31 gru 2012

Bram Stoker - "Dracula"





Tytuł: Dracula

Autor: Bram Stoker

Wydawnictwo: Zielona Sowa

Data i miejsce wydania: Kraków, 2011


Moja ocena: 4/10





My trochę ślepi byliśmy, jak to ludzie, bo kiedy my za siebie oglądamy się, widzimy to, co i wcześniej moglibyśmy zobaczyć, przed siebie spoglądając, gdybyśmy tylko umieli dojrzeć to, co ujrzeć byśmy mogli.

Historię Draculi - wampira, stworzonego przez Brama Stokera - zna każdy. Niezliczona ilość filmów, powstałych na podstawie powieści i liczne historie oparte na tej samej postaci, która była pierwowzorem króla krwiopijców, rozsławiły ją na cały świat. Słynna opowieść do tej pory budzi fascynację i przyciąga do siebie nowe grono czytelników, szukających grozy w czasach brokatowego chłopca i naznaczonych wampirów, zakrywających znak make-upem. Ja jednak doskonale potrafię zrozumieć również tych, którzy lgną do nowych, dobrych wampirów, jak ćmy do światła. W pewnym sensie, mają rację.

Młody prawnik - Jonathan Harker - w zastępstwie za swojego szefa, zostaje wysłany do Transylwanii, do zamku Dracula, aby służyć pomocą tamtejszemu Hrabiemu. Jego zamiarem jest przeniesienie się do Anglii. Mężczyzna pomaga mu szlifować język, opowiada o angielskich zwyczajach i nowej posiadłość Hrabiego. Nie wie jeszcze, że sprowadzi do Anglii potwora. Wkrótce Jonathan jest świadkiem dziwnych zdarzeń, które sprawiają, że jego życie wisi na włosku. Tymczasem, jego narzeczona - Mina - niecierpliwie czeka na powrót swego ukochanego. Towarzyszy swojej przyjaciółce - Lucy Westenra - i jej matce w zdrowotnej podróży, która jednak zsyła na dziewczynę prawdziwie straszną i okrutną chorobę.

W pierwszej kolejności, wydawnictwu należą się spore podziękowania w kwestii wydania Draculi. Książka została ładnie oprawiona graficznie, złożona w format idealnie mieszczący się w dłoni. Dużym plusem jest materiałowa zakładka, przytwierdzona do książki. Bardzo się przydaje. Osobiście jednak uważam, że lewa strona okładki jest niepotrzebnie zaśmiecona pasem, informującym o kolekcji, a biel powinna zostać zastąpiona ciemniejszymi kolorami, oddającymi teoretyczną grozę powieści.

W tym oto momencie przechodzimy do części zasadniczej. Dlaczego groza, z której słynie Dracula jest tylko grozą teoretyczną? Otóż dlatego, że dla potencjalnego, współczesnego, czytelnika w powieści tej, nie ma żadnego elementu zaskoczenia i tajemnicy, a co za tym idzie, grozy. Historia ta na pewno była wspaniała. Kiedyś. Ale jak pani Agnieszka Fulińska, w swojej oficjalnej nocie dołączonej do wydania, wspomina, sama powieść jest literacko raczej mierna i nadrabia pomysłem. A jeśli potencjalny czytelnik o wampirach wie już wszystko, to odpada ona na przedbiegach.

Pierwsza część powieści, czyli dziennik Jonathana Harkera, jest jeszcze nawet ciekawy. Kiedy mężczyzna przebywa w zamku i odkrywa jego mroczne tajemnice, wtedy czuć to napięcie i klimat. Wtedy chce się czytać. Ale już przy takich elementach, jak zaglądanie Hrabiego w lustro i brak jego odbicia ma się tą świadomość, że z tego nie da się wyciągnąć absolutnie nic nowego. A kiedy jedną z oznak choroby Lucy są dwie tajemnicze ranki na szyi, jakby ugryzienie jakiegoś owada i mały nietoperz puka w jej okna, i wszyscy głowią się nad tym, co się dzieje, robi się to po prostu nudne. Akcja ciągnie się w nieskończoność i w większości skupia się na niezrozumiałych dla nikogo rozumowaniu i zapobiegliwości profesora Van Helsinga.

