24 mar 2013

Brent Weeks - "Czarny Pryzmat" [Powiernik Światła]



Tytuł: Czarny Pryzmat

Seria: Powiernik Światła [Tom 1]

Autor: Brent Weeks

Wydawnictwo: MAG

Data i miejsce wydania: Warszawa, 2011


Moja ocena: 8/10
Zakładka: Niedoprawiona ambrozja


Lepiej dwa razy się zastanów, zanim posłużysz się przeciwko komuś jego sumieniem. Bo może się okazać, że go wcale nie ma.

Lekturę Czarnego Pryzmatu mogę podsumować prostym stwierdzeniem - dobra powieść ze zbyt wysoko postawioną poprzeczką. Potrafię docenić jej urok, ale zdecydowanie oczekiwałam po niej dużo więcej. Pewnie to moja wina, bo nastawiłam się na książkę co najmniej tak dobrą, jak debiut autora. Teraz wiem, że nie powinnam, bo z trylogią Nocnego Anioła opowieść o Pryzmacie ma naprawdę niewiele wspólnego.

Gavin Guile jest Pryzmatem, najpotężniejszym człowiekiem na świecie. Jest jak cesarz i kapłan - wysłannik świętego Orholama. Dzięki jego sile i sprytowi możliwe jest utrzymanie kruchego pokoju. Niestety, Pryzmaci nie żyją długo. Gavin wie, że zostało mu dokładnie pięć lat i taką samą liczbę celów do zrealizowania sobie wyznaczył. Mało osób jednak wie, że Pryzmat skrywa tajemnicę, która może zniszczyć świat. Nagle dowiaduje się, że ma syna, który narodził się po wojnie, dzięki której zyskał władzę. Wkrótce musi wybierać pomiędzy tym co dobre, a tym, co słuszne.

Podchodziłam do tej powieści dwa razy. Za pierwszym, pełna entuzjazmu i dobrych chęci, zaczęłam, ale odłożyłam ją z powrotem na półkę w empiku. Drugi raz, trochę zniechęcona, postanowiłam się jednak przemóc, pomimo braku egzemplarza papierowego. Nie żałuję, choć początek był ciężki.

Głównym problemem tej książki jest fakt, że długo się rozkręca. Nie wciągnęła mnie od pierwszej strony, nie zaparła tchu po kilkunastu. Owszem, po jakimś czasie zrobiło się ciekawiej, ale naprawdę interesująco było dopiero na samym końcu. Wtedy nie mogłam się od niej oderwać, ale nie wcześniej. Słowem, mało akcji, dużo krzyku. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać.

Kolejnym minusem są kolory, tak ważne w powieści. Sam pomysł jest genialny, wykonanie już trochę mniej. Dużo fizyki, która dla laika może być niezrozumiała. Z tego też powodu, ciężko wdrożyć się w fabułę, brnąc przez skomplikowany labirynt świata przedstawionego.

Największym rozczarowaniem, dla mnie, okazali się bohaterowie. Widać w nich umysł autora, objawiający się przez niedoskonałości, obecne u każdej postaci. To jest dobre. Natomiast zabrakło mi bohatera przewodzącego, bo choć Gavin Guile niewątpliwie jest urokliwy, raczej nie pociągnie za sobą tłumów. Tak samo jak Kip nie będzie im przewodził, nawet ze swoimi świetnymi kwestiami, oprawionymi dużą dozą specyficznego humoru.

Pomimo niedoskonałości, uważam, że Czarny Pryzmat jest wart przeczytania. Naprawdę zafascynowałam się losami postaci, występujących w fabule i mam szczerą nadzieję, że drugi tom będzie trzymał poziom ostatnich stu stron. Oceniam książkę dość dobrze, bo choć do historii Kylara Sterna sporo jej brakuje, wciąż jest na tyle dobra, bym z czystym sumieniem mogła polecić ją wielu czytelnikom.

Kochasz fantastykę? Czytaj. Lubisz niekonwencjonalne rozwiązania i pomysły? Czytaj z całą pewnością. Chcesz perełki w stylu Durzo Blinta? Lepiej odłóż książkę na bok i wróć do niej za jakiś czas, z innymi oczekiwaniami.



Przeczytana w ramach wyzwania Czytam Fantastykę.

2 komentarze:

  1. Nie miałam jeszcze okazji, aby zapoznać się z twórczością tego autora, ale mam nadzieję, że wkrótce uda mi się to nadrobić :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na moje trochę za dużo tych minusów, żebym po nią sięgnęła. Zwłaszcza fakt, że na dobre rozkręca się dopiero na koniec. Nie lubię tego typu historii. Pewnie po prostu bym się znudziła, zanim dotarłabym do jakiejś żywszej akcji. Więc pass.

    PS. recenzja dodana do wyzwania
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń