20 kwi 2013

Pola Pane - "Arisjański fiolet. Cisza"



Tytuł: Arisjański fiolet

Autor: Pola Pane. Cisza

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Data i miejsce wydania: Warszawa, 2012


Moja ocena: 4/10
Zakładka: Niesmaczny eliksir



- Cześć mała - rzucił wesoło, wysiadając z auta. - Spóźniłem się?
- Nie, po prostu ja wstałam za wcześnie - powiedziałam, zrywając się na równe nogi.

- A ja myślałem, że będę ci musiał zrobić pobudkę.

- Z tym myśleniem nadal u ciebie nie za dobrze.

Zachęcona dobrymi opiniami o tej, nowej jeszcze, książce, chętnie się do niej zabrałam. Koniec końców, światy postapokaliptyczne są ostatnio w modzie. Dowiedziałam się, że Arisjański fiolet to głównie romans. Tym lepiej. Bardzo lubię romanse paranormalne - zwłaszcza w ostatnim czasie - w związku z czym, byłam nastawiona na pozytywny odbiór. Jednak, już w trakcie czytania, stwierdziłam, że debiut Poli przypomina mi moje pierwsze opowiadanie - do którego się nie przyznaję.

Emily Walker w wieku ośmiu lat zeszła z mamą pod ziemię i zamieszkała w bunkrze, wybudowanym przez dziadka, po tym, jak w planetę uderzyła kometa, pozbawiając ją tlenu. Po dziesięciu latach kobiety postanawiają wyjść na powierzchnię, aby przekonać się czy ktoś jeszcze przeżył. Okazuje się, że na Ziemi pojawiła się nowa cywilizacja. "Ludzie" z pomarańczową, gładką skórą - Arisjanie - pozbawieni emocji i uczuć wyższych, przybyli ze swojej planty, by pomóc ludziom. Na drodze Emily staje jeden z nich i pomaga dziewczynie oraz jej matce. Wkrótce nastolatka rozpoczyna nowe życie, a jej wybawiciel - Korin - staje się kimś więcej.

Z pewnością główną wadą powieści jest jej naiwność. I nie mówię tu o naiwności głównej bohaterki - choć ta również występuje, w dodatku w ilościach, które przyprawiają o ból głowy - ale jako o całości lektury. Każde zdarzenie było bardziej niedorzeczne niż to poprzednie, a fabuła została okraszona mnóstwem błędów logicznych. Przewidywalna, nietrzymająca w napięciu, nudna, jednym słowem.

Zacznijmy od Emily. Już przy spotkaniu z pierwszym innym człowiekiem rzuca mu się w ramiona, opowiada historię swojego życia, obdarza potężną dawką zaufania, a gdy ta osoba następnego dnia nie zjawia się przy niej, jest bardzo zawiedziona, zaskoczona i zdołowana. Podejrzewa Arisjan o wszystko, co najgorsze - co akurat wcale nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie - ale podejrzenia te zostają zduszone w zarodku po jednej, może kilku rozmowach z nimi. Ciąg dalszy, mili państwo, czyli, można by powiedzieć, pierwsze spotkanie z Korinem - który przy "ocaleniu" dziewczyny nie zawahał się do niej strzelić - a ona nie wie, co się z nią dzieje w jego obecności, chce się mu podobać, ufa mu bezgranicznie i od razu z miejsca zakochuje się w kimś obcym. Rozumiem, że może być dość niereformowalna, jako, że nie żyła razem z innymi ludźmi, ale to i tak nie działa w ten sposób. Do tego, skoro już jesteśmy przy kwestii jej życia pod ziemią, bohaterka jest super inteligentna, wie dużo więcej niż powinna i ma niesamowite umiejętności - mowa tu o normalnych umiejętnościach, nie jakiś super mocach. Uczyła ją mama, świetnie, ale nie ma najmniejszych szans, żeby mogła nauczyć ją AŻ TYLU rzeczy tak skutecznie.