W powieści pojawia się kilka postaci, istotnych dla całej historii. Między nimi są, już wspomniani, profesor Van Helsing, i Jonathan Harker, a także Mina Harker i Lucy Westenra. Jest też dr John Seward, Artur Holmwood i Quincey P. Morris. Każda z tych postaci, poza dwoma ostatnimi, została zarysowana znakomicie, zwłaszcza Van Helsing. Z perspektywy małżeństwa Harker i dr Sewarda została przedstawiona akcja, o Lucy dowiadujemy się bardzo dużo z ich opisów, a profesor jest bohaterem tak barwnym, że nawet nie trzeba go opisywać. Wnioski narzucają się same po czytaniu jego monologów. Niestety, zabrakło tu wglądu do psychiki najważniejszej postaci, a i dwójka z czołówki została pominięta. Dzienniki nie są dobrą formą na przedstawienie bohaterów, jeśli nie oni je prowadzą, ale Dracula został tu ukazany w godny pożałowania sposób.

Przechodząc przez całą fabułę, w końcu docieramy do zakończenia, które woła o pomstę do nieba. Kulminacyjne starcie bohaterów przedstawione jest na gruncie bitwy intelektualnej, która dla zwykłego szaraczka nie będzie ani w pełni zrozumiała - przynajmniej w kwestiach intuicyjnych - ani interesująca. Ostateczna rozgrywka to puste bieganie za skrzynią. Bądźmy szczerzy, miłośnicy horrorów nie oczekują unicestwiania wampirów we śnie.

Reasumując, po Draculi spodziewałam się o wiele więcej niż otrzymałam. Nie pierwszy raz zresztą zawiodłam się na dziele, które ma światową sławę. I choć o samym Vladzie Palowniku na pewno jeszcze przeczytam, to już nigdy nie sięgnę po fantastyczne wyobrażenia o jego osobie.


Egzemplarz otrzymałam od wydawnictwa Zielona Sowa. Bardzo dziękuję.

30 gru 2012

Danuta Miklaszewska - "Pieśń dla feniksa"





Tytuł: Pieśń dla feniksa

Autor: Danuta Miklaszewska

Wydawnictwo: Kotori

Data i miejsce wydania: Gołuski, 2012


Moja ocena: 10/10





Spoglądam w przyszłość, niosąc w sercu przeszłość.


W antologii opowiadań Omikami najbardziej zachwyciła mnie Chryzantema. Nawet teraz, wracam do niej niesłychanie często. Opowiadanie to stało się dla mnie historią, której zakończenie bardzo chciałabym poznać i do którego ciąg dalszy wymyśliłam już z milion razy. Dlatego, kiedy dowiedziałam się, że Kotori wzięło się za wydanie powieści w realiach Chryzantemy, nie mogłam po nią nie sięgnąć.

Książę Shen Li zostaje cesarzem - symbolem, którego potrzebują rosnące w siłę Chiny. Czerwony Cesarz władał państwem silną ręką i tego samego doradcy oczekują od jego syna, który jednak ma zupełnie inny charakter. Nie może ufać ludziom, którzy powinni pomóc mu w rządzeniu państwem, a jakby to nie wystarczało, jest pogrążony w depresji po rozstaniu ze swoim ukochanym. Młodego cesarza, który w dniu koronacji został nazwany Niebiańskim Feniksem, martwi przede wszystkim zachowanie HuanYina - doradcy, który wydaje się mieć obsesję na punkcie swojego pana. Sytuacja staje się jeszcze gorsza po ujawnieniu wiadomości z Japonii. W całym tym chaosie Xiah Changmin - największy rywal Li - wyciąga do niego pomocną dłoń. Ale czy na pewno okaże się ona pomocna?

