30 lis 2014

[Konkurs] Andrzejki w śnieżną noc

Być może za oknem nie ma śniegu, ale z całą pewnością jest mróz. No i są andrzejki.
A ja chciałabym oddać Wam coś, co z całą pewnością przywiedzie do Was śnieg.


Do wygrania jeden egzemplarz w Śnieżną noc ufundowany przez wydawnictwo Bukowy Las.
Udział w konkursie może wziąć każdy, kto posiada adres korespondencyjny na terenie Polski. Wystarczy zostawić zgłoszenie i przesłać odpowiedź konkursową.

Zgłoszenie musi zawierać chęć wzięcia udziału w konkursie i adres e-mail. Zgłoszenia zostawiacie w komentarzu pod tym postem.

Odpowiedź na zadanie konkursowe wysyłacie na mojego maila: himitsu@vp.pl w temacie wpisując Konkurs andrzejkowy.

Zadanie konkursowe:

Ponieważ konkurs rozpoczyna się w andrzejki, właśnie z tym dniem będzie związane zadanie. Przedstawcie mi Wasze wróżby z wosku! Zdjęcie i opis albo film. Możecie zrobić to w dowolny sposób, ważne żeby odpowiedź zawierała te dwa elementy widok wróżby + jej opis. Na przykład:

To moje trzy wróżby.

Ta kojarzy mi się z rekinem albo syreną, więc może to znak, że powinnam oglądać One Piece'a, czyli skończyć to, co zaczęłam. Albo z małpą... tak z włosów. Albo z ptakiem, niosącym coś w dziobie... A nawet z duszą opuszczającą ciało!

Ta kojarzy mi się z pokemonami. Konkretnie dwoma. Niestety nie pamiętam, jak nazywał się jeden z nich, tylko tyle, że jego ogon to była łapa, a ten drugi to Mew. Więc może to znak, że powinnam przypomnieć sobie dzieciństwo.

Ta przypomina ni mniej ni więcej tylko małego, słodkiego Obcego <3. I to pewnie znak, żebym w końcu obejrzała Prometeusza!

Nagrodzę najbardziej kreatywną odpowiedź!

Konkurs trwa do 14 grudnia!

18 lis 2014

[Przedpremierowo] M. Johnson, J. Green, L. Myracle - "W śnieżną noc"

W cichą noc, gdy mróz zamraża okna, śnieg nieprzerwanie spada z nieba, a wiatr huczy i zamienia go w wichurę, młoda dziewczyna siedzi przy oknie, popijając z kubka gorącą czekoladę i wsłuchuje się w szelest kartek, które z każdą chwilą przewraca. Czyta o miłości. O młodych osobach, jak ona, które w taką samą, wigilijną noc spotykają miłość. Miłość, o której każdy marzy, ale która dopiero pączkuje. Czyta, podczas gdy budzą się w niej wspomnienia i porywają jeszcze głębiej... w śnieżną noc.


Tytuł: W śnieżną noc
Tytuł oryginału: Let It Snow
Autorzy: Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data i miejsce wydania: Wrocław, 2014

Moja ocena: 7/10
Zakładka: Intrygujący posiłek

- Ale... Święta się skończyły.
- Och, nie, święta nigdy się nie kończą, jeśli nie chcesz. [...] Święta to stan umysłu.

Byłam zainteresowana tą książką od samego początku, choć nie miałam pojęcia, czego mogę się po niej spodziewać. Okładka głosi, że świątecznych opowiadań o miłości, ale czy ktoś z nas wyobraża sobie, co może się w nich pojawić? Ja nie byłam w stanie. Moje przypuszczenia odnośnie pomysłowości autorów potwierdziły się, gdy tylko rozpoczęłam czytanie pierwszej historii. To JEST coś oryginalnego, choć o samym odczuwaniu miłości trudno jest napisać coś odkrywczego.

Wszystkie trzy opowiadania mają pewien punkt wspólny - ich geneza to burza śnieżna w miasteczku Gracetown podczas nocy wigilijnej. W pierwszym z nich Jubilatka zostaje zmuszona do podróży pociągiem w tę noc, nikt nie mógł jednak przewidzieć, że pociąg stanie w miejscu ze względu na zaspę. Przyjęcia u chłopaka w rocznicę związku zamieniło się więc w najbardziej pechową historię świata. Druga historia mówi o trójce przyjaciół, próbujących przedostać się przez zamieć do cheerleaderek lub też... placków ziemniaczanych. Ich zabawne perypetie odkrywają jedną coś jeszcze. Uczucie, którego się nie spodziewali. Trzecie opowiadanie to historia o odkrywaniu siebie, zmianie na lepsze i wzmocnieniu uczucia, które zostało poważnie naruszone.

- Cieszę się, że idziesz! - zawołała Diuk.
- Dzięki! - odkrzyknąłem, a ona dodała:
- Szczerze mówiąc, bez ciebie placki ziemniaczane nie mają sensu!
Nie należy wymagać od tej książki wiele, bo każdy, kto podejdzie do jej czytania z takim właśnie założeniem srogo się zawiedzie. Nie, nie jest zła. Prawie fantastyczna. Tyle że jej urok leży w prostocie. Opowiadania nie mają skomplikowanej fabuły ani zatrważającej długości - choć to jedynie mała dygresja, bo przecież długość nie przekłada się na jakość - i skupiają się na jednym, to znaczy na romansie.

Zdecydowanie najlepsze jest pierwsze z nich - Podróż wigilijna. Niebanalne, dostatecznie rozwinięte, z sensownym zakończeniem. Nie obyło się bez niewielkich potknięć, ale ogólny odbiór jest bardzo dobry. Rzecz ma się trochę inaczej w przypadku pozostałych historii. Czyta się je równie przyjemnie, ale jakością odbiegają od pomysłu Johnson. Green wyróżnia się przede wszystkim tym, że głównym bohaterem uczynił chłopca i to z jego perspektywy opisuje wszystkie wydarzenia, ale to również u niego znajdziemy największą dawkę humoru - który jednak nie do wszystkich może trafić - i typowo nastoletniego myślenia. Z kolei Myracle niejako łączy wszystkie trzy opowieści i przez to Święta patronka świnek wydaje się być trochę przykrótka.

Policzyłem, że w centrum będziemy za dwie minuty, a za dziesięć będziemy wsuwali specjalność Keuna - serowe gofry niefigurujące w menu. Rozmarzyłem się na myśl o tych gofrach, pokrytych roztopionym serem Kraft, równocześnie pikantnych i słodkich, o smaku tak wyrafinowanym i złożonym, że nie da się go nawet porównać do innych smaków, tylko do emocji. Gofry serowe, pomyślałem, są jak miłość bez lęku przed rozstaniem, a gdy dojeżdżaliśmy do ostrego skrętu tuż przed wjazdem do centrum, niemalże czułem ich smak w ustach.
Jeśli chodzi o styl, to naturalnie autorzy różnią się od siebie, ale mają jedną cechę wspólną, o której już wcześniej wspominałam - prostotę. Nikt nie będzie miał problemu ze zrozumieniem tego, co napisali. Oczywiście wszystko napisane jest ładnym językiem, ale nie ma w nim nic wyszukanego, co jak najbardziej pasuje do założenia o napisaniu tych radosnych - bo takie są - i przyjemnych opowiadań.