Korin - idealny Arisjanin, nie ma dla niego takiego pojęcia jak miłość, ale - jakżeby inaczej - w jakiś niewyjaśniony sposób ciągnie go do Emily - choć nie jest jakoś specjalnie ładna - i nie chce jej zranić. Cóż, mogę się założyć, że w końcu dojdzie do tego, że jego geny w jakiś dziwny sposób nie będą miały na nic wpływu i się zakocha. Matka głównej bohaterki wykazuje całkowity brak strachu przed nowym otoczeniem, doskonale przystosowuje się do nowego środowiska i nic nie jest dla niej podejrzane. Kori, czyli arisjański wyjątek, bardzo pozytywnie nastawiona do głównej bohaterki i okazująca jej dużą przyjaźń. Krótko mówiąc, naiwność wylewa się każdym kątem.

Poza tym, kilku bohaterów w sposób wręcz wybitny przypomina mi postaci z innych dzieł. Na przykład, biolog i jego "Co istota tutaj robi?" kojarzy mi się z Przemko z popularnego serialu Brzydula, a pewna pielęgniarka z uroczą Molly Weasley, występującą w Harrym Potterze.

Choć książkę czyta się dość szybko - ale jednak męcząco z powodów wymienionych powyżej - styl pozostawia wiele do życzenia. Narracja pierwszoosobowa narracją pierwszoosobową, ale nie sądzę, żeby zamierzeniem autorki było przedstawienie bohaterki w tak dziecinny sposób.

Ciekawym dodatkiem do powieści jest płyta z utworami zespołu Rayne. Trzeba przyznać, że to bardzo pozytywny element, choć piosenki głównej bohaterki już takim nie są. Wszelkie umieszczanie muzyki w tekście jest dość ryzykowne, bo ciężko zrobić to w odpowiedni sposób. W tym przypadku, było to zwyczajnie niepotrzebne.

Arisjański fiolet to debiut niezbyt udany, ale może zyskać pewną sławę wśród nastolatek spragnionych nowości. Pozwolę sobie zresztą nawiązać do opinii Agnieszki Parzych, która to jest umieszczona na okładce i powiem, że jednak powieść ta odniosłaby sukces tylko wtedy, gdyby była porównywana do Zmierzchu.


Dziękuję bardzo za egzemplarz autorce książki.



26 komentarzy:

  1. Pierwsze słyszę o tej książce, ale skoro tobie nie przypadła do gustu to nie będę sobie zawracać nią głowy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Recenzja napisana z głową. Gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, recenzja nie zachęca ;) A więc nie będę sobie zawracał głowy tą książką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zachęca i słusznie. Styl niczym uczennicy szkoły podstawowej, schematyczna akcja i naiwni bohaterowie - oto, jak można podsumować pseudo-powieść Poli Pane.

      Usuń
  4. Dzięki za opinię :)
    Zawsze mogło być gorzej. Mógł mi się trafić arszenik albo jeszcze jakiś inny wynalazek :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Pola

    P.S. Błędu logicznego w przypadku schronów nie ma.
    To jest właśnie zadanie schronu - pozwolić przetrwać, gdy na ziemi nie ma ku temu warunków. Niektóre schrony przystosowano tak, by można w nich było przeżyć nawet 30 lat. Tlen krąży w obiegu zamkniętym, a każdy schron - tak samo jak stacja kosmiczna - jest wyposażony w system regeneracji tlenu. Stacje kosmiczne otacza próżnia, nikt nie podłączył ich rurą z atmosferą, by stamtąd czerpały powietrze.
    Pytanie za 100 punktów z chemii - w których reakcjach chemicznych dostajemy tlen?
    Polecam lekturę jakiejkolwiek strony firmy budującej schrony, tam wszystko jest dokładnie wyjaśnione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zwracam honor, jeśli o błąd logiczny chodzi, jednak czytam i oceniam tę książkę jako laik, a jako taki nie mam pojęcia o chemii i tego typu rzeczach. Jednak, takie rzeczy, jak przypuszczam można by spokojnie wyjaśnić w powieści, jeśli były poruszane inne tego typu zagadnienia.
      Tak czy inaczej, nie zmienia to w żaden sposób mojej oceny.