Należy zacząć, niestety, od tego, że nieco zawiodłam się na książce. Zawiodłam się dlatego, że moje wyobrażenia były nieco inne - brakowało mi Dmitrija, który jednak w Chryzantemie wzbudził we mnie większe uczucie sympatii, i odniosłam wrażenie, że charakter Li był również nieco inny. Jednakże, ani trochę nie zmniejszyło to przyjemności, którą dała mi Pieśń dla feniksa.

Z tego miejsca muszę zaznaczyć, że cała akcja, pomimo jej rozwinięcia, krąży wokół głównego wątku powieści - romansu, więc zdecydowanie nie jest to pozycja dla tych, którzy nie tolerują związków między mężczyznami. A dla tych, którzy nie mają przeciw nim większych zastrzeżeń, ale nie interesuje ich czytanie o tym, powiem, że powieść prezentuje nam naprawdę sporo tradycji, związanych z państwem chińskim. Zwłaszcza, jeśli chodzi o zakazane miasto.

Danuta Miklaszewska zadebiutowała we, wspomnianej wcześniej, Antologii Opowiadań Omikami. Z wykształcenia jest germanistką, z zamiłowania amatorką sinologii. Swoją przygodę z kulturą Chin rozpoczęła cztery lata temu, lecz nadal uważa, że wie na ten temat za mało. Pieśń dla feniksa jest jej debiutanckim, wydanym dziełem. Wcześniej pisała do szuflady i na blogi.

Głównymi postaciami historii są cesarz Shen Li i doradcy HuanYin oraz Xiah Changmin. Moim zdaniem, najbardziej interesujący z nich jest właśnie ostatni bohater. Autorka zarysowała jego charakter i historię już od podstaw, kiedy to książę był jeszcze dzieckiem. Relacje między Niebiańskim Feniksem, a jego dawnym wrogiem to, zaraz obok akcji właściwej, główny wątek powieści.

Dzięki prostemu, ale barwnemu stylowi autorki, książkę czyta się bardzo przyjemnie. Akcja pnie się do przodu w odpowiednim tempie, ani zbyt wolno, ani zbyt szybko. Dodatkowo, w treści przewijają się wspomnienia Li, które wyjaśniają zdarzenia opisane w Chryzantemie, więc nie osoby, które nie czytały opowiadania, nie będą miały żadnego problemu ze zrozumieniem tekstu.

Ogromnym plusem książki jest przepiękna okładka. Od razu zachęca do tego, żeby sięgnąć po tom, a i później można się w nią długo wpatrywać, dlatego od strony graficznej, lektura prezentuje się doskonale.

Podsumowując, Pieśń dla feniksa to powieść znakomita, zarówno pod względem romansu, jak i intrygi państwowej. Odpowiednia dla osób, które lubią zagłębiać się w tradycje Chin. Polecam wszystkim fanom slashu, którzy na pewno nie będą zawiedzeni.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Kotori.

18 gru 2012

Barbara Baraldi - "Scarlett" [Tom 1]






Autor: Barbara Baraldi

Wydawnictwo: Zielona Sowa

Data i miejsce wydania: Warszawa, 2012


Moja ocena: 6/10





Nie piję, nie palę. I oczywiście nigdy nie brałem narkotyków. Aż do momentu, gdy pojawiłaś się ty... mój prywatny narkotyk. Chciałbym przestać, ale nie mogę.

Szesnastoletnia Scarlett zostaje zmuszona przeprowadzić się do Sieny i zostawić swoich przyjaciół w Cremonie. Wraz z rodziną rozpoczyna nowe życie. W domu mają miejsce częste kłótnie, których musi słuchać razem z bratem, w szkole zmaga się z akceptacją i wrogością. Na dodatek, kiedy do tej pory nie interesował się nią żaden chłopak, teraz jest ich aż nadto. Scarlett musi odmówić Umberto, pierwszemu nowemu koledze, który jest dla niej miły, ponieważ odkrywa, że jej przyjaciółka darzy go uczuciem. Staje się to jednak łatwiejsze, kiedy na horyzoncie pojawia się szkolna gwiazda, basista zespołu Dead Stones - Mikael Lancieri. Z czasem okazuje się, że ukrywa on bardzo tajemniczy sekret.