Całość czyta się świetnie, z chęcią i wielką przyjemnością. Jest to lektura na chwilę drobnej przyjemności czy też poprawienie sobie samopoczucia. Kierowana przede wszystkim do kobiet, a głównie do młodych dziewczyn. Idealnie nadaje się na prezent, zwłaszcza gwiazdkowy, nawet dla dwunastolatki, więc jeśli ktoś chce sprezentować książkę swojej córce/siostrze/siostrzenicy/kuzynce etc., ta będzie doskonała.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Bukowy Las.



Fragment do przesłuchania tutaj lub w głównym menu.

15 lis 2014

Patrick Ness - "Siedem minut po północy"

To nie wiatr... To woła POTWÓR.



Tytuł: Siedem minut po północy
Tytuł oryginału: A Monster Calls
Autor: Patrick Ness
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data i miejsce wydania: Słupsk, 2013

Moja ocena: 10+/10
Zakładka: Narkotyk nałogowego bibliofila



Czułem - i czuję nadal - jakby przekazano mi pałeczkę, jakby wybitnie utalentowana pisarka dała mi swoją historię, mówiąc: "Dalej. Pędź z nią przed siebie. Narozrabiaj". [...] Teraz nadeszła pora bym przekazał pałeczkę tobie. [...] Dalej. Weź tę historię i pędź przed siebie. Narozrabiaj.
Dawno temu w przypadku niektórych, a nie tak dawno, jeśli chodzi o innych, każdy z nas był dzieckiem. Każdy miał swoje zabawki - choćby były zaledwie patykami lub kamieniami - swoje ulubione bajki, jakieś dziecięce historie... i koszmary. Jedni bali się potwora z szafy, inni tego spod łóżka, a jeszcze innym śnił się Gargamel. Ja, na przykład, bałam się drzewa, stojącego przy drodze obok domu mojej cioci. Z tego względu baśniowa część tej historii jest mi szczególnie bliska.

Pomysł na A Monster Calls został zrealizowany przez Patricka Nessa, który - jak dotąd - nie jest szczególnie znanym w Polsce pisarzem (co powoli się zmienia), ale należał do Siobhan Dowd. Była ona poczytną, brytyjską autorką książek dla dzieci. Niestety, na napisanie ostatniej zabrakło jej czasu. Propozycję dokończenia jej dostał zatem Patrick Ness i to w takiej formie możemy się z nią zapoznać.

Historia opowiada o chłopcu zmagającym się ze śmiertelną chorobą mamy, problemami w szkole i wyobcowaniem spowodowanym sztucznym współczuciem jego otoczenia. Pewnej nocy budzi go szmer, a następnie wyszeptane imię. Wtedy Conor dostrzega Potwora, który przyszedł po niego. Tylko po to, żeby opowiedzieć mu trzy historie. I usłyszeć jego własną.

- To okropna historia. I jedno wielkie oszustwo.
- To prawdziwa historia - odparł potwór. - Wiele prawdziwych rzeczy wydaje się nam oszustwem.
Przede wszystkim, wbrew temu, co niektórym może się wydawać, Siedem minut po północy nie jest książką dla dzieci. Dla młodzieży tak, ale jeśli chodzi o młodsze osoby, to zdecydowanie zniszczyłaby ich światopogląd. To bardzo dojrzała, wspaniała opowieść. O słabości, ale także sile, o trudnościach i sposobach na radzenie sobie z nimi. A w końcu o pogodzeniu się z losem.

Nie jest w żaden sposób straszna, ale utrzymana w zdecydowanie mrocznym klimacie. W rzeczywistości, która potrafi nadepnąć na stopę i nie przeprosić. A wszystko to przedstawione z perspektywy dziecka. Dojrzałego jak na swój wiek, ze względu na sytuację, w której się znajduje, ale wciąż dziecka. A skoro już przy Conorze jesteśmy, nie sposób nie zżyć się z głównym bohaterem. Choć nie zostajemy przy nim długo, w jakiś sposób pozostaje w naszych myślach. Ale nie tylko on. Postać Potwora to, jakby powiedzieli niektórzy, mistrzostwo świata. Jest niezwykły i z całą pewnością nie taki, jak się spodziewacie. Zaskakuje. Wciąż i wciąż. A na dokładkę, nawet bohaterowie, którzy z założenia mają być antagonistami, wzniecają całą gamę, niekoniecznie złych, uczyć. Moje serce zostało zdobyte właśnie w taki sposób.

- Co powinienem zrobić?
[...]
- Musisz tylko powiedzieć prawdę.
We wspólnej powieści Siobhan i Nessa baśń miesza się z rzeczywistością, a całość dopełnia jeszcze Jim Kay swoimi wspaniałymi ilustracjami. Jedną z nich można dostrzec na cudownej okładce. W całej książce jest ich naprawdę dużo, a to tylko utrzymuje czytelnika w stworzonym przez autorów świecie. Są to rysunki przedstawiające nie tylko sceny z powieści, ale także proste zdobienia stron, które czynią ją jeszcze bardziej urzekającą.

Naprawdę nie widzę powodu, dla którego ktoś miałby nie sięgnąć po Siedem minut po północy. Takie książki zdarzają się naprawdę rzadko i przegapienie okazji, żeby ją przeczytać byłoby zbrodnią. Polecam wszystkim z całego serca. Jestem pewna, że i Was oczaruje.

Czytelniczą przyjemność sprawiło mi wydawnictwo Papierowy Księżyc, za co ogromnie dziękuję!

12 lis 2014

Przepowiadam Wam! - "W śnieżną noc"

Dawno, dawno temu... kiedy śnieg wesoło prószył za oknem, a ja obserwowałam to z wnętrza ciepłego mieszkania, siedząc nad książką z kubkiem herbaty w dłoni, przydarzyła mi się... Ah, sorry, it's not this story!

Zaczęłam dość niefrasobliwie, chcąc wprowadzić Was w pewien klimat, ale teraz będę już zupełnie poważna. Bo choć śnieg nie sypie za oknem, to ja naprawdę siedzę zakopana w kocach, z kubkiem gorącej czekolady i czytam. A czytam...

W śnieżną noc.


Wydawało mi się, że o tej książce będzie dość głośno, bo - choć nie zapowiada porywającej, głębokiej fabuły - ma przedstawiać sympatyczne opowiadania dla młodzieży, z których jedno napisał sam John Green, tak bardzo ostatnio popularny. Nie wiem, czy książka po prostu zaginęła w tłumie, czy może przed premierą nikt nie myślał o niej jeszcze tak poważnie, ale jako jej ambasadorka postaram się przedstawić ją jeszcze raz.

Na początek przekonajmy się, o co w ogóle chodzi:



Tytuł: W śnieżną noc
Tytuł oryginału: Let It Snow. Three holiday romances
Autorzy: Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
Wydawnictwo: Bukowy Las
Tłumaczenie: Magda Białoń-Chalecka
Liczba stron: 336
Cena okładkowa: 34,90

Data wydania: 19 listopada 2014



Hamishowi, który nauczył mnie, jak sobie radzić na zaśnieżonym stoku, mówiąc: "Jedź w dół bardzo szybko, a gdy coś stanie ci na drodze, skręcaj!".

