24 lis 2013

AkFa - "Ile jest prawdy w prawdzie?"




Tytuł: Ile jest prawdy w prawdzie?
Autor: AkFa
Wydawnictwo: -
Data i miejsce wydania: Anglia, 2012

Moja ocena: 6/10
Zakładka: Intrygujący posiłek


Czasem się okazuje, że niewinne kłamstwo leży bliżej niż najszczersza prawda.

Mam ogromny problem z tą recenzją. Mimo że książkę przeczytałam już bardzo dawno, piszę ją od tak długiego czasu, że w końcu musiałam zapoznać się z powieścią jeszcze raz. Teoretycznie wiem, co napisać, co powinnam tutaj umieścić, jaka jest moja opinia, a w praktyce... kurczę, nie umiem! W głowie tabula rasa i tyle z tej mojej wiedzy. Ale w końcu coś napisać trzeba!

Kiedy Asher Roland postanowił, że będzie ubiegał się o pracę w firmie Mariusa Torensa, nie spodziewał się, że ten znany architekt tak naprawdę nie szuka asystenta, a narzeczonego. A raczej kogoś, kto ma go udawać. Nie spodziewał się też, że to on ma nim zostać. I choć uważa, że to naprawdę zły pomysł, nie może odmówić przez swoją sytuację finansową. Stawia jednak jeden warunek. W momencie, w którym Torens odpowiada: tak, zaczyna się gra w kłamstwo i prawdę.

Po pierwsze, muszę wspomnieć o tym, że okładka jest okropna. Nie będę zarzekać się, że gdybym zobaczyła taką książkę w na półce w jakimś sklepie, to bym jej nie kupiła, bo pewnie i tak bym to zrobiła ze względu na tematykę, ale okładka zdecydowanie odstrasza potencjalnego czytelnika. Ani trochę nie przekonuje mnie połączenie tych kilku elementów i naprawdę nie mam ochoty patrzeć na nią dłużej niż to konieczne.

Sama treść to już jednak zupełnie inna para kaloszy. Widać w niej amatorskie pióro, nie da się zaprzeczyć. Jednak, jest już na tyle wypracowane, że to niekoniecznie jakaś większa przeszkoda. Jest parę lekkich niedociągnięć w stylu i gdyby się uprzeć, można by to wypominać, ale nie ma sensu. Ponieważ czyta się bardzo dobrze, lekko i przyjemnie. Przez tekst brnie się błyskawicznie. Zresztą, moją jedyną reakcją powtórnym zakończeniu było: Już?! Nie machnęłam się przypadkiem przy przewijaniu? Tak samo jest zresztą z drobnymi błędami w tekście - chociaż się je zauważa, nie irytują za bardzo i nie odrywają od czytania.

Fabuła nie jest zbyt odkrywcza, akcja posuwa się naprzód w zastraszającym tempie, a całość jest dość przewidywalna. Między bohaterami nie ma jakiejś dużej rozbieżności - mam tu na myśli ich zachowanie, kontrast, który niekoniecznie jest dostrzegalny - choć zdecydowanie się różnią. Ale, ponownie, nie umniejsza to przyjemności z czytania.

Ile jest prawdy w prawdzie? jest więc powieścią lekką, niezaskakującą, ale wartą tego, aby się z nią zapoznać. To po prostu krótki, sztampowy romans, należący jednak do takich, z którymi czytelnik zaznajamia się bardzo chętnie i wcale tego nie żałuje. Osobiście polecam go wszystkim zainteresowanym tematyką i mającym ochotę na coś spokojnego oraz prostego.


Za możliwość zapoznania się z tą historią serdecznie dziękuję autorce.

15 komentarzy:

  1. Druga książka którą również przeczytałam i wybitnie zgadzam się z każdym słowem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fuj, ale okładka. Jakbym ją zobaczyła, to nawet nie zerkałabym na opis. Zdecydowanie odstrasza!
    Zastanawiam się, czy dobrze zrozumiałam - to romans homo? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze zrozumiałaś ;).

      Usuń
    2. Łee, wszędzie romanse homo. O co biega? Nowa moda? :(

      Usuń
    3. Nieee... Sądzę raczej, że autorka, tak jak ja, jest po prostu fanką gatunku :)

      Usuń
    4. Jill, moda nie moda... taka sama jak na fantasy i inne gatunki. Ja się ciesze, że powolutku dyskryminacja znika...a co do okładki... widać, że bardziej Cię ona interesuje niż treść. Bez urazy

      Usuń
    5. Co do okładki już się wypowiadałam - reklama dźwignią handlu. Ja sama zapewne chwyciłabym po powieść nawet z najgorszą okładką, gdyby należała do tego gatunku, bo jestem fanką, a jednak slash nie jest tak płodny jak fantasy, paranormal itp., jednak to, na co patrzę na samym początku, to okładka. Inaczej sprawa wygląda, rzecz jasna, gdy mówimy o czymś, publikowanym wcześniej w internecie. Wtedy jasne jest, że czytelnik wie już, czego ma się spodziewać i nie bardzo zwraca na nią uwagę.

      Co do mody... moda na ten gatunek raczej się nie pojawiła. Piszą fani, którzy najczęściej są nimi już od jakiegoś czasu albo pisarze, poszukujący "trudnego" tematu, ale modą nazwałabym raczej umieszczanie jednego bohatera geja w pobliżu postaci pierwszoplanowych. Tak, to jest moda.

      Usuń
  3. Moda na związki homo zaczęła sie mniej więcej w tym samym czasie co na związki hetero - czyli nigdy. Zwyczajnie w końcu okazuje się, że współistnieją równolegle, a więc nie ma powodu, aby nie istniały na runku książki o tej tematyce. I ja bym nie nazwała ich "gatunkiem". Zwyczajnie są skierowane do szerszego grona czytelników niż tylko i wyłącznie hetero.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednakże, literatura LGBT również jest jakimś gatunkiem. Niemniej, co do mody się zgadzam (choć nie da się zaprzeczyć, że jakaś moda na homo w powieści nastała).

      Usuń
  4. Nie będę tutaj mówić o treści itd. bo mnie osobiście się ta książka bardzo podoba i przeczytałam ją kilka razy. To jest przecież romans, a nie jakaś pseudonaukowa czy sensacyjna powieść. Co do okładki to na pewno byłaby inna gdyby AkFa miała pieniądze, żeby zapłacić projektantowi itd. Ale ja nigdy nie oceniałam książek po okładce. Wiele razy natknęłam się na piękne okładki, a treść... Cóż, nie dało się treści czytać, bo nudna jak flaki z olejem. Tak samo jak nie suknia zdobi człowieka, tak i okładka książki. Nie raz proste okładki mają naprawdę godne uwagi książki. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie samej książka również bardzo się podobała, niemniej, nie mogę ocenić jej wyżej przez wzgląd na porównanie do innych powieści. Pisząc recenzję, biorę pod uwagę wszystko to, co wyżej wymieniłam :).
      Co do okładki, owszem, zgadzam się z Twoimi słowami, ale - jak zawsze powtarzam - reklama dźwignią handlu. A okładka jest najczęściej pierwszym elementem tej reklamy w przypadku literatury.

      Usuń
    2. Tak, zgadzam się okładka jest pierwszym elementem reklamy, ale doświadczeni czytacze, jak ja ich nazywam i siebie przy okazji, już wiedzą czego szukać i co nie jest najważniejsze. :)

      Usuń
  5. I dobrze że nastała moda na tego typu powieści, bo ja np. chce to czytać. Ale... dlaczego wieje mi w tej recenzji wielką ironią?!
    Dodatkowo miałam wrażenie jakbyś stwierdziła że jest to książka dla niewymagających. Z czym się nie zgadzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, droga A., w mojej recenzji absolutnie nie wieje żadną ironią. Napisałam dokładnie to, co uważam.
      Po drugie, tak, uważam, że nie jest to książka dla wymagających czytelników. Widać w niej amatorskie pióro i "stary wyjadacz" czy też ktoś, kto poszukuje czegoś więcej w dobrej lekturze, byłby zawiedziony. Natomiast to, że się ze mną nie zgadzasz... cóż, gusta są różne.
      Wiedziona zaś doświadczeniem, zanim ktokolwiek zarzuci mi, żebym wskazała mu powieść z tego gatunku, która byłaby lepsza itp., nie oceniam tylko samego gatunku. Sam fakt, że jest to slash plusuje u mnie na początku, ale w swoim życiu naczytałam się ich tyle, że były to zarówno wspaniałe perły, jak i całkowite gnioty.

      Usuń