Skusiłam się na tę powieść przez wzgląd na pewną przeczytaną recenzję. Zainteresowała mnie na tyle, że postanowiłam po nią sięgnąć. Chęć tą spotęgował dodatkowo fakt, że Barbara Baraldi jest cenioną włoską pisarką, chciałam więc sprawdzić czy jej książki są rzeczywiście tak dobre, jak mówię. Niestety, jak to często bywa, coś co zostaje nazwane bestsellerem przez krytyków literackich, niekoniecznie nim jest.

Postawmy sprawę jasno, uważam, że autorka minęła się z powołaniem. Jasne, pisanie idzie jej świetnie, ale nie pisanie fantastyki. Romans? Jak najbardziej. Paranormal? Zdecydowanie nie. Opis książki brzmi interesująca, ale tylko do pewnego momentu, ponieważ od wielkiej tajemnicy zaczyna się utarty schemat wielu takich powieści. Pomijając jednak ową nieoryginalność, fantasy pojawia się w tej historii dopiero na sam koniec. Scarlett byłaby znacznie lepsza, gdyby opowiadała tylko o szkolnym, życiu i o pierwszych miłościach zagubionej nastolatki.

Co jest kolejnym błędem? W tej chwili na rynku dostępne są dwa tomy powieści. Przypuszczam, że szykuje się jeszcze trzeci. I jak na taką obszerność, akcja brnie do przodu zdecydowanie zbyt szybko. To zrozumiałe, że autorzy boją się zanudzić czytelnika, jednak miłość od pierwszego wejrzenia (i to z obu stron) jest czymś, co denerwuje ludzi bardziej niż niejedna nudna fabuła.

Powyższe wywody nie oznaczają wcale, że historia nie jest interesująca. Przeciwnie, książkę czyta się naprawdę przyjemnie, a zaciekawienie towarzyszy czytelnikowi przez cały czas, aż do jej końca, choćby dlatego, że chce on dowiedzieć się czy autorka zaskoczy go czymś jeszcze. Pomysł jest bardzo dobry, a i do stylu narracyjnego można się przyzwyczaić i w końcu go polubić.

Jednakże, zakończenie aż prosi się o napisanie go od nowa. Cała akcja została spłycona do krótkiego fragmentu, przez co, to, co miało zaskoczyć, staje się jedynie pustym elementem, a emocje, które miały wystąpić przy czytaniu, nie mogą się nawet dobrze rozwinąć. W rzeczywistości ostatnie strony są tak banalne, że zanudziłyby nawet dziecko.

Podsumowując, Scarlett czytało się przyjemnie, ale nie przywiązałam się do żadnego z bohaterów, mimo, że niektórzy zapowiadali się naprawdę interesująco. W czasie lektury nie towarzyszyły mi żadne emocje i czułam się jedynie jak bierny obserwator. Pomimo to, nie żałuję czasu spędzonego z tą książką. Polecam ją każdemu, kto życzy sobie przeczytać coś lekkiego. A kto wie? Może autorka zaskoczy nas czymś w kolejnym tomie.


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa.

16 gru 2012

Akira Norikazu, Tachibana Kaoru - "Neo Arcadia"



Tytuł: Neo Arcadia. Tęcza w ciemności

Autor: Akira Norikazu, Tachibana Kaoru

Wydawnictwo: Kotori

Data i miejsca wydania: Gołuski, 2012


Moja ocena: 6/10




Niezależnie od formy, jaką przybiera i okoliczności, w jakich się spotykacie, istota ta, za każdym razem, kradnie twe serce...