      Usuń
    2. Absolutnie nie chcę zmiany oceny, każdy ma prawo do własnego zdania i to jest właśnie fajne :) W powieści nie było sensu zamieszczać dokładnego opisu i działania schronu, bo i tak każdy coś takiego by pominął. Był pomysł zamieszczenia z tyłu książki objaśnień, ale w dobie wszechobecnego doktora Google mijało się to z celem.
      A schron można sobie kupić, są firmy na zachodzie, które się tym zajmują.
      Niektóre są tak luksusowe, że ludzie w Polsce nie mają takich mieszkań.
      Pozdrawiam,
      Pola

      Usuń
  5. Choć Twoja recenzja nie jest pochlebna to ja jestem na tyle tej książki ciekawa, że z pewnością po nią sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja , nie zachęcasz ale z drugiej strony nie każda książka musi być dobra

    OdpowiedzUsuń
  7. Na miłość Borga! Ta książka to fantastyka, nie dokument! Nie wszystko musi być bardzo logiczne, pewne sprawy mogą być z lekka naciągnięte i wcale to książce nie szkodzi.Według mnie nie ma Pani racji, powieść jest bardzo dobra i nie ustępuje wielu zagranicznym bestsellerom z tego gatunku. A na pewno jest lepsza od bredni w rodzaju wspomnianego "Zmierzchu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomijając fakt, że w dalszym ciągu nie rozumiem oburzenia się o inną opinię na temat książki niż ma większość, absolutnie nie zgadzam się z Pani stwierdzeniem. To, że książka jest zaliczana do gatunku fantastyki, absolutnie nie oznacza, że ma być ona nielogiczna! Jasne, niektóre sprawy mogą być naciągnięte, ale jeśli (nawet, gdy książka jest z gatunku fantasy) autor przedstawi czytelnikowi coś, co w ogóle się w głowie nie mieści, automatycznie zaszkodzi to powieści, bo spadnie jej wiarygodność.
      Natomiast, jeśli chodzi o Pani stwierdzenie odnośnie tego, że książka nie ustępuje wielu zagranicznym bestsellerom z tego gatunku... no cóż, to już jest pani opinia. Ale jednak, jeśli ma Pani na myśli paranormal romance, to nic nie powiem. Jeśli za to mówi Pani o fantastyce samej w sobie, to należałoby zapoznać się z tymi zagranicznymi bestsellerami.

      Usuń
  8. Mnie to jakoś nieszczególnie do niej ciągnie. Raczej dam sobie spokój. W ogóle to pierwszy raz o niej słyszę :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Recenzja dodana do wyzwania :)
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam i bardzo mi się podoba ta książka.Wciągająca akcja,fajni bohaterowie.Naprawdę czytając można się zrelaksować.Co do zagranicznych bestsellerów,to ta książka jest właśnie na ich poziomie.Myślę,ze nawet fajnie byłoby sobie pomarzyć,ze na jej podstawie powstanie film.To byłoby ciekawe:)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja powiem tyle, że czytałem i jestem zachwycony ksiązką. Z recenzją się absolutnie nie zgadzam. Błedów logicznych wpływających na odbiór nie dostrzegłem. Bardziej żałuję tego, że wiele osób nie dostrzega przesycenia współczesnego świata nieprawdopodobnym dystansem, ale to bierze się chyba z wewnętrznych ograniczeń. Pozdrawiam Gens

    OdpowiedzUsuń
  12. O książce nigdy nie słyszała, ale jak już czytam, że bohaterka jest naiwna to tracę na nią ochotę

    OdpowiedzUsuń
  13. Hahah opis fabuły rzeczywiście wywołuje takie wrażenie, że książka jest baaardzo nielogiczna... zastanawia mnie też to, że Arsjanie, nie odczuwają wyższych uczuć i emocji, ale przybywają na Ziemie by ludziom pomóc, a chęć pomocy wynika z empatii, ta natomiast chyba jest uczuciem wyższym... :P więc autorce rzeczywiście nie poszło przy pisaniu tej książki, ale mimo wszystko przekornie chciałabym poznać tę książkę, żeby wiedzieć jak bardzo głupie pomysły miała pisarka :P:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ta pomoc wynika z czegoś innego niż empatia, ale nie opisałam tego, żeby nie zdradzać za dużo z fabuły :P
      Ale mimo wszystko, inne jej aspekty są nielogiczne.

