Choć listopadowy numer Nowej Fantastyki ukazuje się między coraz bardziej rozpowszechnionym Halloween czy Samhain, pod którym data ta również jest znana, a nieco swojskimi Andrzejkami, ani z jednym, ani z drugim świętem nie ma nic wspólnego.
Jak już wskazuje sama okładka, jedenastka utrzymana jest w klimacie SF. Jeśli więc jesteś fanem Science Fiction i odnajdujesz w tym gatunku siebie, drogi czytelniku, to z całą pewnością powinieneś wybrać się do kiosku i poszukać ocalałego jeszcze, być może, magazynu, a potem zapoznać się z jego treścią. Jeśli jednak ten odłam fantastyki nie sprawia, że serce bije Ci szybciej, a oczy świecą z niecierpliwości, żeby już, już! dostać jakiś jego ochłap w swoje ręce, to prawdopodobnie powinieneś odpuścić.
Po Kingowych horrorach październikowych, przyszedł czas na zmianę tematyki. Wszystko więc, co tym razem prezentuje NF obracać będzie się wokół fantastyki naukowej, popartej zaledwie kilkoma wzmiankami o religiantach i jednej niezwiązanej z motywem przewodnim numeru.
Na dowód tego, że w gatunku SF rzeczywiście ważne jest nie tylko samo "wymyślanie", a również nauka, Mateusz Wielgosz wspomina o Zastrzyku Przyszłości, opisując w nim między innymi LAB-BURGERA oraz pisząc chociażby o ludzkiej wątrobie wyhodowanej u myszy (potwierdzeniem zdjęcie, którego obrońcom zwierząt zdecydowanie nie polecam).
Do wymyślania jednak wracając, Andrzej Kaczmarczyk opowiada, jak to wiele osób musiało popisać się swą wyobraźnią przy tworzeniu serialu, który ma już ponad trzydzieści sezonów i właśnie obchodzi swoje 50. urodziny. Gratka dla miłośników, jednak osobom nieznającym Doktora Who, a planującym w przyszłości to zmienić, odradzam czytanie tego artykułu bogatego we wszelkiego rodzaju spoilery. Ci drudzy znajdą tu jednak spis co ciekawszych, starszych odcinków, jeśli nie są do nich przekonani.
W temacie science and fiction do powiedzenia mają coś również Chińczycy. W pierwszej części Fantastycznego Świata Chin Marek Grzywacz przeanalizuje to "coś" na przestrzeni historii owego państwa, a zaraz potem czytelnika czeka krótka przerwa od nauki na rzecz Córki Smoków Marka Oziewicza oraz trzy pytania Michała Hernesa do Ursuli Le Guin przy okazji Ziemiomorza.
Następnie zaś wkraczamy znów do SF za sprawą obszernej Talii Carda Joanny Kułakowskiej. Nie dziwi to z pewnością, kiedy na koniec października swoją premierę w kinach miała Gra Endera.
Mimo że opowiadań do wyboru jest kilka, a dwa z nich zajęły drugie miejsce w konkursie literackim Nowej Fantastyki, prym wiedzie z całą pewnością Pikselowa maska Jeffa Noona. Autor polskim czytelnikom znany dość dobrze, zwłaszcza po niedawnym wznowieniu Wurta przez wydawnictwo MAG. Jak informuje krótki dopisek - a ja w pełni się z nim zgadzam - choć jest to tekst dużo spokojniejszy, czytelnicy zauważą pewien motyw łączący oba dzieła. Trzeba też dodać, że Pikselowa maska również zalicza się do gatunku SF, nawet jeśli nie widać tego na pierwszy rzut oka.
Interesujący jest także Rok Szczura Chena Quifana, gdyż opowiadanie to ściśle wiąże się z przedstawionym wcześniej artykułem Marka Grzywacza.
Po tej dawce opowiadań zostaje już tylko tekst o heretykach i religiantach Macieja Parowskiego, wzmianka o Piłsudskim z lamusa oraz przedstawienie Łukasza Orbitowskiego przez Emila Strzeszewskiego. Na deser, po kilku recenzjach, Rafał Kosik wypowiada się o nadążaniu za technologią, a wspomniany wyżej Łukasz Orbitowski nawiązuje do filmu Johna Carpentera Oni żyją! w swoim Widzieć znaczy żyć.
Na koniec pozostaje więc wykrzyczeć głośno: fani SF, łączcie się i kupujcie jedenastkę, bo to coś dla Was!
0 komentarze:
Prześlij komentarz