Tytuł: Rycerz z Alcantary
Autor: Jesús Sánchez Adalid
Wydawnictwo: Bellona
Data i miejsce wydania: Warszawa 2011 r.
Moja ocena: 5/10 [3/6]
A gdy przyszedł, gdy ujrzałem go w drzwiach, powiedziałem bezczelnie:- Zapomniałeś dotknąć mezuzy.
Urodzony w 1962 roku Jesús Sánchez Adalid pochodzi z Villanueva de la Serena (Badajoz). Ukończył prawo na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Przez dwa lata pracował jako sędzia, następnie studiował jednocześnie filozofię i teologię. Ukończył również prawo kanoniczne na Uniwersytecie Papieskim w Salamance.
W jego dorobku znajdują się takie dzieła, jak: La fuente del Atenor, La luz del Oriente, El Mozarabe, Felix de Lusitania, La Tierra sin Mal, En compania del sol, La Sublime Puerta, El caballero de Alcantara i Los milagros del vino.
Po pierwsze, nie wiem co mnie podkusiło do tego, żeby spojrzeć na powieść historyczną. Nie lubię historii (chociaż tą, która nie jest związana z naszym krajem jestem w stanie znieść), jednak rycerz w tytule to już inna sprawa. No i nazwa zakonu. Być może to mnie do tego przekonało. A może nieszczęsna Pani na Czachticach?
Książka opowiadania o przygodach Luisa Marii Monroya, który musi zmagać się z przewrotnością losu i zadaniami, jakie ma obowiązek spełnić. Po powrocie z niewoli do upragnionego domu, w niedługim czasie znów musi się z nim pożegnać i ruszyć w pełną niebezpieczeństwa podróż.
Poza życiem głównego bohatera w lekturze znajdujemy jeszcze opowieść o epoce pełnej skrajności. Od miłości, poezji, muzyki poprzez wojnę, niewolę i śmierć.
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że nie jest to książka dla osób, lubiących dużo świetnie opisanej akcji. Owszem, cały czas coś się dzieje, ale nie na tyle, żeby czytać z zapartym tchem i nie móc się oderwać. Właściwie, mimo rozbudowanej i wciąż biegnącej do przodu fabuły, wszystko rozkręca się dopiero pod koniec.
Lekki, niezobowiązujący styl sprawia, że tą historię można przeczytać jako opowieść, legendę o czymś, ale nie jako powieść akcji. A przecież autorowi powinno chodzić o to, żeby zamknąć czytelnika na kartach swojej wyobraźni i nie wypuścić aż do samego końca.
Tutaj tego nie ma.
Szczerze powiedziawszy, spodziewałam się czegoś lepszego po autorze, który ma na swoim koncie tak dużą liczbę dobrze przyjętych dzieł. Jeśli książka mi się podoba to zżywam się z każdym bohaterem, ale jeśli nie... Tutaj pogubiłam się między postaciami. Nie jestem nawet w stanie teraz wymienić wszystkich ich imion.
Byłam ciekawa i urzeczona do momentu, w którym zaczęła się opowieść po niewoli i od momentu tuż przy końcu. Jedyne zalety powieści, jakie mogę wymienić to właśnie ten styl i wprowadzanie w świat, zwyczaje i kulturę ludzi z innych wiary i z innego miejsca.
Polecę Rycerza z Alcantary ludziom, którzy lubią historię. Ci, którzy przepadają za słuchaniem opowieści snutych przez historyków właśnie, powinno się spodziewać. Ale nie tym, którzy chcą przeczytać coś z akcji. Oczywiście, powieść przeznaczona jest dla starszego grona czytelników. Pojawiają się w niej wątki, które ciężko byłoby sobie wyobrazić dzieciom.
Na koniec pozostaje więc zadać sobie pytanie: Czym jest bestseller dla większości osób?
Ciekawa recenzja. Znalazłam tylko jedną literówkę:
OdpowiedzUsuń"(...)świat, zwyczajnie i kulturę ludzi(...)" - tu nie powinno być zwyczaje? Czy mi się tylko zdaje?
Cieszy mnie, że mój blog przypadł Ci do gustu. Mam nadzieję, że nie zniechęcę Cię swoim marnym stylem.
Wybacz, że nie napiszę więcej, ale nie bardzo wiem co :)
Pozostaje mi tylko życzyć mnóstwa dobrych książek.
Masz rację, to literówka. Poprawię ją, kiedy się zaloguję ;)
OdpowiedzUsuńMarnym stylem? Wcale nie. Trzeba było zobaczyć mój!
Witam!
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam książki historyczne, jestem ciekawa czy ta by mi się spodobała. Generalnie gusta są różnie, nie martw się bo mój też nie raz różni się od większości. Myślę, ze bestseller ocenia się nie po tym czy książka jest naprawdę rewelacyjna tylko po ilości sprzedanych egzemplarzy. Mnie akurat w recenzowanej przez Ciebie pozycji urzekła okładka, ciekawa jestem... może kiedyś się skuszę ;)
Cychu boski, nie? ^^
OdpowiedzUsuńMnie rozwalił tekst, gdy Artur po pijaku bawił się światłem i... nie wiem czy przeczytałaś do końca, nie spoilerować. ;)
No cóż, Wojtuś jest... trudny.
OdpowiedzUsuńJa osobiście też polubiłam Mateusza, naprawde szkoda mi go. Mnie się ten angst podobał, ale co kto lubi. Nie ma opowiadania, które spodobałoby sie wszystkim. Ale i tak nie wybaczę autorce tego zakończenia. Ciekawa jestem tylko kto dzwonił, w tym ostatnim rozdziale. Mam dziwne wrażenie, że Mateusz.
Zaponiałam ostatnio dodać: nieprzeciętną i bolesną znam i uwielbiam, ale jak masz jakieś propozycje i nie sprawi Ci to kłopotu, wal do Guestbooka. A nóż widelec coś mi umknęło :)