16 wrz 2013

Bernhard Hennen - "Elfy I"




Tytuł: Elfy I

Autor: Bernhard Hennen

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Data i miejsce wydania: Lublin, 2013


Moja ocena: 6/10
Zakładka: Intrygujący posiłek



Kto jest tchórzem, tego bogowie już nie strzegą.

Właściwie, można by powiedzieć, że elfy są tematyką wciąż niszową - na pewno w odniesieniu do niezliczonych powieści o wampirach czy coraz bardziej popularnych wilkołakach. Nic więc dziwnego, że jeśli na rynku pojawia się coś z nimi związanego, sięgnięcie po taką lekturę naprawdę kusi. Czy jednak słusznie? Na pewno nie do końca w przypadku książki, którą reklamuje się, przyrównując do świata z Tolkienowskich historii.

Kiedy Mandred - syn człowieka, jarl swego plemienia, wraz z innymi łowcami wyrusza na polowanie, aby zabić bestię, nie spodziewa się, że będzie jedynym ocalałym z krwawej uczty, urządzonej przez Człeknura. Z myśliwych ludzie stali się ofiarą. Przywódca w ostatnich dramatycznych chwilach robi wszystko, co mogłoby ocalić jego wioskę. Nigdy nie mógłby jednak przypuszczać, że dostanie się do legendarnej krainy elfów - Alfenmarchii. Z pomocą od jej królowej, nadzieja na uratowanie jego ludzi wzrasta na nowo. Ale władczyni tych mitycznych stworzeń nie niesie bezinteresownej pomocy...

Zaznaczyć muszę na sam początek - zanim zacznę narzekać - że świat stworzony przez Bernharda Hennena jest przedstawiony naprawdę dobrze. Pomysł autor miał zaiste wspaniały. Różnorodność miejsc i postaci sprawia wrażenie takiej soczystości, że właściwie nie można narzekać. I gdyby tylko to miało podlegać ocenie, powieść byłaby świetna.

Problem z tą książką polega jednak na tym, że nie wciąga. Ani z początku, ani w środku, ani nawet pod koniec - choć tu pojawiają się nieliczne fragmenty, które ciekawią. Całą historię czyta się niemal na siłę i to skutecznie zaciera dobre wrażenie o świecie przestawionym. Skutkuje to więc tym, że po zakończeniu lektury, czytelnik ma więcej nie tych dobrych, ale złych doświadczeń.

Na całe szczęście, nieco nadrabiają to bohaterowie. Każdy z nich ma w sobie coś, co jest na swój sposób pociągające. Wszyscy różnią się od siebie tak diametralnie, że ciężko znaleźć między nimi cechy wspólne - i to jest jak najbardziej spory plus! Poczynając od nieokrzesanego Mandreda, przez bardzo do niego podobnego centaura Aigilaosa, odważnego Farondina, a na czarującym Nuramonie kończąc, wszystkie te postaci mają w sobie niezaprzeczalne, specyficzne piękno.

A skoro już o specyfice mowa, taka ona [mowa] właśnie jest. Specyficzna. Język można porównać do nieco już przestarzałego, z pewną nutą doniosłości i szlachetności - u elfów - a także do barbarzyńskich, prostych rozmów dawnych ludów - u ludzi. Jak więc widać, jest to kolejne zróżnicowanie, które połączone daje naprawdę ciekawy efekt.

Czy Elfy są powieścią interesującą? Z pewnością. Zwłaszcza, że ciężko wyróżnić w niej jeden główny wątek. Na przestrzeni fabuły okazuje się, że akcja podstawowa, prowadząca do jednego rozwiązania, zmienia się w zupełnie inną, która odkrywa całkiem inny problem.

Podsumowując więc, pomimo tej jednej sporej wady, nie sądzę, żebym powstrzymała się od sięgnięcia po tom drugi. Wbrew pozorom, świat Alfenmarchii ciekawi. Nie można porównać go do Tolkiena, ale jest interesujący. Czy warto w takim razie sięgnąć po tę lekturę, jeśli czyta się ją trochę ciężko? Ten wybór pozostawiam czytelnikowi każdemu z osobna. Być może warto zaryzykować.

Za egzemplarz dziękuję serwisowi AGW.info oraz wydawnictwu Fabryka Słów.



Wyzwania: Czytam Fantastykę, Paranormal Romance

5 komentarzy:

  1. Jeszcze niedawno chciałam przeczytać tę książkę, ale z biegiem czasu uznałam, że chyba to nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż ja nie lubię książek, w które nie da się wciągnąć, wiec raczej podziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się doczekać kiedy książka wpadnie w moje ręce :D Chociaż i tak pewnie uprzedzi mnie mój tata :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli książka nie wciąga to na pewno nie jest dla mnie ;/ Ogólnie to to jakoś nie moja tematyka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś lubiłam książki o elfach, później już niezbyt... Jeśli książka nie wciąga, to źle by mi się ją czytało. Mogę przebrnąć przez nudny początek, środek, czy koniec. Ale co innego, gdy mam się męczyć cały czas.

    OdpowiedzUsuń