Tytuł: Szukając Alaski
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data i miejsce wydania: Wrocław, 2013
Moja ocena: 10/10
Zakładka: Gotujące krew
Jak wydostać się z tego labiryntu cierpienia?
John Green stał się ostatnio niezwykle sławny nie tylko w Ameryce, ale również w Polsce. Głównie za sprawą podobno wspaniałej powieści Gwiazd naszych wina. W końcu musiało nastąpić moje spotkanie z tym pisarzem. A chciałam zacząć je nie od jego najsłynniejszej książki, ale właśnie od debiutu. Pomyślałam sobie, że jeśli na tym etapie mnie zauroczy, to potem może być już tylko lepiej. Po przeczytaniu Szukając Alaski mogę powiedzieć całkiem szczerze, że rozumiem fenomen Greena. Fenomen, na który złożyło się kilka czynników.
Miles Halter jest zwyczajnym nastolatkiem w żaden sposób niewyróżniającym się z tłumu i nie posiadającym przyjaciół. Jego szkolne życie wieje nudą, a największą dla niego rozrywką jest zapamiętywanie ostatnich słów. Postanawia to jednak zmienić. Zapisując się do nowej szkoły z internatem wyrusza na poszukiwanie Wielkiego Być Może. Spotyka tam kilka interesujących osób, ale przede wszystkim poznaje fascynującą Alaskę Young, która od pierwszej ich rozmowy nie przestaje zaprzątać jego myśli.
Jak już wspomniałam, rozumiem fenomen Greena. Szukając Alaski to powieść naprawdę wspaniała, jednakże... nie jedyna w tym stylu. Już po rozpoczęciu czytania nasunęła mi się myśl, w której stwierdziłam, że my też mamy taką książkę. I jest tak samo dobra. Albo lepsza, w zależności od punktu widzenia. Jednak nie ma najmniejszych szans na to, żeby Radio Armageddon Jakuba Żulczyka dorównało sławie tego amerykańskiego pisarza. Ponieważ wspomnianą historię czyta się ciężko. Jest bez wątpienia powieścią trudną. Powieścią o młodzieży, dla młodzieży, której młodzież jednak nie powinna czytać, jak się mówi. A Green pisze lekko. Choć tematyka obu książek jest podobna, Szukając Alaski przedstawiona została w sposób łagodniejszy, mniej odważny i bardziej przystępny. Dlatego przyniosła autorowi taką sławę.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że ten debiut zaliczyć można do grona świetnych. Wybitnych wręcz. Historia zbuntowanych nastolatków, która bawi, ciekawi i wzrusza, ale nie w ten dołująco-depresyjny sposób, a w lekki, stonowany. Green dobiera tego typu wątki w znakomity sposób, a dodatkowo przedstawia je tak specyficznie, że te wydarzenia nie do końca docierają do świadomości czytelnika. Są tam, ale jak gdyby za mgłą, jakby były nieprawdziwe. Takie gwałtowne, nagłe, wzbudzające szok i niedowierzanie.
Co już napisałam, powieść, choć porusza odważny i mocny temat, przedstawiona jest w formie, która go tonuje, łagodzi i sprawia, że nie jest odbierany tak drastycznie. Dodatkowo, ponieważ pisana jest lekkim językiem, niezwykle szybko brnie się przez całą fabułę i kiedy akcja już się kończy, cała treść tak naprawdę przybiera tę rzeczywistą formę i wtedy można powiedzieć tylko: łał, to było coś, na jednym wydechu.
Oprócz tego, na pewno nie będzie to żadnym zaskoczeniem, kiedy napiszę, że czytelnik, sięgający po tę książkę dostaje naprawdę fantastyczne kreacje bohaterów. Głównej postaci - Milesa Haltera, Kluchy - jego przyjaciół - tu warto wspomnieć o Pułkowniku, który fascynuje, choć z początku wydaje się raczej niezbyt sympatyczny - a przede wszystkim samej Alaski. Alaski, która do końca powieści pozostaje nieodkryta, tajemnicza i bardzo skomplikowana. Wzbudzająca wiele emocji.
John Green zachwycił mnie tytułem Szukając Alaski. Dał mi coś niesamowitego, zapadającego w pamięć i poruszającego. Wiem, że sięgnę po jego kolejne dzieła. Wiem, że teraz muszę je przeczytać. Ponieważ ten autor zauroczył mnie już swoim debiutem. Polecam każdemu, żeby przekonał się sam, co takiego jest w Greenie i jaki jest jego fenomen.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że ten debiut zaliczyć można do grona świetnych. Wybitnych wręcz. Historia zbuntowanych nastolatków, która bawi, ciekawi i wzrusza, ale nie w ten dołująco-depresyjny sposób, a w lekki, stonowany. Green dobiera tego typu wątki w znakomity sposób, a dodatkowo przedstawia je tak specyficznie, że te wydarzenia nie do końca docierają do świadomości czytelnika. Są tam, ale jak gdyby za mgłą, jakby były nieprawdziwe. Takie gwałtowne, nagłe, wzbudzające szok i niedowierzanie.