Trzy gwiazdy literatury młodzieżowej, z kultowym pisarzem Johnem Greenem na czele, napisały na czas Gwiazdki trzy połączone ze sobą opowiadania. Punktem wyjścia jest burza śnieżna, która w Wigilię kompletnie zasypuje miasteczko Gracetown. 

Na tle lśniących białych zasp pięknie prezentują się prezenty przewiązane wstążeczkami i kolorowe światełka połyskujące w nocy wśród wirujących płatków śniegu. Śnieżyca zamienia małe górskie miasteczko w prawdziwie romantyczne ustronie. A przynajmniej tak się wydaje... Bo przecież przedzieranie się z unieruchomionego pociągu przez mroźne pustkowia zazwyczaj nie kończy się upojnym pocałunkiem z czarującym nieznajomym. I nikt nie oczekuje, że dzięki wyprawie przez metrowe zaspy do Waffle House uda się odkryć uczucie do wieloletniej przyjaciółki. Albo że powrót prawdziwej miłości rozpocznie się od nieprzyzwoicie wczesnej porannej zmiany w Starbucksie. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia Świąt, zdarzyć może się wszystko…


Jeśli ktoś jeszcze nie jest do końca przekonany, to zachęcam do wysłuchania krótkiego fragmentu:

2 paź 2014

"Wyborcza" znów robi sobie jaja!

...co, gdyby przyjrzeć się temu bliżej, wcale nie jest zaskakujące.

Ponieważ wczoraj wróciłam do domu dość późno, wieść o tym wspaniałym artykule, który pewnie każdy z Was już czytał (Reckę napisałaś miodzio - kim są polscy blogerzy książkowi?) dotarła do mnie trochę po czasie. Tym bardziej nie miałam siły już się do niego odnosić. Przeczytałam więc, przemyślałam wszystko na spokojnie, ale moje główne wnioski się nie zmieniły.

Swoją odpowiedź na ten tekst zamieściła już Gosiarella, a zaraz po niej Stulecie literatury. Obie kończą się idealnym wnioskiem, ale mam trochę do dorzucenia, zatem nie będę się powstrzymywać.

Po pierwsze, wbrew opinii Pani Mileny Chehab (bo, jeśli dobrze wnioskuję, to właśnie ona popełniła ten twór dla Wyborczej) odnośnie braku krytyki u bloggerów książkowych - nie było mi szkoda czasu na przeczytanie tego artykułu ani napisanie o nim, dostrzegam rysy i bardzo chętnie wskażę je autorce, która najwyraźniej je pominęła.

Zacznijmy więc od tego, że tytuł nie bardzo zgadza się z samym tekstem. Choć bardzo się starałam, nigdzie nie znalazłam informacji o tym "Kim są polscy blogerzy książkowi". Mało tego, nie odnalazłam również wzmianki o tych najbardziej znanych i liczących się bloggerach książkowych! Nikt też nie zadawał im żadnych pytań, więc gdzie tu logika? Jeśli nie ma się o czymś pojęcia, to nie przedstawia się tego innym. Na początek należy zebrać materiały i dotrzeć do źródła!

Blogerzy książkowi - coraz bardziej liczące się środowisko. Mogą liczyć na występ w reklamie banku i testowanie samochodów. No i na bezpłatny egzemplarz książki.
Nie chciałabym Pani zasmucać, droga Pani redaktor, ale jeśli to o występie w reklamie to nawiązanie do Radka Kotarskiego, to również on nie jest bloggerem książkowym. Posunęłabym się nawet do stwierdzenia, że z recenzowaniem książek ma w ogóle niewiele wspólnego.

Jeśli chodzi o relacje na linii recenzent - wydawnictwo, to nie są one wielką tajemnicą. Bardzo często bloggerzy wypowiadają się na ich temat i dzielą się doświadczeniami. Ale, jak już wspomniała Gosiarella, informacje sprzed roku to bardzo wątpliwe źródło. Wszystko się zmienia i nie inaczej jest z naszym kontaktem.

Gdyby słabsze blogi nie istniały, to prawie każdy "profesjonalny blogger" nie istniałby również. Każdy od czegoś zaczyna. A określanie czyichś predyspozycji do robienia czegokolwiek nie leży w kompetencjach nikogo. Ponadto, wyobraźcie sobie, niektórzy naprawdę robią to dla przyjemności! Czy to, że w wieku 13 lat założę bloga z opowiadaniem musi oznaczać od razu, że startuję do rangi profesjonalnego pisarza?

Mam mnóstwo znajomych, których poznałam dzięki blogosferze. Tak, jesteśmy ze sobą związani. I to nie tylko na zasadzie "wydajesięże". Niektórzy bloggerzy książkowi to przyjaciele na całe życie, a większość z nas przynajmniej darzy siebie wzajemną sympatią.

Prawdę mówiąc, nieszczególnie też obchodzi nas, co myślą o nas "szafiarki" czy inne twory blogosfery. Nie określamy siebie mianem frajerów, a pisanie o książkach uważamy za inteligentne zajęcie, które wyróżnia nas z tłumu. Nie przechodzimy jednak obojętnie obok kłamstw, które ktoś wypisuje na nasz temat.

Być może szanownej Pani Redaktor przyda się kubeł wiedzy, który ją orzeźwi, a taką zdobyć można tylko w samym centrum tego środowiska. Targi książki w Krakowie już blisko, więc warto, żeby niedowiarki się tam wybrały i zobaczyły wszystko z innej perspektywy.

30 wrz 2014

Shirow Miwa - "DOGS: Stray dogs howling in the dark"


Tytuł: DOGS: Stray dogs howling in the dark
Seria: DOGS
Autor: Shirow Miwa
Wydawnictwo: Waneko
Data i miejsce wydania: Warszawa, 2013

Moja ocena: 8/10
Zakładka: Niedoprawiona ambrozja


Tam, gdzie ciemność wypełniona jest mrocznymi pragnieniami, bezpańskie psy próbują przetrwać za pomocą swoich kłów...
Czasami nadmiar romansów, słodkich historii i braku pikanterii odbija się czkawką. Kiedy taka sytuacja następuje, najlepiej chwycić za coś krwawego, dramatycznego i ostrego. Książki niekoniecznie zaspokajają tę chęć. Ja, na przykład, wolę zadowolić się wtedy obrazami. Ale filmy też nie do końca się sprawdzają. Dobrze więc, że są jeszcze komiksy. Prolog serii DOGS jest perfekcyjnym wyborem w takim przypadku.

Kici, kici, skurczysynku...
Jak już wspomniałam, ten - można by powiedzieć - zerowy tom jest zaledwie wstępem do dłuższej serii o tym samym tytule. Teoretycznie nie jest związany z całą fabułą i jasno można określić go przedstawieniem głównych bohaterów, ale zdecydowanie polecam od niego zacząć. Jakością odstaje od reszty, ale to w nim odnajdujemy przeszłość niektórych postaci, a także wydarzenia, które skłoniły je do obecnego działania.

Może zacznijmy od początku. Jestem Badou. Handluję informacjami. W poszukiwaniu sekretów przemierzam najgorsze dzielnice, a co zdobędę, sprzedaję temu, kto da najwięcej. Robota dosłownie na krawędzi.
Poznajemy więc Mihaiła - byłego mafioza, który musi zmierzyć się z błędem przeszłości; Badou, który sam najlepiej przedstawia się w powyższym cytacie, zapominając jednak wspomnieć, że jest całkowicie uzależniony od dymu; Naoto, która profesję nożownika poznała do samego szpiku, aż w końcu Heine'a - prawdziwie dzikiego, bezpańskiego psa.
Historie ich wszystkich w pewnym miejscu się stykają, łączą ze sobą i odkrywają kolejne tajemnice. I choć w tym tomie tylko ich przybywa, to losy całej czwórki już się zetknęły.

