17 kwi 2014

Pierce Brown - "Red Rising. Złota krew"




Tytuł: Red Rising. Złota krew
Autor: Pierce Brown
Wydawnictwo: Drageus Publishing House
Data i miejsce wydania: Warszawa, 2014

Moja ocena: 8/10
Zakładka: Niedoprawiona ambrozja

Władza nie jest prawdziwa. To tylko pusty frazes.


Autor debiutujący to zawsze największa zagadka literatury. Nie wiadomo, jak pisze, nie wiadomo, co pisze i nie wiadomo, czy będzie się to podobać. Pierce Brown z całą pewnością zadbał przynajmniej o pierwsze wrażenie. Polskie wydawnictwo je dopełniło. Okładka, opis i promocja Red Rising mówią same za siebie. Mówiąc kolokwialnie, cholernie zachęca do zapoznania się z treścią.

Na Marsie rośnie pewien kwiat. Jest czerwony i zahartowany do życia w naszej nieprzyjaznej glebie. Nazywa się haemanthus. To znaczy krwawy kwiat.

Darrow jest Czerwonym - osobą z najniższej warstwy społecznej, wyznaczoną do kolonizacji nowej planety dla przyszłych pokoleń. Wiedzie trudne i niebezpieczne życie, pracuje w kopalni jako helldiver, gdzie pomóc może mu tylko jego niebywała zręczność. Wydaje mu się, że jest przyzwyczajony do tej rzeczywistości. Sądzi, że może coś zmienić. Ale wkrótce okazuje się, że wszystko jest z góry ustawione, a cały świat, który zna, to jedno wielkie kłamstwo elity, mające utrzymać wszystkich w ryzach. Aby spełnić marzenie swojej ukochanej, Darrow staje się Złotym - członkiem najwyższej rasy, kimś więcej niż człowiek. Tylko po to, żeby zniszczyć ich od środka. Czasem, żeby pokonać tyranów trzeba stać się jednym z nich...

Posłuszeństwo to największa cnota.

Na początku byłam tylko zainteresowana. Wstęp wydał mi się ciekawy, ale jednocześnie wzbudzał odczucia, które nie zachęcały mnie do dalszego czytania. Główny bohater był ponury i niesympatyczny. Zmieniło się to już po pierwszych rozdziałach. Kiedy tylko akcja zaczęła się rozwijać, ja nie mogłam przestać czytać. Chciałam więcej i więcej, jednocześnie mając świadomość, że będę żałować, gdy dotrę do końca, bo oczekiwanie na ciąg dalszy mnie załamie.

Złoci tańczą w parach, Obsydianowi trójkami, a Szarzy w dwunastu [...]. My tańczymy sami, ponieważ helldiverzy wiercą wyłącznie w samotności. Tylko w samotności chłopiec może stać się mężczyzną.

Niestety, nieuchronny koniec zbliża się bardzo szybko, bo książkę czyta się w tempie ekspresowym. Autor w przystępny sposób serwuje czytelnikowi całą akcję. Styl jest prosty, momentami wydawałoby się, że za prosty, ale świetnie opisuje wszystkie wydarzenia. Dodatkowo, znakomicie pasuje do twardego charakteru powieści.

Istnieje święto, podczas którego nosimy maski demonów, by chronić naszych zmarłych w dolinie przed złymi duchami. Czasami ponosimy klęskę.

Co jest w tej książce najlepsze, to z całą pewnością bohaterowie. Jest ich wielu, mają bardzo różne charaktery, a część z nich jest stworzona tak wspaniale, że nie da się ich nie pokochać! Sam Darrow wzbudza sympatię, dzięki czemu czytelnik nie irytuje się na przestrzeni całej fabuły. Oczywiście Brown przedstawił również takie postaci, które można znienawidzić od pierwszego spotkania, bo i ich nie mogło zabraknąć, ale to zdecydowanie mniejsze grono.

Obietnice są jak łańcuchy [...]. Można je zrywać.

Część osób na pewno doszuka się w tej książce pewnych nawiązań do innych dzieł literackich. I owszem, drobne są. Takie jak domy - co, oczywiście, skojarzy się z Harrym Potterem - czy gra, którą niektórzy mogą porównać do Gry Endera. Jednak wszystkie te powiązania są tak małe, że nie dostrzeże się ich, jeśli nie będzie się szukało na siłę.
Dlatego też z czystym sumieniem polecam Red Rising wszystkim fanom fantastyki. Pomimo pewnych mankamentów, jest to pozycja, która naprawdę wciąga i daje bardzo dużo rozrywki. Udany debiut, na którego kontynuację czekam z niecierpliwością!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Drageus!



2 komentarze:

  1. No popatrz! Się śpiąca królewna obudziła :P
    Książkę dorwać muszę - to już wiem xD No i to że uwielbiam twój głos wiesz ;* Jak i to, że szablon mi się podoba - też wiesz ;P

    OdpowiedzUsuń