U zarania dziejów całą Ziemię osnuwał mrok. Władca Światła zapragnął stworzyć na jej powierzchni krainy tętniące życiem. Wysłał więc do siedziby Władcy Ciemności swego syna jako emisariusza. Nie przewidział jednak, że przyjdzie mu już na zawsze rozstać się z ukochanym dzieckiem.

W Neo Arcadii poznajemy Zeba i Reena. Dwie osoby, które dzieli wszystko, a które darzą się wielką miłością. Kiedy wydaje się, że wszystko dobrze się układa, Reen znika, wystawiając Władcę Ciemności na wielką próbę.

Rysunki pani Akiry Norizaku są wspaniałe. Tego nie można nie przyznać. I to, poza pomysłem jest jedynym, co ratuje tę mangę przed totalną katastrofą. Ale o tym później. Najpierw skupmy się na stronie wizualnej, która przedstawia się znakomicie. Już samą okładką można się zachwycić, a jeśli do tego przekartkuje się mangę, to ślinotok murowany.

Tachibana Kaoru napisała książkę, której zilustrowania podjęła się Akira Norikazu. Wyszłoby to świetnie, gdyby tylko nie fakt, że historia została zawarta w jednym, krótkim tomie. Fabuła mknie do przodu zbyt szybko, na zasadzie witaj-kocham-cię-więc-chodź-ze-mną-do-łóżka. I choć sam pomysł jest genialny, to manga nie pozwala mu się dobrze rozwinąć. Pewnym plusem jest wprowadzenie do akcji Tei, przy którym bohaterowie przechodzą przez motyw poznania i zakochania.

Mamy do czynienia z kilkoma bohaterami, z których jeden Mist, został przedstawiony w miarę sensownie. Chociaż nie możemy poznać w pełni charakteru żadnej postaci, to z tą epizodyczną osobowością zaznajamiamy się dzięki domysłom. Taka tajemniczość dobrze wpływa na odbiór treści.

Podsumowując, manga Neo Arcadia ma niewykorzystany potencjał, który z pewnością zachęca do przeczytania pierwowzoru. Tych kilka chwil spędzonych z Zebem i Reenem doskonale zajmuje czas, pomimo pewnych płytkich zdarzeń.


Za egzemplarz dziękuję bardzo wydawnictwu Kotori.

14 gru 2012

Madarame Hiro - "Beautiful Days"






Tytuł: Beautiful Days

Autor: Madarame Hiro

Wydawnictwo: Kotori

Data i miejsce wydania: Gołuski, 2012

Moja ocena: 9/10





Nawet jeśli utracisz jedną miłość, a zranione serce zamkniesz na cztery spusty, to przyjdzie dzień, gdy ktoś odnajdzie drogę i klucz do twojego serca.

Są różne rodzaje miłości. Miłość do brata, ojca, matki, kochanka. Jest miłość, którą społeczeństwo uznaje za poprawną. Jest też taka, za którą ludzie mogliby nawet zabić, a którą potępiają. I do tej ostatniej grupy zaliczyć można mangę Beautiful Days, która opowiada o miłości zakazanej - miłości mężczyzny do mężczyzny.

W tomiku autorka prezentuje nam dwie historie. Bohaterem pierwszej jest Asahi - mieszka on ze swoim przybranym "wujkiem" Natsume, przez którego został przygarnięty jeszcze w dzieciństwie. Opiekuje się niezdarnym Natsume i obserwuje jak zmieniają się jego tymczasowi faceci. Wszystko zmienia się, kiedy Asahi zasmakuje pocałunku ze swoim opiekunem, a ten sprowadzi do domu swojego dawnego chłopaka - Hiromiego.
Druga część mangi przedstawia nam historię trzech osób o tym samym imieniu - Sato. Misato, Satomi, Satoshi. Na nieszczęście, każda z tych osób pokochała tego samego mężczyznę. To z kolei miało swoje konsekwencje.

Nie można zaprzeczyć, że Madarame Hiro to mistrzyni rysunku. Kreska tej pani jest zniewalająca i porywa już od okładki, co jest dużym atutem mangi. Nie najważniejszym, ale dużym. Co prawda, w niektórych momentach było zbyt dużo niepotrzebnych dopisków, ale nie przeszkadzało to wczuć się w przeżycia bohaterów. Minusem jest komedia. Na początku pojawiło się jej za dużo i choć była tylko na początku, to i tak nie rozumiem autorów, którzy na siłę chcą zrobić z dramatu coś, co będzie dramatem mniejszym.

Pomysł robi niesamowite wrażenie. Zwłaszcza jego druga część. Najpierw poznajemy Asahi'ego i Natsume, co wprowadza nas w odpowiedni klimat, a potem autorka serwuje nam historię, której nie da się zapomnieć! Złączenie losów trójki bohaterów i ich relacji między sobą, wspaniale wpłynęło na przebieg akcji. Prawdę mówiąc, motyw trzech Sato - w tym dwójki bliźniąt - nadaje uroku całej mandze.

Madarame Hiro przeprowadza czytelnika przez całą gamę uczuć, wydarzeń, które nigdy nie powinny mieć miejsca i problemów, z jakimi zmagają się bohaterowie, a także ukazuje nam psychikę postaci, nie zawsze z tej dobrej strony. Krótko mówiąc, przedstawia normalne życie. Życie, podczas którego mogą nadejść też i słoneczne, piękne dni.

Beautiful Days poleciłabym wszystkim fanom gatunku, ale także tym, którzy mają ochotę wejść w świat boys love, bo ta manga idealnie się do tego nadaje.


Za możliwość zrecenzowania mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Kotori.

7 gru 2012

Stosik!


Witajcie kochani! Jak tam, Mikołaj przyniósł prezenty? :)
U mnie też był, ale książek nie zostawił, niedobry.
W każdym razie, dzisiaj mam dla Was stosik.
W tym miesiącu nie jest zbyt duży, ale za to zawiera same perełki =)
Przepraszam za jakość zdjęć, ale mój aparat odmówił współpracy i musiałam użyć telefonu.


Od góry:

Madarame Hiro "Beautiful Days" - Cudowna manga do mojego kochanego zbioru yaoi! Dzięki uprzejmości wydawnictwa Kotori. Recenzja już dziś. [Recenzja]

Bram Stoker "Dracula" - Już dawno chciałam to przeczytać. Co prawda jestem w trakcie, ale już stwierdzam, że byłaby zdecydowanie lepsza, gdybym nie wiedziała wszystkiego o wampirach. [Recenzja]

Barbara Baraldi "Scarlett" - Zainteresowała mnie, kiedy dojrzałam recenzję na jednym z blogów. Tak jak poprzednia pozycja, otrzymana dzięki wydawnictwu Zielona Sowa. [Recenzja]

Joe Hill "Pudełko w kształcie serca" - "Genialny syn genialnego ojca" Oczywiście mowa tu o synu Stephena Kinga, którego uwielbiam. A tę książkę od dawna chciałam mieć w swojej kolekcji! Wygrana w losowaniu na facebooku u All You Need Is Book. Jeszcze raz dziękuję!


Sherlock Holmes zakupiony już jakiś czas temu, na zdjęciu tylko, żeby się pochwalić =)
Natomiast na kubeczku mój cudowny Lelouch! Dla zainteresowanych: anime - Code Geass



A tutaj moja manga pokazana od okładki. I z drugą w kolekcji od Kotori:



Jestem bardzo zadowolona z tego miesiąca :)

2 gru 2012

Nicole Krauss - "Historia miłości"





Tytuł: Historia miłości

Autor: Nicole Krauss

Wydawnictwo: Świat Książki

Data i miejsce wydania: 2011, Warszawa


Moja ocena: 10/10





Umarł sam, bo za bardzo się wstydził, by do kogoś zadzwonić. Albo umarł, myśląc o Almie. Albo kiedy nie chciał. Naprawdę niewiele jest do powiedzenia. Był wielkim pisarzem. Zakochał się. To było jego życiem.