      Usuń
  14. Mam spore zastrzeżenia do obiektywizmu autorki recenzji. Tzn., rozumiem - niektórym się podoba, niektórym nie; mnie osobiście główna bohaterka też denerwowała (i przez całą książkę miałam nadzieję, że TrueLover kopnie ją w tyłek:P), ale to zdaje się cecha charakterystyczna paranormali - że bohaterką jest irytująca MarySue, która uważa, że świat się ma kręcić wokół niej. "Fiolet" był w zasadzie pierwszym i jak do tej pory jedynym paranormalem którego przeczytałam w całości, (głupoty typu "Zmierzch" i jego klony odrzucają mnie po pierwszych stronach). Jeśli traktujemy "Fiolet" jako powieść science-fiction - to istotnie można mieć zastrzeżenia, bo element "science" jest okrojony i uproszczony, natomiast z tego co mi wiadomo, książka należy do gatunku paranormal romance i naiwność fabuły oraz bohaterki jest niejako wpisana w kanon, więc zarzut jest trochę nie na miejscu. Coś jakby mieć pretensje do dramatu, że smutny :P
    Czemu piszę, że recenzja jest nieobiektywna? A, zerknęłam sobie dla porównania na recenzję "Pieśni dla Feniksa". Akurat "Pieśń" pod względem fabularnym jest niesamowicie naiwna, władza państwa - mocarstwa światowego - ogranicza się do wąskiej grupki ludzi nie potrafiących myśleć (z cesarzem włącznie) i jednego kumatego doradcy. W ten sposób to nie sprawdziłoby się zarządzanie przedszkolem, a co dopiero "światowym mocarstwem". Recenzentka ani słowem się nie zająknęła na ten temat ani na temat dziur w fabule, tylko rozpłynęła w zachwytach. Również główny bohater (książę/cesarz Chin) jest naiwny i wkurzający, do tego nijak nie przypomina faceta a rozmemłaną panienkę. Do tego w „Pieśni” bardzo słabo są opisane sceny seksu (wspomnę tylko, że penis jest nazywany „palem” a odbyt „szczeliną” (ktokolwiek mający pojęcie o anatomii będzie wiedział, jaką głupotę palnęła autorka); w „Fiolecie” seks jest opisany całkiem poprawnie i przyzwoicie, bez tego typu „kwiatków”). Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu „Pieśń” została oceniona 10/10 i polecona miłośnikom slashu (akurat slash bardzo lubię, aczkolwiek w mojej opinii „Pieśń” jest jedynie słabym yaojcem, w którym relacja męsko-męska jest taka tylko z nazwy).
    Podsumowując, rozumiem że są różne gusta - ale wypadałoby albo starać się być obiektywnym, albo zaznaczyć: „gatunek yaoi ma 10/10 ze względu na samo bycie yaoi, treść nieważna”.
    Wracając do „Fioletu” - mogę z czystym sumieniem polecić osobom lubiącym lekką literaturę dla dorosłych oraz osobom, które chcą zobaczyć co można wycisnąć z tematu „paranormal” poza klonowaniem „Zmierzchu”. Czyta się naprawdę dobrze i szybko, styl nie boli.

    Bella.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że to mówię, ale Twój komentarz jest czystą głupotą (i wybacz też, jeśli Cię uraziłam, nie było to moim zamierzeniem).
      Po pierwsze, oczywiście, masz rację, co do swoich zastrzeżeń do mojego obiektywizmu. Coś takiego, jak obiektywizm w recenzji zwyczajnie NIE ISTNIEJE. Obiektywny może być sędzia podczas meczu, bo mniej więcej widzi, co się dzieje na boisku. Natomiast, w żadnej ocenie nigdy nie było i nigdy nie będzie czegoś takiego, jak obiektywizm. Każdy ma inny gust, co jest tego powodem. Każda moja recenzja jest subiektywna. To tylko moja opinia, zależna od mojego gustu. Nigdy nie starałam się, żeby ocena jakiejkolwiek książki była obiektywna.
      Po drugie, nie uważam, że naiwność bohaterki jest domeną Paranormal Romance. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Owszem, zdarzają się idiotki w stylu Mary Sue (choć ta wcale nie oznacza naiwności, wbrew pozorom), ale nie oznacza to, że każda bohaterka tego gatunku nią jest. Poza tym, naiwność w "Fiolecie" dosłownie się z niego wylewa. Oczywiście, jako, że wytłumaczyłam już fakt tego kanonu, Twoje porównanie z dramatem jest niesłuszne, prawda?
      Po trzecie, porównujesz moją recenzję "Fioletu" i "Pieśni", co jest całkowicie nie na miejscu. To tak, jakby "Zmierzch" porównać ze "Światem Dysku" Pratchetta albo z "Wiedźminem" Sapkowskiego. Dwa zupełnie inne gatunki, dwa zupełnie inne światy. Zwyczajnie nie da się ich porównać. Zarzucasz "Pieśni" naiwność w rządzeniu państwem... Cóż, prawdę mówiąc, naszym krajem w większości rządzą ludzie niepotrafiący myśleć i niestety nie jest to wąskie grono, więc gdzie tu logika? Poza tym, fakt, że Cesarz na cesarza się nie nadaje, jest jasno określony w powieści. Mnie osobiście Cesarz nie denerwował i nie przypominał rozmemłanej panienki - raczej, po prostu, zwykłego paniczyka.
      Jeśli chodzi o sceny seksu w "Peśni", absolutnie się z tobą nie zgadzam. Nie są opisane słabo. Może nie jakoś wybitnie, ale powieść ta nie jest erotykiem. Twoje wspomnienie o "palu" i o "szczelinie" wywołało uśmiech rozbawienia na mojej twarzy. Autorka palnęła głupotę? Czyżby? To są tak zwane porównanie bądź, jak kto woli, kolokwializmy. Sprawiają, że język staje się mniej wulgarny. Dla przykładu, podaj dziesięciu osobom do przeczytania scenę erotyczną napisaną językiem, jakim posłużyła się autorką, a potem taką samą z zamiennikami w postaci Twojego "penisa" i "odbytu". Gwarantuję, że z tych dziesięciu, przypadkowych osób, większość uzna scenę drugą za odpychającą. W powyższej recenzji nie wspomniałam o scenach seksu w "Fiolecie". Uważam, że owszem, nie są źle opisane, choć pewne zastrzeżenie do nich również mam, ale to już tak błaha sprawa na tle innych, że nie warto o niej wspominać. "Pieśń" została oceniona 10/10, ponieważ bardzo mi się ona podobała i trafiła w mój osobisty gust. Poza tym, twój dopisek sugeruje, że slash i yaoi (poza faktem oczywistym) czymś się dla Ciebie różnią. Odnoszę wrażenie, że uważasz slash za coś dobrego, yaoi z kolei za przeciętną opowiastkę. I nie, to, że powieść należy do gatunku yaoi daje jej po prostu dobry start, bo zabieram się za czytanie z wielką niecierpliwości. Jeśli jednak zostanie napisana koszmarnie, to będzie gorzej, niż gdyby była to książka bez takiego wątku. O obiektywizmie już wspominałam, nie będę się powtarzać.

      Usuń
    2. Jeśli "Fiolet" polecasz jako literaturę dla dorosłych, to... że tak pozwolę sobie napisać: "Bój się Boga!". Nie, to nie jest powieść dla dorosłych. Sceny seksu są tam... trzy (?), o ile dobrze pamiętam, co nie zalicza jej do erotyków, bynajmniej, a fabuła znacząco wskazuje na nastolatki. Poza tym, gwarantuję Ci, że z Paranormal można wycisnąć dużo więcej niż klonowanie "Zmierzchu". Osobiście, nie mam pojęcia czemu historia Stephanie Meyer stała się renomom.
      "Czyta się naprawdę dobrze i szybko, styl nie boli." - Otóż problem właśnie w tym, że nie czyta się dobrze i szybko, a styl bardzo boli. Autorka pisała coś po raz pierwszy i naprawdę, naprawdę to widać.
      Jednakże, dwa ostatnie akapity tego komentarza są moją subiektywną opinię, a więc możesz je spokojnie pominąć.

