Tytuł: Dracula
Autor: Bram Stoker
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data i miejsce wydania: Kraków, 2011
Moja ocena: 4/10
My trochę ślepi byliśmy, jak to ludzie, bo kiedy my za siebie oglądamy się, widzimy to, co i wcześniej moglibyśmy zobaczyć, przed siebie spoglądając, gdybyśmy tylko umieli dojrzeć to, co ujrzeć byśmy mogli.
Historię Draculi - wampira, stworzonego przez Brama Stokera - zna każdy. Niezliczona ilość filmów, powstałych na podstawie powieści i liczne historie oparte na tej samej postaci, która była pierwowzorem króla krwiopijców, rozsławiły ją na cały świat. Słynna opowieść do tej pory budzi fascynację i przyciąga do siebie nowe grono czytelników, szukających grozy w czasach brokatowego chłopca i naznaczonych wampirów, zakrywających znak make-upem. Ja jednak doskonale potrafię zrozumieć również tych, którzy lgną do nowych, dobrych wampirów, jak ćmy do światła. W pewnym sensie, mają rację.
Młody prawnik - Jonathan Harker - w zastępstwie za swojego szefa, zostaje wysłany do Transylwanii, do zamku Dracula, aby służyć pomocą tamtejszemu Hrabiemu. Jego zamiarem jest przeniesienie się do Anglii. Mężczyzna pomaga mu szlifować język, opowiada o angielskich zwyczajach i nowej posiadłość Hrabiego. Nie wie jeszcze, że sprowadzi do Anglii potwora. Wkrótce Jonathan jest świadkiem dziwnych zdarzeń, które sprawiają, że jego życie wisi na włosku. Tymczasem, jego narzeczona - Mina - niecierpliwie czeka na powrót swego ukochanego. Towarzyszy swojej przyjaciółce - Lucy Westenra - i jej matce w zdrowotnej podróży, która jednak zsyła na dziewczynę prawdziwie straszną i okrutną chorobę.
W pierwszej kolejności, wydawnictwu należą się spore podziękowania w kwestii wydania Draculi. Książka została ładnie oprawiona graficznie, złożona w format idealnie mieszczący się w dłoni. Dużym plusem jest materiałowa zakładka, przytwierdzona do książki. Bardzo się przydaje. Osobiście jednak uważam, że lewa strona okładki jest niepotrzebnie zaśmiecona pasem, informującym o kolekcji, a biel powinna zostać zastąpiona ciemniejszymi kolorami, oddającymi teoretyczną grozę powieści.
W tym oto momencie przechodzimy do części zasadniczej. Dlaczego groza, z której słynie Dracula jest tylko grozą teoretyczną? Otóż dlatego, że dla potencjalnego, współczesnego, czytelnika w powieści tej, nie ma żadnego elementu zaskoczenia i tajemnicy, a co za tym idzie, grozy. Historia ta na pewno była wspaniała. Kiedyś. Ale jak pani Agnieszka Fulińska, w swojej oficjalnej nocie dołączonej do wydania, wspomina, sama powieść jest literacko raczej mierna i nadrabia pomysłem. A jeśli potencjalny czytelnik o wampirach wie już wszystko, to odpada ona na przedbiegach.
Pierwsza część powieści, czyli dziennik Jonathana Harkera, jest jeszcze nawet ciekawy. Kiedy mężczyzna przebywa w zamku i odkrywa jego mroczne tajemnice, wtedy czuć to napięcie i klimat. Wtedy chce się czytać. Ale już przy takich elementach, jak zaglądanie Hrabiego w lustro i brak jego odbicia ma się tą świadomość, że z tego nie da się wyciągnąć absolutnie nic nowego. A kiedy jedną z oznak choroby Lucy są dwie tajemnicze ranki na szyi, jakby ugryzienie jakiegoś owada i mały nietoperz puka w jej okna, i wszyscy głowią się nad tym, co się dzieje, robi się to po prostu nudne. Akcja ciągnie się w nieskończoność i w większości skupia się na niezrozumiałych dla nikogo rozumowaniu i zapobiegliwości profesora Van Helsinga.
W powieści pojawia się kilka postaci, istotnych dla całej historii. Między nimi są, już wspomniani, profesor Van Helsing, i Jonathan Harker, a także Mina Harker i Lucy Westenra. Jest też dr John Seward, Artur Holmwood i Quincey P. Morris. Każda z tych postaci, poza dwoma ostatnimi, została zarysowana znakomicie, zwłaszcza Van Helsing. Z perspektywy małżeństwa Harker i dr Sewarda została przedstawiona akcja, o Lucy dowiadujemy się bardzo dużo z ich opisów, a profesor jest bohaterem tak barwnym, że nawet nie trzeba go opisywać. Wnioski narzucają się same po czytaniu jego monologów. Niestety, zabrakło tu wglądu do psychiki najważniejszej postaci, a i dwójka z czołówki została pominięta. Dzienniki nie są dobrą formą na przedstawienie bohaterów, jeśli nie oni je prowadzą, ale Dracula został tu ukazany w godny pożałowania sposób.
Przechodząc przez całą fabułę, w końcu docieramy do zakończenia, które woła o pomstę do nieba. Kulminacyjne starcie bohaterów przedstawione jest na gruncie bitwy intelektualnej, która dla zwykłego szaraczka nie będzie ani w pełni zrozumiała - przynajmniej w kwestiach intuicyjnych - ani interesująca. Ostateczna rozgrywka to puste bieganie za skrzynią. Bądźmy szczerzy, miłośnicy horrorów nie oczekują unicestwiania wampirów we śnie.
Reasumując, po Draculi spodziewałam się o wiele więcej niż otrzymałam. Nie pierwszy raz zresztą zawiodłam się na dziele, które ma światową sławę. I choć o samym Vladzie Palowniku na pewno jeszcze przeczytam, to już nigdy nie sięgnę po fantastyczne wyobrażenia o jego osobie.
Egzemplarz otrzymałam od wydawnictwa Zielona Sowa. Bardzo dziękuję.
Czytałam "Draculę" i bardzo mi się spodobała, zwłaszcza ze względu na klimat... ale może to przez mój sentyment do tej postaci?
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie trochę tą recenzją :)
OdpowiedzUsuń