Nienawidzisz mnie? Chcesz zabić? Wspaniale. Wszystko jest lepsze od rezygnacji.
Stray dogs howling in the dark to tytuł bardzo melancholijny. Oczywiście znajdują się w nim także elementy komediowe, a jedna z historii właściwie cała jest takim elementem, ale znakomita część fabuły tego tomu opiera się na dramacie, a nawet apatii - choć tylko miejscami. Pomimo dość wzniosłego początku - niektórzy mogą stwierdzić, że aż nazbyt, w związku z czym wydaje się przerysowany - nie jest to łagodna i miła lektura. Właściwie jestem gotowa stwierdzić, że polski język najbardziej pasuje do tej mangi ze względu na zdecydowanie ogromne nasycenie wulgaryzmami. Jeśli to kogoś zniechęciło, to mogę tylko powiedzieć, że sytuacja przedstawia się następująco - źli chłopcy, zła akcja i jeszcze gorszy język, który tak świetnie komponuje się z tym wszystkim, że bez niego historia traci cały urok.

Hau! Daj głos, piesku.
Choć ta historia ma już trzynaście lat, to kreska w ogóle nie przypomina tych starszych, twardych komiksów. Bez obaw więc, jeśli ktoś martwi się, że ostrość słów przekłada się także na ostrość rysów. Wciąż - na szczęście - nie jest to styl widoczny w nowych mangach czy anime - to znaczy ten dziecinny, a miejscami wręcz słodki - ale na tyle dojrzały, że pasuje do fabuły.

DOGS'ów polecam bardzo męskiemu gronu czytelników. Rzecz jasna nie tylko, wszak sama jestem kobietą, a ta manga należy do moich ulubionych, jednak oni z całą pewnością znajdą tu coś dla siebie. Ci wszyscy, którzy mają ochotę na wciągający dramat z bogatą fabułą i gwałtownie rozwijającą się akcją ukryty pod obszernym płaszczem komedii - głównie słownej, wspaniale wzbogaconej przez polskich tłumaczy - niech czują się zachęceni do sięgnięcia po ten tytuł. Warto.



27 wrz 2014

Kiera Cass - "Rywalki"

Przyjaźń w walce o koronę albo myśl o miłosnym zawodzie



Tytuł: Rywalki
Seria: Selekcja - Tom 1
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Data i miejsce wydania: Warszawa, 2014

Moja ocena: 8/10
Zakładka: Niedoprawiona ambrozja



Jeśli twoje życie naprawdę stanęło na głowie, to znaczy, że ona musi gdzieś tu być. Prawdziwa miłość zwykle jest okropnie niewygodna.
Kiedy Jaguar wydał Rywalki, żeńska część blogosfery oszalała na ich punkcie. Ta powieść dla młodzieży, która na pierwszy rzut oka wydaje się być prostym romansem, podbiła serca polskich czytelniczek i choć jest o niej głośno już od jakiegoś czasu, do niedawna nie byłam zainteresowana. Jednak wydanie tomu drugiego, Elity, wywołało szum tak duży, że nawet ja postanowiłam sprawdzić, o co w tym chodzi. I przestałam się dziwić.

America żyje w państwie, które dzieli ludzi na statusy według liczb. Jedynki to rodzina królewska. Ósemkami są żebracy i bezdomni. Każda cyfra ma określone prace, które może wykonywać. Każda niższa jest biedniejsza. Ami jest Piątką. Razem z rodziną daje sobie radę, ale nie żyją luksusowo. Możliwość zmiany pojawia się, kiedy rozpoczynają się Eliminacje - turniej, w którym książę wybiera swoją przyszłą żonę spośród wszystkich klas społecznych. America wypełnia formularz tylko na prośbę ukochanego - Szóstki - z którym nie może być. Kiedy, ku swojemu zaskoczeniu, zostaje wybrana, Eliminacje stają się szansą na ukojenie złamanego serca.

Zaczęło się raczej średnio. Nie miałam sprecyzowanych oczekiwań co do tej lektury, ale początek nastawił mnie na przeciętną - choć, jak sądziłam, przyjemną - historię. Z jednej strony pomysł mnie ucieszył, był oryginalny, taki, z jakim do tej pory się nie spotkałam, z drugiej zaś w oczy rzuciła mi się gama różnych wad i to zmniejszyło moją radość. Ostatecznie oba poziomy się wyrównały i książka okazała się po prostu dobra.

Jeśli chodzi o styl, to był dokładnie taki, jakiego spodziewałam się po tej powieści. Pierwszy raz mam do czynienia z tą autorką, ale romans młodzieżowy mówi sam za siebie. Czyta się więc niezwykle szybko - obydwa tomy w dwa wieczory! - lekko i bardzo przyjemnie, nawet jeśli sama fabuła, czy też inne kwestie, nie każdemu się spodoba.

Relacje między bohaterami mamy właściwie typowe dla tego gatunku. Prosty trójkąt - America, Maxon, Aspen. Różnica polega tym, że ten trzeci pojawia się na początku, a potem długi, długi czas go nie ma. I to jest dobre. Czytelnik nie musi raz po raz przeżywać załamania nerwowego spowodowanego nudnym już schematem - w przeciwieństwie do tomu drugiego - a główna bohaterka martwi się, co najwyżej, tytułowymi rywalkami. Do przewidzenia był także stosunek na linii Ami-Maxon (propozycja przyjaźni, pociąg itp.), ale jest on przedstawiony naprawdę nieźle i aż chce się o tym czytać.

To, co czyni tę powieść jeszcze bardziej prostą, jest stosunek czytelnika do bohaterów. Pierwsze wrażenie najczęściej pozostaje tym ostatnim i sympatie raczej nie zmieniają się na przestrzeni fabuły. Z tego, co zdążyłam zauważyć jest to tendencja stała - drugi tom w większości to potwierdza - ale, być może, trzecia część okaże się inna.

Ostatecznie Rywalki okazały się spełniającą lekturą. Prostą i przyjemną, z lekkim dodatkiem oryginalności, odprężającą. Choć określenie gatunku może wydawać się nieco utrudnione - bo właściwie można by zaliczyć powieść i do SF (naprawdę!), i do romansu - głównie jest to jednak romans młodzieżowy, który czyta się w kilka chwil, a który, jak przypuszczam, podobać będzie się większości czytelników. Polecam, oczywiście, żeńskiej części społeczeństwa, choć kto wie... może i panowie znajdą w nim przyjemność.

Egzemplarz do recenzji otrzymałam od wydawnictwa Jaguar, za co serdecznie dziękuję!

6 cze 2014

Z polowania [VI 2014]

Ostatnio wspominałam, że kwietniowy stos nieco się rozrósł. Cóż... po zobaczeniu tego, już tak nie uważam. Naprawdę nie sądziłam, że z Targów wrócę aż tak obładowana!
Oto, co ze sobą przywiozłam:
Tak obładowana wsiadałam i wysiadałam z pociągu. Plus torba z ubraniami i niemniej zapakowana torebka. Warto dodać, że ta niebieska po prostu pękła przy wsiadaniu. To było straszne! A pożegnana przez współtowarzyszki podróży zostałam tak: Good luck with your bags!