Co już napisałam, powieść, choć porusza odważny i mocny temat, przedstawiona jest w formie, która go tonuje, łagodzi i sprawia, że nie jest odbierany tak drastycznie. Dodatkowo, ponieważ pisana jest lekkim językiem, niezwykle szybko brnie się przez całą fabułę i kiedy akcja już się kończy, cała treść tak naprawdę przybiera tę rzeczywistą formę i wtedy można powiedzieć tylko: łał, to było coś, na jednym wydechu.
Oprócz tego, na pewno nie będzie to żadnym zaskoczeniem, kiedy napiszę, że czytelnik, sięgający po tę książkę dostaje naprawdę fantastyczne kreacje bohaterów. Głównej postaci - Milesa Haltera, Kluchy - jego przyjaciół - tu warto wspomnieć o Pułkowniku, który fascynuje, choć z początku wydaje się raczej niezbyt sympatyczny - a przede wszystkim samej Alaski. Alaski, która do końca powieści pozostaje nieodkryta, tajemnicza i bardzo skomplikowana. Wzbudzająca wiele emocji.
John Green zachwycił mnie tytułem Szukając Alaski. Dał mi coś niesamowitego, zapadającego w pamięć i poruszającego. Wiem, że sięgnę po jego kolejne dzieła. Wiem, że teraz muszę je przeczytać. Ponieważ ten autor zauroczył mnie już swoim debiutem. Polecam każdemu, żeby przekonał się sam, co takiego jest w Greenie i jaki jest jego fenomen.
Za możliwość zapoznania się z powieścią serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las.
Świetna recenzja, zresztą jak wszystkie, które wyszły spod twojego pióra :)
OdpowiedzUsuńCo do samej książki, to chociaż bardzo pozytywnie ją opisałaś, to raczej po nią nie sięgnę. Ostatnio znów wpadłam w wir fantasy i tylko magia mi w głowie ;)
Tak patrzę na tą okładkę i patrzę i gdzieś już ją widziałam. Chyba ostatnio jest na topie, prawda? Zresztą co się dziwić, skoro postanowiłaś dać jej tak wysoką ocenę :)
Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejną recenzję,
J.
Już mnie tak nie przechwalaj, bo jeszcze popadnę w samozachwyt :D.
UsuńOj tak, fantasy to cudo nad cudami, ale ja lubię sięgnąć też po coś innego. Zwłaszcza jeśli jest tak dobre ;).
Okładki są trzy w podobnym stylu. Wszystkie tego samego wydawnictwa do książek właśnie Johna Greena: "Szukając Alaski", "Papierowe miasta" i "Gwiazd naszych wina" :).
A kolejna recenzja już jutro!
Możesz popadać, bo masz powody. Także droga wolna :D
UsuńKolejna recenzja już jutro? Kurczę, skąd Ty bierzesz na to czas! Nie żebym narzekała, ale... wow! Masz świetne tempo :)
Chyba masz rację z tymi okładkami. Mogłam je pomylić, ale... ostatnio wszędzie je widzę! Może to znak? ;)
Żadne powody :P.
UsuńJa po prostu staram się wyjść z zaległości, Jill :D. I mam wenę. W miarę.
Znak, że musisz przeczytać? Jak najbardziej!
Green to czarodziej słowa. Uwielbiam jego ksiażki
OdpowiedzUsuńMhm... im bardziej chcę dorwać się do książek Greena - tym bardziej nie mogę ich mieć... Świetna recenzja :***
OdpowiedzUsuńMuszę dorwać tą powieść :) Cztałam już 'Papierowe Miasta' i były dosyć niezłe. :)
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Czytałam 'Szukając Alaski' kilka lat temu i powiem szczerze, że to pierwsza książka, która doprowadziła mnie do łez. Aktualnie przymierzam się do przeczytania jej po raz drugi. Polecam ją każdemu, kto tylko o niej gdzieś wspomni. :)
OdpowiedzUsuńGreen jeszcze przede mną, ale presja społeczeństwa nie pozwala mi trwać w tym stanie! Ileż jeszcze dane mi będzie czytać recenzji książek, nim sam przeczytam jego powieści!
OdpowiedzUsuń