Tytuł: W teatrze uczuć
Autor: Lisa Kleypas
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data i miejsce wydania: Warszawa, 2013
Moja ocena: 9/10
Zakładka: Niedoprawiona ambrozja
Jesteś moim trofeum. Jesteś moja i będę się tobą chwalił, gdzie i kiedy tylko zapragnę.
Moje pierwsze spotkanie z Lisą Kleypas podczas czytania Ścieżki słońca wspominam bardzo miło, nie zawahałam się więc, kiedy nadarzyła się okazja na kolejne. W teatrze uczuć to już coś zupełnie innego, a jednak wciąż romans i to taki, który naprawdę mi się podobał. Bardziej niż ten pierwszy. Ta, wciąż nowa dla mnie, autorka kolejny raz pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie.
Madeline ma wyjść za człowieka, którego nie tylko nie kocha, ale czuje do niego odrazę. Ma być dobrą żoną i klaczą rozrodczą bez swojego własnego zdania i pasji. Jednak dla Madeline najważniejsza jest wolność. Postanawia więc porzucić na jakiś czas szlacheckie nazwisko i okryć się hańbą, wdając się w romans z jednym z najbardziej skandalicznych mężczyzn, o jakich słyszała. Czy Logan Scott i jego teatr spełnią jej pragnienia?
Z lektury tej książki jestem bardzo zadowolona, jednak zacznę od pewnego minusa, który psuje jej odbiór. Mianowicie, rozkręca się dość długo. Nie jakoś bardzo, ale nie wciąga od pierwszej strony, co sprawia, że początkowy optymizm ulatuje i wraca dopiero z czasem. To zaś nie jest dobre dla żadnej historii ani dla czytelnika, którego najzwyczajniej w świecie zniechęca.
Poza tym jednak, powieść czyta się znakomicie. Szybko, płynnie i z zainteresowaniem. Wątek główny nie wieje nudą, cały czas coś się dzieje, a fakt, że jest to romans historyczny tylko bardziej intryguje. Choć pod tym względem nie do końca, ale do tego jeszcze wrócę. Teraz wspomnę zaś o stylu, który Lisa Kleypas ma zdecydowanie przystępny i bardzo lekki. Taki, przy którym czyta się raz-dwa-i-już.
Ponieważ ta historia i teatr - wokół którego w końcu kręci się akcja - łączą się ze sobą, napomknę o nich w jednym punkcie. Z jednej strony są, a z drugiej ich nie ma. Choć rzeczy związane z teatrem się pojawiają, tak samo, jak Logan przejawia w sobie cechy aktora, a akcja zdecydowanie nie jest osadzona we współczesności, to jednak jest tego za mało. Czytelnik, którego zwabi do książki właśnie to może się więc zawieść, bo ani prawdziwego życia aktorskiego, ani twardego zachowania etykiety godnej dziewiętnastego wieku nie uświadczy.
Jeśli chodzi o bohaterów, to Logan zdecydowanie jest typem, mogącym podobać się kobietom. Charakter ma intrygujący, choć raczej schematyczny, niemniej, przypada do gustu. Madeline, jak to postać kobieca, wzbudza mniejszą sympatię, ale z pewnością nie irytuje. Co jednak tak - fakt, że postacie są dość niestałe w swoim zachowaniu. Przynajmniej w niektórych sytuacjach. Częściej objawia się to właśnie u damskiej bohaterki.
Podsumowując, W teatrze uczuć to prosty i nieskomplikowany, dość przewidywalny, ale mimo wszystko dobry romans. Te wady, które wymieniłam miały głównie za zadanie pokazać, że nie należy spodziewać się po tej powieści czegoś górnolotnego i odkrywczego. Mimo to, gorąco polecam, gdyż jest to historia idealna na chwilę relaksu bez większego zagłębiania się w fabułę czy niepotrzebne myśli.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję serwisowi AGW.info oraz wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Ciekawa książka :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam i jakoś nie czuję się zachęcona. Romanse przemawiają do mnie jedynie wtedy, kiedy faktycznie jest w nich "to coś", co potrafi mnie przyciągnąć...
OdpowiedzUsuń