31 maj 2014

Warszawskie Targi Książki [2014]


Jak już wiecie, wybrałam się w tym roku na Targi Książki w Warszawie. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy pojadę, ale ostatecznie załapałam się na ostatnie trzy dni. Przyjechałam w piątek w południe i tego też dnia zrobiłam największe zakupy. Również kilka godzin po przyjeździe spotkałam się już z Olą z Epickie Książki, której to bardzo serdecznie dziękuję za cały pobyt! :)

21 maj 2014

Stanisław Karolewski - "Bilet na Arkę"




Tytuł: Bilet na Arkę
Autor: Stanisław Karolewski
Wydawnictwo: Szarlatan
Data i miejsce wydania: Wrocław, 2012

Moja ocena: 8/10
Zakładka: Niedoprawiona ambrozja

Dziś płonie Arka, ale na waszych oczach rozpada się świat.


Powieści postapokaliptyczne ostatnimi czasy stały się bardzo modne. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że świat oszalał na ich punkcie. Wspominam o nich nie dlatego, że książka, której recenzję przedstawię zalicza się do tego gatunku, bo trudno mi ją sklasyfikować. Jednak to, co z całą pewnością jest jej tematem, to zagłada świata. Taka, o której wiemy i która gdzieś tam codziennie się przewija, ale nie myślimy o niej za wiele.

Fryderyk Pauszke żyje ze swoim synem w sposób, który zadziwiłby wielu - sprowadza wielkie teorie do nic nieznaczących okruchów, niszczy światopogląd zwykłych ludzi a swojego syna uczy dokładnie tego samego. Obserwuje, jak świat zmierza ku końcowi. Aż pewnego dnia postanawia wybudować Arkę, by ocalić ludzkość przed powodzią. Przy okazji zbijając na tym niezły interes...

Właściwie końcówka tego opisu może już odkryć tajemnicę tego, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Polska. Czasy nie tak odległe od naszych. Wszyscy kombinują, jak mogą i główny bohater idzie tym samym tropem. No i ma lekkiego świra. Przez co wychodzi mu lepiej niż innym, za to bardziej kontrowersyjnie.

Zaznaczyć trzeba, że nie jest to książka dla wszystkich. Pełna ironii i czarnego humoru, prześmiewczych opisów pewnych zdarzeń - ważnych dla historii - które mogę niejednego oburzyć jest skierowana do węższego grona odbiorców. Bilet na Arkę docenią osoby, którym satyra nie jest obca, ale zwolennicy powagi powinni tej książki unikać.

Kolejną sprawą jest styl autora. Z jednej strony bije z niego prostota, która pozwala spokojnie zagłębić się w treść, z drugiej zaś połączenie faktów i wypowiedzi bohaterów do tak prostych już nie należy. Często jest tak zawiłe, że czytelnik może się pogubić. Widoczne jest to zwłaszcza przy chronologii wydarzeń. Znowu więc - docenią to jedni, drudzy znienawidzą. Ja uważam, że to duży plus tej historii.

Czyta się szybko i bezproblemowo - nawet jeśli czasami pojawia się efekt owego zagubienia - a lekkość pióra Stanisława Karolewskiego tylko to potęguje. Choć książka porusza poważne tematy, przedstawia je w taki sposób, że powieść staje się przyjemną lekturą na popołudnie, zwłaszcza, że jej objętość jest raczej niewielka.

Uważam, że Bilet na Arkę to trafne przedstawienie praw obecnie rządzących światem i bierności żyjących na nim ludzi. Trudna tematycznie, prosto i zabawnie przedstawiona. Polecam tę powieść wszystkim, którzy czują, że jest w niej coś interesującego.


Recenzja napisana w ramach powyższej akcji.

10 maj 2014

Opłacalność allegro i opłacalność fanów, czyli FonoRoli ciąg dalszy

Screen z akcji FonoRoli

Czy już to wiecie, czy jeszcze nie, u Gosiarelli pojawił się post na bardzo ciekawy temat. A ja postanowiłam dodać do niego kilka swoich wniosków. Dlatego, jeśli jeszcze nie czytaliście, a zamierzacie prześledzić to, co ja napiszę, najpierw zajrzyjcie tutaj: http://www.gosiarella.pl/2014/05/fonorola-kto-komu-tutaj-pacic-powinien.html.

Pokrótce objaśnię, o co chodzi, aby Ci, którzy w powyższy link nie kliknęli, się nie pogubili. Zacznę jak Gosiarella - Zapomnijcie o Wiedźminie. Pomyślcie przez chwilę o swojej ulubionej książce. Nie jakiejś tam w miarę dobrej, którą przeczytaliście na przestrzeni ostatnich miesięcy, ale o tej najlepszej z najlepszych. Tej, która nie pozwalała wam spać po nocach. Tej, która nieustannie zaprzątała wasze myśli. Macie? Dobrze, w takim razie z myślą o niej czytajcie ten tekst.

Słuchowiska to już u nas nic nowego. Ostatnio głośno było o Żywych trupach Sound Tropez i Anakondy, teraz jest Thorgal. A wkrótce powstanie Wiedźmin na podstawie powieści Sapkowskiego. Super, można by powiedzieć, gratka dla fanów Geralta. A jeszcze większa ze względu na to, że jeden z nich może udzielić głosu którejś postaci. Współpracując z takimi sławami jak Henryk Talar, Olgierd Łukaszewicz, Krzysztof Banaszyk czy Anna Dereszowska.

Spośród rzeszy chętnych trzeba kogoś wybrać. Przydałby się konkurs. Ale nie. Jest aukcja na allegro.

Gosiarella sądzi, że jest to bardzo opłacalna dla twórców inwestycja. Nie dość, że zapłacą mniej obsadzie, to jeszcze ktoś im dopłaci. Pewnie sporo. W tej chwili suma doszła do ponad tysiąca, a do końca aukcji został jeszcze jeden dzień, więc kto wie, jak to się skończy. Zgadzam się z nią w połowie.

Wszystko dlatego, że gdyby twórcy faktycznie zorganizowali konkurs nikt nie miałby do nich pretensji. Wręcz przeciwnie. Fani by się ucieszyli, uznali to za wspaniały pomysł, a nagroda bardzo by kusiła. I wszystko byłoby w porządku. I ja sądzę, że tak. No bo bądźmy szczerzy co do tego zarabiania na pracy fanów - kto pozwoliłby nam wystąpić w takim słuchowisku, skoro można zatrudnić profesjonalistę? Jego nazwisko sprzeda się lepiej niż nasze, skoro jest znane. A nagroda byłaby fajna.

Inna sprawa, że konkursem to jednak nie jest. I skoro mamy pracować oraz za to płacić to coś jest nie tak. Z jednej strony, ktoś mógłby powiedzieć, że łączy się to z moimi poprzednimi argumentami - tak. Ale dochodzi jeszcze jeden. Jaki szaraczek zapłaci taką kasę za wystąpienie w tym słuchowisku, jeśli nie otrzyma w zamian żadnej rekompensaty? No właśnie. To dyskryminuje tych mniej bogatych fanów. A przecież oni też by chcieli. Tylko nie mogą. Bo płacą bogaci. I to mnie denerwuje.

