Tytuł: Żelazny cierń
Autor: Caitlin Kittredge
Wydawnictwo: Jaguar
Data i miejsce wydania: 2012, Warszawa
Moja ocena: 9/10
Liczby są solidne i spokojne. Utrzymują umysł w ryzach. A umysł trzymany w ryzach nie może poddać się obłędowi, nie da się pochłonąć snom, nie zachoruje na wizje fantastycznych, nierealnych krain, które są w stanie odwiedzać jedynie szaleńcy.
Nie zawiodłam się na tej powieści. Na początku obawiałam się jej rozmiaru, ale zmieniłam zdanie w trakcie czytania. Prawdę mówiąc, mogłaby być jeszcze nieco dłuższa. Wciągnęła mnie tak bardzo, że znowu otrzymałam przydomek wampira, jako, że nie spałam po nocach.
Zacznijmy od tego, że Żelazny Cierń zasadniczo różni się od innych powieści fantastycznych. W większości autorzy albo dają opis pewnych rzeczy, na przykład - Parowar jest to maszyna do parzenia różnych części ciał przestępców - albo gdzieś w książce możemy przeczytać słowniczek. Caitlin Kittredge omija oba te rozwiązania, ale i tak rozumiemy wszystko dzięki świetnie poprowadzonej akcji.
Aoife jest postacią, która może budzić sympatię, zwłaszcza, że jest ona narratorką w powieści. Z drugiej strony, pewne jej zachowania mogą odrzucać. Mnie osobiście przypadła do gustu na tyle, żeby interesować się jej losami.
Nie przepadałam za Calem, który pojawia się tu raczej jako postać antagonistyczna, pomimo jego związku z główną bohaterką. Choć na początku nie był tak denerwujący, to po przyrównaniu go do Deana, stał się nie mniej niż irytujący.
Pomimo, że nie spodziewałam się za dużo romansu, to jednak miałam cichutką nadzieję, że się pojawi. I owszem, jest, choć nie należy traktować go jako wątku głównego. Mimo to, serwuje odskocznię od poważnej problematyki książki.
Z pewnością fanów tajnych przejść i korytarzy, a także sekretnej mechaniki ucieszy fakt, że tego ciekawość Aoife serwuje nam całkiem sporo. I odkrywanie każdego kolejnego wzbudza jeszcze więcej radości.
Jedynym minusem powieści jest jej zakończenie. Na dobrą sprawę, poza pewnym bliźniakiem, którym autorka zaskarbiła sobie moją sympatię, całkowicie psuje klimat powieści. Pojawia się za dużo fantastycznych stworzeń i akcja biegnie do przodu zbyt szybko. Można było ją rozwinąć, zwłaszcza, że Żelazny Cierń jest jedynie pierwszy tomem historii.
Pomimo tej końcowej wady, powieść jest naprawdę godna polecenia. Już sama okładka przyciąga wzrok swoim mrocznym klimatem, godnym powieści grozy, wyjętych wprost z dziewiętnastego wieku. Konieczność na półce każdego fana gatunku.
Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar.
Książka jeszcze przede mną, ale ją mam i strasznie się z tego cieszę! :D Mam nadzieję, że moja opinia będzie podobna do Twojej :>
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję :)
UsuńMyślę, że Ci się spodoba :D
Aofie... imię bohaterki całkowicie zniechęca do zapoznania się z jej historią ;P
OdpowiedzUsuńŻe tak powiem: Wcale nie :D
UsuńŻe tak odpowiem: Wcale tak :D
UsuńŻe tak powiem: Nie znacie się =P "Wszystko co oryginalne jest lepsze" xD
UsuńUhuhu, jak ja się cieszę, że mam ją na półeczce i już całkiem niedługo zaczynam czytać :D
OdpowiedzUsuńW takim razie miłego czytania :)
UsuńZgadzam się z oceną tej książki. Naprawdę jak dla mnie jest oryginalna, jeżeli chodzi o dzisiejsze trendy książkowe ;)
OdpowiedzUsuńOryginalności zdecydowanie nie można jej odmówić, ale czy Ty też miałaś przesyt na końcu? (czyt. CAL)
UsuńCzytałam różne opinie o tej książce. To chyba jest steampunk nie?
OdpowiedzUsuńJa się wciąż waham cholera. Już nawet raz miałam ja w ręku w sklepie, ale sama nie wiem...
Uh mętlik w głowie olaboga!
W sumie rzeczywiście ta końcówka była taka oderwana od całości, ale poza tym cała książka ogromnie mi się podobała.:D
OdpowiedzUsuń