Tak kończy się nieoficjalny nekrolog Leo Gurskyego - mężczyzny, który osiemdziesiąt lat temu urodził się w niewielkim miasteczku w Polsce. Tam się zakochał i napisał książkę. Podczas gdy Żydzi byli skazani na tragiczny los, jemu udało się go uniknąć. Niestety, jego rodzina nie miała tyle szczęścia. Uciekając przed nazistami, dociera do Nowym Jorku. W jego życiu brakuje kobiety, którą kochał od zawsze, syna, któremu nikt nie powiedział, że Leo jest jego ojcem, oraz zaginionej książki. Nie wie, że książka ta przetrwała i odmieniła życie wielu ludzi.

Historia miłości to powieść wzruszająca, działająca na emocje i zostająca w sercu. Jedna z najpiękniejszych, jakie dane mi było przeczytać. Nicole Krauss zasługuje na miano niezwykłej pisarki. Opowiedziała nam losy człowieka, doświadczonego przez los. Człowieka, dla którego życie straciło już cały smak i który czeka już tylko na śmierć. Opisała charakter i uczucia bohatera, który został niesłusznie zepchnięty przez życie na bok, po to, aby nikt go nie widział.

Autorka przedstawia nam losy swoich postaci z trzech stron. Poznajemy więc Leo - zdecydowanie najważniejszego bohatera, od którego wszystko się zaczęło, Almę - która została tak nazwana na cześć każdej kobiety z książki, którą jej ojciec podarował jej matce i Zvi Litvinoffa - dzięki któremu powieść Leo Gurskyego ujrzała światło dzienne. Podczas gdy dwójka pierwszych bohaterów kreśli nam swoje losy samodzielnie, o Zvi Litvinoffie wiemy tylko tyle, ile powiedziała jego żona.

Styl pani Krauss to zdecydowany majstersztyk. Odpowiednio dawkowała w swojej historii powagę i smutek. Naturalnie, Historia miłości to dramat. Nie można doszukiwać się w nim komedii czy zabawnych sytuacji. Nie o to tutaj chodzi. Jednak, są powieści, w których autorzy budzą w czytelniku taką melancholię, że nie mają już nawet ochoty czytać ich dalej. Tutaj wręcz przeciwnie. Z zapartym tchem czytałam aż do samego końca, coraz bardziej zżyta z głównym bohaterem i z każdą chwilą jeszcze bardziej przepełniona jego uczuciami. W momencie przewrócenia ostatniej strony, czułam pustkę po zakończeniu tak wspaniałej lektury.

Jak już wspomniałam wcześniej, największą zaletą tej książki są bohaterowie. Nie tylko ci, z których strony zostaje przedstawiona nam akcja, ale również ci poboczni. Każdy z nich jest żywy i czytelnik to czuje. Są postaci, które wzbudzają współczucie, są takie, które uwielbiamy już od pierwszej styczności z nimi, a są też takie, z którymi się utożsamiamy i razem z nimi przeżywamy ich historie. Nicole Krauss przedstawia nam właśnie te ostatnie.

Jeśli chodzi o akcję, to nie stoi ona w miejscu. Nie gna do przodu, tylko powoli pokazuje nam kolejne fakty. Jednocześnie jest tak urozmaicona przez uczucia, że nie można jasno określić czy ważna jest fabuła czy emocje. Jednak, w tym przypadku, nie jest to zły zabieg.

Historię miłości powinien przeczytać każdy, kto chce się zagłębić w psychikę bohaterów i wzruszyć się ich historią. Zdecydowanie powieść godna uznania i poświęconego na nią czasu, którego i tak jest za mało. Światowe arcydzieło.