      Pozdrawiam,
      Himitsu

      Usuń
  15. Wybrałam akurat "Fiolet" i "Pieśń" bo a) obie książki znam b) obie są debiutami i zostały wydane w zbliżonym czasie c) zarówno poziom powieści gatunku paranormal jak i slash jest zbliżony literacko (i raczej nie najwyższych lotów) - równie trudno znaleźć dobrego paranormala co dobrego slasha d) obie książki są de facto z tego samego gatunku - romans (czego nie da się powiedzieć o "Świecie Dysku" czy "Wiedźminie").
    Termin "yaoi" odnosi się do mang, określając "Pieśń" mianem "yaojca" miałam na myśli sposób "przeniesienia" owego kanonu mangowego do książki (rozmemłany ukeś w którym, oprócz narządów rozrodczych nie ma nic z faceta, oczywiście o wyglądzie kobiecym, zachowaniu kobiecym, kobiecym sposobie myślenia... - szczerze, na tyle lubię slash, że chcę w nim widzieć facetów, a nie przebraną babę; no i oczywiście super-macho-seme; o coś takiego jak wiarygodność psychologiczna autorka się już nie martwi, o dziurawej jak sito fabule już wspominałam, jeśli chodzi o Twój argument, że naszym krajem zarządzają niezbyt mądrzy ludzie odpowiem Ci jedno - jak widzisz, naszemu krajowi do bycia supermocarstwem, z którym się wszyscy liczą, bardzo dużo brakuje :)).
    Slash to rzecz traktująca o relacji homoseksualnej, bez tego (niemal obowiązkowego w yaoi, ile potrafisz wskazać opowiadań/powieści z tego gatunku, gdzie nie wiedziałaś od momentu pierwszego pojawienia się bohatera, czy jest/będzie on aktywem czy pasywem?) podziału na role: mężczyzna-kobiecy i mężczyzna-męski.
    Wybacz, ale jeżeli oceniasz styl "Pieśni" za lepszy od "Fioletu", to masz słabe pojęcie o języku polskim. Rozumiem, że akurat "Pieśń" idealnie trafiła w Twój gust, ale jakość stylu pisania akurat da się ocenić w miarę obiektywnie. Akurat jestem dość mocno wyczulona na rozmaite błędy i niezręczności językowe i w "Fiolecie" potknięcia były nieliczne (czasem nadzaimkoza, ale głównie w dialogach i odnoszę wrażenie, że celowo podkreślająca egoizm Emily). Styl i słownictwo było dopasowane do całości opowieści (owszem, nie jest to język z najwyższej półki, ale pasuje do tego, o czym autorka pisze), czego niestety nie da się powiedzieć o "Pieśni", gdzie dobór słownictwa nie pasuje do tego, kim bohaterowie są i widać, że to debiut, do tego korekta nienajlepsza. W przypadku "Fioletu" - na pewno jest dużo lepiej. W zasadzie, to jakie masz konkretne zarzuty do stylu? (oprócz tego, że bohaterka jest infantylna - ale wg mnie dokładnie takie było zamierzenie - w końcu, zamknięta tyle lat w schronie, wyłącznie z matką, dla której ewidentnie była/jest oczkiem w głowie - ma prawo być rozpuszczoną smarkulą i jest to wiarygodne).
    Jeśli chodzi o sceny seksu - to czytając w "Pieśni" o "rozgrzanym palu" czy "szczelinie" (przypominam - scenerią jest Zakazane Miasto) parskałam śmiechem. To nie było erotyczne tylko głupie - szczelina, z definicji jest otworem podłużnym. A szczelina odbytu to bardzo bolesna przypadłość, raczej uniemożliwiająca seks analny... Jak dla mnie, złapanie autorki na takich kwiatkach dyskwalifikuje z miejsca. Sceny seksu w "Fiolecie" są opisane nieźle - nie są wulgarne, język jest dobrany odpowiednio do realiów i użyte słowa nie sprawiają, że czytelnik (tu: ja) zaczyna radośnie rechotać w połowie "romantycznej" scenki. Właśnie obawa przed używaniem słów typu "penis" świadczy o niedojrzałości literackiej, znalezienie pasujących zamienników nie jest łatwe i wybacz, ale "pal" w Chinach po prostu śmieszy. Już lepsza byłaby jakaś nefrytowa łodyga, czy coś. Mogę pójść z Tobą na zakład w kwestii słownictwa - pytanie tylko jaką grupę testujemy. Under20 - tu wygra "pal i spółka". Natomiast wśród czytelników starszych, którzy wiedzą i rozumieją co czytają, "szczelina" jako synonim odbytu nie przejdzie.
    No nic, chciałam tylko przedstawić inny punkt widzenia, z którym oczywiście można się zgadzać lub nie :)

