ona raczej wciśnięta na siłę co całej akcji.

Podsumowując, książka ma swoje wady i zalety. Nie przypadła mi do gustu, choć jestem pewna, że to przez porównanie co trzech poprzednich tomów. Wypadłaby lepiej, gdyby nie została włączona do Darów Anioła. Jedyną nadzieją na lepszy ciąg dalszy jest koniec, który mnie zainteresował. Trzeba przyznać Cassandrze Clare, że potrafi ona zaciekawić czytelnika. Z pewnością będę czekała na kolejną część. Trzymam kciuki z nadzieją, że bardziej mi się spodoba.

- Wyglądasz parszywie - stwierdził. 
Jace zamrugał. 
- Dziwna pora na rozpoczynanie konkursu zniewag, ale jeśli nalegasz, może też wymyślę coś dobrego.
- Mówię serio. Nie wyglądasz dobrze.
- I słyszę to od faceta o seksapilu pingwina. Posłuchaj, rozumiem, że możesz być zazdrosny, bo dobry Pan nie obdarował cię tak hojnie jak mnie, ale to nie jest powód, żeby...

26 paź 2012

Leena Lander - "Rozkaz"





Tytuł: Rozkaz
Autor: Leena Lander
Wydawnictwo: Kojro
Data i miejsce wydania: 2006, Warszawa

Moja ocena: 9/10










Myśli brat, że bezpieczny, skoro schronił się w las.
Lecz go ściga nie Bóg, ściga człowiek!
[...]
Pierwszy bratu skoczę do gardła,
Gdy zawyje: Nie wilki już my!

Uznałam, że cała Obława idealnie oddaje klimat powieści Leeny Lander, choć nie ma nic wspólnego z wojną domową w Finlandii. Jednakże, legendarny już tytuł znakomitego barda tak naprawdę może opisać sytuację wielu państw za dawnych czasów. Ta książka pokazuje, że człowieka nie można pokonać. Ukazuje psychikę ludzką z różnych stron, a przede wszystkim, udowadnia, że wygrywa ten, kto się nie poddaje.

Leena Lander jest znaną fińską autorką powieści dla dorosłych, ale też dla dzieci i młodzieży. Rozkaz jest dziesiątą z kolei w jej dorobku. Wspaniała książka, na której się nie zawiodłam. Doskonale poprowadzona fabuła i zarysowany charakter postaci. Godna najwyższych półek.

Akcja skupia się na losach kilku postaci - jegier Aaro Harjula podjął się przetransportowania więźniarki Miiny Malin do obozu dla jeńców, w którym ma być przesłuchana przez sędziego Emila Hallenberga, jednak w drodze obojgu przydarza się wypadek i trafiają na opuszczoną wysepkę. Po ośmiu dniach docierają wreszcie na miejsce, ale ani kobieta, ani jegier nie chcą rozmawiać o tym, co się tam wydarzyło.

Woda-wodeńka-woda-wodeńka-woda-wodeńka...

Zacznę od okładki. Z początku miałam co do niej mieszane uczucia, ale kiedy światło padło inaczej na ilustrację, dopatrzyłam się w niej czegoś głębszego. Wilcze oko w tle jest na tyle hipnotyzujące, że ciężko oderwać od niego wzrok. Dodatkowo twarda oprawa czyni książkę bardzo wygodną. Duży plus.

Po przeczytaniu opisu pomyślałam sobie, że będę miała do czynienia z typowym dreszczowcem. Ale nie. Już na samym początku, przekonałam się, że jest inaczej. Powieść zdecydowanie wybija się ze standardów. Autorka prowadzi akcję w niebanalny sposób, nie pozwala znudzić się jednym wątkiem, wprowadzając kolejne i powoli odkrywając tajemnicę. Pozwala czytelnikowi na samodzielne dopowiedzenie sobie niektórych kwestii i popuszczenie wodzy wyobraźni, dzięki czemu lektura staje się jeszcze ciekawsza.

Historia przedstawiona jest z perspektyw kilku osób. Każda z nich w jakiś sposób odkrywa swoje emocje i myśli, nakreślając własną psychikę. Możemy obserwować powolną jej zmianę i zastanawiać się nad jej powodami. Wydawałoby się, że główną bohaterką jest więźniarka, Miina Malin, jednak Leena Lander najgłębiej wnika w umysł sędziego Emila Hallenberga - prywatnie pisarza i dziennikarza. Postać ta jest na swój sposób fascynująca, zwłaszcza, że równie niestała. Zachwiania emocjonalne tego człowieka wciąż popychają akcję do przodu.

Styl autorki jest zwięzły i sprawny. Książkę czyta się bardzo szybko, niemal bez przerwy. Nie mamy do czynienia z prostolinijnym językiem, ale mimo jego lekko poetyckiego brzmienia, wciąż jest zrozumiały i interesujący.

Podsumowując, dostałam w swoje ręce powieść świetną. Powieść, która zmusza do przemyśleń i jest idealnym przedstawieniem ludzkiej zawziętości i uporu. Doskonała historia i niesamowity talent pisarki.

Żałosny koniec - śmierć haniebna - nie dla wilka,
Niech królik mdleje w pętli, czeka na swój los!
[...]
Już pęka kość i własnej krwi mam pełne żuchwy...
Jednym szarpnięciem się uwalniam, żeby żyć!


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Kojro.