To tak jak z nami, recenzentami. Na przykład, gdy czasami jakiś przyszły autor poprosi nas o korektę swojej książki. Nie mając zamysłu, nie mając jeszcze właściwie niczego. A potem, ostatecznie, powieść może nawet nie zostać wydana. Jeśli coś za to dostaniemy, jeśli nas to interesuje - jasne, czemu nie. Ale w innym wypadku jest to wykonywanie roboty za korektora z wydawnictwa, który otrzymuje za to wynagrodzenie. Trzeba więc pamiętać, żeby nie dać się wykorzystywać!

A co Wy o tym sądzicie? Jaka jest Wasza opinia? Zgadzacie się z Gosiarellą, a może ze mną? Koniecznie dajcie znać!

24 kwi 2014

Można odejść na zawsze, by stale być blisko

Odejdę, ponieważ doszedłem do wniosku, że mogę tu być jutro, a mogę też nie być.
~ Tadeusz Różewicz



Nie lubiłeś moich pomalowanych paznokci.
Nie lubiłeś, kiedy chodziłam w spodniach
(dlatego pożegnałam Cię w nich, na znak protestu).

Żartowałeś na temat Kurosawy i LOTR-a.
Sprawdzałeś każdą książkę, którą przynosiłam.
Czepiałeś się moich wypowiedzi
(jak ja Twoich).

Zabroniłeś mi krzyczeć do siebie na kartce, że źle zapisałeś nazwisko Dana Browna.
Kazałeś mi się ze sobą kłócić
(podczas odgrywania jednej z najbardziej znienawidzonych przeze mnie postaci):
No kłóć się ze mną!

Przekonałeś mnie do Sienkiewicza
(trochę).

Kazałeś mi pisać.
Nie lubiłeś, gdy siedziałam cicho.

Dlatego będę pisać i nie będę siedzieć cicho.
Ten blog nigdy nie zniknie
(a jeśli tak, założę nowy).
Bo będę pisać dla Ciebie.


Nie odchodzisz sam, profesorze.

Nie wiem, jaki wiersz przeczytałeś jako ostatni. Mogę się tylko domyślać, że był to któryś z tomiku poezji Różewicza. Tego niebieskiego. Dzieł zebranych, które leżały na łóżku obok Ciebie, choć nie miałeś już sił, żeby czytać.

Lubiłeś Różewicza, profesorze.
Więc, gdy my żegnaliśmy dzisiaj Ciebie, cały świat opłakuje jego.
Odeszliście razem.
Jak wielki człowiek z wielkim człowiekiem.

19 kwi 2014

Z serii: Filmowo - John Krokidas "Na śmierć i życie"



Tytuł: Na śmierć i życie [Kill Your Darlings]
Reżyseria: John Krokidas
Scenariusz: John Krokidas, Austin Bunn
Premiera: 18 stycznia 2013
Produkcja: USA

Moja ocena: 8/10




Wake, melancholy Mother, wake and weep!
Yet wherefore? Quench within their burning bed
Thy fiery tears, and let thy loud heart keep*

Stwierdzenie: oparte na faktach zawsze sprawia, że na dzieło patrzy się inaczej. Zdecydowanie jest to pewna cecha ludzka, która sprawia, że coś, co miało miejsce, traktujemy z większą powagą. I choć powinno to zadziałać również w przypadku filmu Johna Krokidasa, wyszło inaczej. Wszystko to za sprawą roli pierwszoplanowej, która przypadła Danielowi Radcliffe'owi, znanemu całemu światu jako Harry Potter. Kill Your Darlings zasłynęło więc od początku nie treścią, a tym właśnie aktorem w "śmiałych scenach".

Nawet nie odnosząc się do komentarzy społeczeństwa, można dostrzec, że Radcliffe stał się niejako twarzą tego filmu. Prawdopodobnie celowo. Jak by nie mówić o jego umiejętnościach aktorskich albo o nim samym, niezaprzeczalną sławę przynosi każdej pozycji, w której gra. Złą czy dobrą - zawsze sławę. W jaki sposób by tego nie robił, przyciąga ludzi. A człowiek ten, ciekawy, obejrzy film. I tak reżyser zyska sobie spore grono widzów.

W taki sposób na ten film trafiłam i ja. Mnie jednak przyciągnęła tematyka, nie aktor. On sam zaś budził raczej niepokój - obawiałam się, że może tylko zaszkodzić tej produkcji, zwłaszcza że zapowiadała się naprawdę dobrze. Jak się okazało, moje obawy były niesłuszne. Choć Daniel nie powalił mnie swoją rolą ani nie wskoczył na wyższy poziom w moim rankingu, na pewno temu filmowi nie zaszkodził.
Kadr z filmu "Na śmierć i życie"
Historia opowiada o losach wielkich poetów pokolenia beatników: Allena Ginsberga, Jacka Kerouaca i Williama Burroughsa. Główny bohater, Allen, jest żydem z poglądami wyniesionymi z domu, chorą psychicznie matką i sławnym ojcem-poetą. Zostaje przyjęty na Uniwersytet Columbia w Nowym Jorku, który jest dla niego wielką szansą. Nieoczekiwanie, jego poglądy budzą zainteresowanie innego ucznia z roku - Luciena Carra, który znany jest ze swoich kontrowersyjnych i źle widzianych przez społeczność zachowań. Z czasem Lucien zapoznaje Allena ze światem, którego do tej pory nie znał i całkowicie zmienia jego życie. Razem z Kerouacem i Burroughsem zakładają nowy ruch poetycki, odrzucając ogólnie przyjęte normy i założenia. Allen jednak nie rozumie tej nowej rzeczywistości tak dobrze, jak sądzi i to doprowadza do tragedii.

Skoro przedstawiłam już ogólną fabułę, to pójdę dalej tą ścieżką. Film ogląda się wspaniale, bo historia jest wciągająca, pełna zwrotów akcji i nieumiejscowiona w jednym miejscu. Wciąż coś się dzieje. Poza tym, temat został przedstawiony tak dobrze, że wzrusza widza i pozwala mu naprawdę wczuć się w przedstawione wydarzenia. Jest to, oczywiście, także zasługa aktorów. A konkretnie jednego.

U boku, czy też może w cieniu, Radcliffe'a stoi Dane DeHaan. Cień jest przysłowiowy, bo to właśnie on wiedzie prym w tej produkcji. Znany jest, między innymi, z Niesamowitego Spider-Mana 2, Metallica: Through the Never czy Gangstera. Daniel wypada przy nim niesamowicie blado i nawet nie da się porównać gry tej dwójki. DeHaan stworzył swoją postać perfekcyjnie. Zagrał ją tak, jak powinno się grać. Skupił na sobie całą uwagę i zrobił dla tego filmu coś niesamowitego. Co do samego Radcliffe'a - rola, którą dostał bardzo do niego pasowała. Zagubiony, niepewny swojej przyszłości chłopak, który odnajduje się tylko w innych. I odnalazł się także jako Allen, dlatego - choć nie olśnił swoją grą - wpasował się w produkcję.
Kadr z filmu "Na śmierć i życie"
Kolejnym elementem bardzo wpływającym na tak dobry odbiór filmu jest świetna muzyka. Idealnie wkomponowała się w każdą scenę i stworzyła klimat, w którym widz został zamknięty. Nico Muhly, który odpowiadał za ścieżkę dźwiękową wykonał więc kawał świetnej roboty.