    pozdrawiam,
    Bella.

    OdpowiedzUsuń
  16. "naiwność bohaterki jest domeną Paranormal Romance" - śmiech na sali! Nie wiem ile Bella czytała paranormal romance, ale chyba tylko jakieś przeciętne, skoro wysnuwa tak śmieszne wnioski. I nie rozumiem również dlaczego akurat porównujesz ogólnie paranoprmale romance do "Zmierzchu" - co mnie drażni.
    Nie lubię również kiedy ktoś czepia się recenzji w taki sposób...

    OdpowiedzUsuń
  17. Popieram Sol! Jak dla mnie to chyba nie miała z tym gatunkiem styczności "na poważnie", albo po prostu trafiała na jakieś dwie-trzy błahe historyjki, gdzie to akurat miało miejsce.

    Poza tym daruj, ale cały czas mówi się tu o tym, że Himitsu pisze SUBIEKTYNIE, to na kija za przeproszeniem wyjeżdżać non stop "bo to nie jest obiektywne"? Bo dla mnie już samo to przestaje być motywatorem do pisania takich, a nie innych komentarzy. Każdy ma swój gust i po to są takie strony, by móc przedstawiać własny punkt widzenia, więc nie dziwi mnie to, że dziewczyna w swojej recenzji ujęła to tak, jak ona to widzi. Bo w recenzjach chodzi przecież o własne spostrzeżenia i przeżycia - no chyba, ze teraz ja się mylę...

    A jeśli już mam być czepialska [a będę, bo mnie ten komentarz podjudził] to komentując powyższe stwierdzenie, a propos kolokwializmów, to darujcie, ale osobiście wolałabym czytać coś takiego, niż masę wulgaryzmów. A jeśli komuś to przeszkadza, to widocznie za bardzo mu w gustach Grey i inne tego typu powieści, które aż tym kipią. "Natomiast wśród czytelników starszych, którzy wiedzą i rozumieją co czytają, "szczelina" jako synonim odbytu nie przejdzie." - A to niby dlaczego? Ja jakoś nie uważam, że to jest coś złego. W takim razie po takim przytoczeniu powinniśmy dojść do wniosku, ze takie stwierdzenia mogą czytać tylko osoby młode?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowo "penis" jest dla Ciebie, dziecko, wulgarne? Doucz się. Potem wypowiadaj.

      Usuń
  18. A mnie się ta książka bardzo podobała i nie rozumiem zastrzeżeń pod jej adresem. Czytałam wiele książek o wiele gorszych, które usiłowano przedstawiać jako bestsellery. Każdy ma prawo do swojej opinii, to prawda, ale myślę, że ta przedstawiona przez autorkę bloga jest nieco krzywdząca. Nie tylko jej, w komentarzach znalazły się znacznie dosadniejsze sformułowania - moim zdaniem niesprawiedliwe. Bohaterka "Fioletu" jest nieco naiwna, ale weźmy pod uwagę, ze taka właśnie ma być! w końcu zatrzymała się w rozwoju emocjonalnym z chwilą zamknięcia w schronie, a potem nadrobić to trudno. Poza tym świat składa się z bardzo różnych ludzi. "Arisjański fiolet" czyta się lekko i przyjemnie, a koncepcja akcji jest bardzo ciekawa. Lubię tę książkę i z czystym sumieniem polecę ją każdemu.

    OdpowiedzUsuń