Jedyne, co uderzyło mnie w Kill your darlings w tym złym sensie, to pewna sztampowość. Może nawet nie dosłowna, ale podobieństwo do innego filmu, starszego, jest tak spore, że musiałam zwrócić na to uwagę. Nie oskarżam nikogo o plagiat, bo takiego nie dostrzegam, ale szablon, według którego wyreżyserowano obie produkcje jest niemal identyczny. Mowa tu o Całkowitym Zaćmieniu Agnieszki Holland z 1995 roku. Postać Luciena niezwykle przypomina Arthura granego w powyższym przez Leonardo DiCaprio. Dane DeHaan cały czas zresztą przypominał mi go z jego młodych czasów. Oba filmy opowiadają również o poetach i oba są oparte na biografiach. Czy więc Krokidas chciał stworzyć swoje dzieło w podobny sposób, stwierdzić nie potrafię, ale tak własnie się stało.

Z powyższego tekstu jasno wynika, że szczerze polecam Na śmierć i życie wszystkim tym, którzy nie boją się tego typu tematów. Jest to jeden z lepszych filmów, które nakręcano ostatnimi czasy. I naprawdę warto się z nim zapoznać.


*Fragment tekstu "Adonais: An Elegy on the Death of John Keats", który został zacytowany w filmie.


Na koniec zostawiam Was z utworem ze ścieżki dźwiękowej, który pozostał ze mną na dłużej:

18 kwi 2014

Z polowania [IV 2014]

Bardzo dawno już nie wstawiałam Wam waszych ulubionych notek, więc - kiedy w końcu postanowiłam to zrobić - trochę się tego nazbierało. Ustawiania do stosiku było więc co nie miara! I to wtedy, kiedy zdążyłam już robić jako takie porządki. Świat zawsze przeciw mnie.

Tym razem jest to stos!


Jak wiecie, mangi to moja druga miłość. Rzadko jednak kupuję polskie wydania. Tym razem w coś się zaopatrzyłam. Pierwszy tom Pandora Hearts kupiłam po promocyjnej cenie od znajomej, anime oglądałam dużo wcześniej, mangę również czytałam. Bardzo ją lubię, więc skorzystałam. Acid Town ktoś mi polecił niedawno, spodobała mi się i, kiedy zobaczyłam ją w Empiku, nie mogłam się powstrzymać. Oczywiście nie miałam za co jej kupić, więc jest prezentem od mojego cudownego brata! Tu jeszcze jedno zdjęcie.


Bilet na Arkę Stanisława Karolewskiego dostałam bezpośrednio od Szarlatana w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają. Książka przyszła z autografem i torbą ozdobioną starym winylem. Z tego, co przejrzałam, wydaje się bardzo ciekawa i również zabawna, więc jestem jej bardzo ciekawa. Bez pamięci Lisy Kleypas to kolejna pozycja tej autorki, z którą już zaczęłam się zapoznawać. O tutaj. Dostałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka za pośrednictwem serwisu AGW.info. Już mi się podoba!


Kariera Nikodema Dyzmy interesowała mnie od dłuższego czasu. Trafiła się promocja w sklepie na egzemplarz kieszonkowy. Akurat w dzień kobiet. Brat mi kupił. Bo on wie, że książka jest lepsza niż kwiatek! Miasto Nieśmiertelnych Sonii Wiśniewskiej ponownie w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają. Wkrótce recenzja! Spóźniona, przez wgląd na problemy techniczne i aktualną chorobę...


Bardzo niespodziewana przesyłka od Lilien, którą zrobiła mi wspaniałą niespodziankę. Przewodnik Nocnego Łowcy, który chciałam kupić, bo interesuje mnie wszystko, co z Darami Anioła związane. A tu więcej informacji o powodzie, dlaczego to dostałam! Dom Czwartego Przykazania, żeby było trochę poważniej. Pamiętam, że po recenzji tej pozycji byłam jej ciekawa, więc cieszę się, że będę mogła przeczytać.


Narodziny zła Dawida Waszaka to jedna z najbardziej interesujących mnie ostatnich nowości [choć może już nie aż takich]. Czytałam kilka recenzji i doszłam do wniosku, że to coś dokładnie dla mnie! Tak się złożyło, że autor był chętny mi ją udostępnić! Ogniste skrzydła Karoliny Wojtaszek również otrzymałam od samej autorki. Sądziłam, że może być ciekawa. A widzicie ten świetny efekt na zdjęciu? Ha! Obie recenzje już wkrótce.


O Red Rising słyszeliście już tyle, że nie ma co się nad nią rozwodzić. Recenzja tutaj, wcześniejsza zapowiedź tu. W jednym i drugim można znaleźć dodatki w postaci fragmentów czytanych. Tak wygląda szczęście Jennifer E. Smith przyszło do wydawnictwa Bukowy Las w walentynki i umiliło mi wtedy dzień! Bardzo przyjemna książka, której recenzja już na dniach.


Piraci północy. Bractwo Dariusza Domagalskiego to pierwszy tom serii, którą bardzo chciałam przeczytać. Piraci są ostatnimi czasy moją kolejną pasją, więc to zdecydowanie mój gust. Skald z kolei przemawiał do mnie, jak kilka innych pozycji, z niektórych blogów, więc zapisałam go sobie i w końcu mam! Obie od wydawnictwa Erica.


Zaklinacza słów Shirin Kader otrzymałam w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają, recenzja tutaj. Co wylądowało w lesie Rendlesham? Mateusza Kudrańskiego wygrałam w konkursie u Mirror of Soul. Zajrzyjcie, bo - wierzcie - potrafi je organizować! A ja mogę, dzięki temu, cieszyć się własnym egzemplarzem z autografem i dedykacją.


Córka żelaznego smoka. Smoki Babel Michaela Swanwicka oraz Jonathan Strange i Pan Norrell Susanny Clarke to pozycje z Uczty Wyobraźni. Kupione w promocji 2 za 1. Oczywiście wybrane te najdroższe. Tutaj inne zdjęcie i nieco więcej o miłej rozmowie w Empiku!



Ostatnia już pozycja w ramach akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają. Przepiękny album W jednej walizce o losach polskiej arystokracji na emigracji w Kanadzie. Z dodatkiem w postaci filmu dokumentalnego. Nie mogę doczekać się, kiedy się za nią zabiorę!





Bardzo fajny plakat, jako dodatek do czegoś, co pokażę niżej. Trzeba do niego dokupić ramę i powiesić, ale w całości prezentuje się właśnie w ten sposób! Uroczy, czyż nie?








Dodatek właśnie do pierwszego tomu Thorgala w nowym wydaniu. Gratis jeszcze rysunek przedstawiony obok. Pozycja więcej niż interesująca, ale - niestety - nie mogłam pozwolić sobie na kontynuowanie zakupu całej serii.


Całość wygląda właśnie tak!

17 kwi 2014

Pierce Brown - "Red Rising. Złota krew"




Tytuł: Red Rising. Złota krew
Autor: Pierce Brown
Wydawnictwo: Drageus Publishing House
Data i miejsce wydania: Warszawa, 2014

Moja ocena: 8/10
Zakładka: Niedoprawiona ambrozja

Władza nie jest prawdziwa. To tylko pusty frazes.


Autor debiutujący to zawsze największa zagadka literatury. Nie wiadomo, jak pisze, nie wiadomo, co pisze i nie wiadomo, czy będzie się to podobać. Pierce Brown z całą pewnością zadbał przynajmniej o pierwsze wrażenie. Polskie wydawnictwo je dopełniło. Okładka, opis i promocja Red Rising mówią same za siebie. Mówiąc kolokwialnie, cholernie zachęca do zapoznania się z treścią.

Na Marsie rośnie pewien kwiat. Jest czerwony i zahartowany do życia w naszej nieprzyjaznej glebie. Nazywa się haemanthus. To znaczy krwawy kwiat.

Darrow jest Czerwonym - osobą z najniższej warstwy społecznej, wyznaczoną do kolonizacji nowej planety dla przyszłych pokoleń. Wiedzie trudne i niebezpieczne życie, pracuje w kopalni jako helldiver, gdzie pomóc może mu tylko jego niebywała zręczność. Wydaje mu się, że jest przyzwyczajony do tej rzeczywistości. Sądzi, że może coś zmienić. Ale wkrótce okazuje się, że wszystko jest z góry ustawione, a cały świat, który zna, to jedno wielkie kłamstwo elity, mające utrzymać wszystkich w ryzach. Aby spełnić marzenie swojej ukochanej, Darrow staje się Złotym - członkiem najwyższej rasy, kimś więcej niż człowiek. Tylko po to, żeby zniszczyć ich od środka. Czasem, żeby pokonać tyranów trzeba stać się jednym z nich...

Posłuszeństwo to największa cnota.

Na początku byłam tylko zainteresowana. Wstęp wydał mi się ciekawy, ale jednocześnie wzbudzał odczucia, które nie zachęcały mnie do dalszego czytania. Główny bohater był ponury i niesympatyczny. Zmieniło się to już po pierwszych rozdziałach. Kiedy tylko akcja zaczęła się rozwijać, ja nie mogłam przestać czytać. Chciałam więcej i więcej, jednocześnie mając świadomość, że będę żałować, gdy dotrę do końca, bo oczekiwanie na ciąg dalszy mnie załamie.

Złoci tańczą w parach, Obsydianowi trójkami, a Szarzy w dwunastu [...]. My tańczymy sami, ponieważ helldiverzy wiercą wyłącznie w samotności. Tylko w samotności chłopiec może stać się mężczyzną.

Niestety, nieuchronny koniec zbliża się bardzo szybko, bo książkę czyta się w tempie ekspresowym. Autor w przystępny sposób serwuje czytelnikowi całą akcję. Styl jest prosty, momentami wydawałoby się, że za prosty, ale świetnie opisuje wszystkie wydarzenia. Dodatkowo, znakomicie pasuje do twardego charakteru powieści.

Istnieje święto, podczas którego nosimy maski demonów, by chronić naszych zmarłych w dolinie przed złymi duchami. Czasami ponosimy klęskę.

Co jest w tej książce najlepsze, to z całą pewnością bohaterowie. Jest ich wielu, mają bardzo różne charaktery, a część z nich jest stworzona tak wspaniale, że nie da się ich nie pokochać! Sam Darrow wzbudza sympatię, dzięki czemu czytelnik nie irytuje się na przestrzeni całej fabuły. Oczywiście Brown przedstawił również takie postaci, które można znienawidzić od pierwszego spotkania, bo i ich nie mogło zabraknąć, ale to zdecydowanie mniejsze grono.

Obietnice są jak łańcuchy [...]. Można je zrywać.

Część osób na pewno doszuka się w tej książce pewnych nawiązań do innych dzieł literackich. I owszem, drobne są. Takie jak domy - co, oczywiście, skojarzy się z Harrym Potterem - czy gra, którą niektórzy mogą porównać do Gry Endera. Jednak wszystkie te powiązania są tak małe, że nie dostrzeże się ich, jeśli nie będzie się szukało na siłę.
Dlatego też z czystym sumieniem polecam Red Rising wszystkim fanom fantastyki. Pomimo pewnych mankamentów, jest to pozycja, która naprawdę wciąga i daje bardzo dużo rozrywki. Udany debiut, na którego kontynuację czekam z niecierpliwością!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Drageus!



6 kwi 2014

[Wyniki] Red Rising. Złota krew


Wyniki trochę późno, ale musicie wiedzieć, że miałam naprawdę ciężki orzech do zgryzienia przy wyborze zwycięzców. Wszyscy mieliście wspaniałe pomysły! Zasypaliście mnie więc ciekawymi odpowiedziami i nie mogłam zdecydować się, którą wybrać.

Ale nie przedłużając... zwycięzcą zostaje:

Patka!

Gratuluję!
Skontaktuję się z Tobą za chwilę.

A wszystkie odpowiedzi można przeczytać tutaj:

14 mar 2014

[Konkurs] Red Rising. Złota Krew


Niedawno przedstawiłam Wam zapowiedź pewnej książki, którą możecie przeczytać tutaj. W tym samym miejscu dostępny jest krótki fragment audio i dłuższy czytany powieści Red Rising. Złota krew. A dziś rozpoczyna się konkurs, w którym można wygrać właśnie ten debiut Pierce'a Browna!

4 mar 2014

Przepowiadam Wam! - Pierce Brown "Red Rising. Złota Krew"


Ostatnio okładka tej powieści pojawia się w wielu miejscach w naszym recenzenckim światku. Pewnie większość z Was widziała ją już na jakimś blogu albo fanpage'u. No i od dzisiaj możecie dostrzec ją także u mnie.

Wszystko to dlatego, że już jutro swoją premierę będzie miała książka Red Rising. Złota Krew!

2 mar 2014

Shirin Kader - "Zaklinacz słów"





Tytuł: Zaklinacz słów
Autor: Shirin Kader
Wydawnictwo: Lambook
Data i miejsce wydania: Kraków, 2013

Moja ocena: 10/10
Zakładka: Gotujące krew





Różnica między książką a opowieścią [...] polega na tym, że książka jest czymś skończonym, zamkniętym i dokonanym, a podawana z ust do ust opowieść nie zna ograniczeń. Obu trudno byłoby istnieć bez siebie nawzajem, ale to książka nadaje ostateczny kształt opowieści i zapewnia jej stałe miejsce w ludzkiej pamięci. Opowieść traci wolność z chwilą, w której zostanie spisana, zyskując w zamian życie wieczne.

27 lut 2014

Abraham Merritt - "Płoń wiedźmo, płoń!"




Tytuł: Płoń wiedźmo, płoń!
Autor: Abraham Merritt
Seria: Biblioteka "Coś na progu" #1
Wydawnictwo: Dobre Historie
Data i miejsce wydania: Wrocław, 2013

Moja ocena: 9/10
Zakładka: Niedoprawiona ambrozja





Stworzyli na moje podobieństwo kukły, które zabrały mi oddech, wyrwały włosy, zdarły ubrania, powstrzymały moje stopy przed przemieszczaniem się przy pomocy piasku. Natarły mnie maścią ze szkodliwych ziół, zaprowadziły ku śmierci - o Boże Ognia, zniszcz ich!

11 lut 2014

4 sty 2014

1 sty 2014